sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 20

Wieki mnie tu nie było,to prawda.
Serdecznie przepraszam.Przyszło mi niestety zamknąć pewien rozdział w życiu i stąd taki impas.
Jeeej 10000,wielkie dzięki;)Rozdzialik krótki,ale zależało mi aby go wrzucić właśnie dziś-w urodziny,jako symbol pomyślności na kolejny rok.

Nasza historia powoli się kończy.Teraz gdy będę miała więcej czasu,skupię się na końcowych rozdziałach i od sierpnia ruszę z kolejnym opowiadaniem,jeszcze nie wiem czy będzie do dramione czy sevmione,czas pokaże.
Tymczasem zapraszam na rozdzialik 20 ;)

And you let her go...

         Gdybyśmy planowali wszystko z chirurgiczną precyzją,a każdy moment był tylko sumą konkretnych akcji i myśli,gdzie wtedy byłaby magia?

Jednoznacznie ciężko orzec,co wstrząsnęło Draconem bardziej, czy histeryczny płacz Ginny, który usłyszał z korytarza, czy widok Blaise'a stojącego ramię w ramię z ojcem i Hermiony,leżącej bez ruchu na ziemi.Energicznie podbiegł do grupki i od razu pochylił się nad leżącą dziewczyną.Zemdlała.
-Czy ktoś mi wyjaśni o co chodzi?-Powiódł spojrzeniem po obecnych,ale nikt nie patrzył mu w oczy.
-Nie teraz stary,zanieśmy ją do skrzydła szpitalnego.

Kilka godzin wcześniej...
Blaise zanurzył twarz w myślodsiewni.

-Panie,Elie jest w ciąży,będę miał dziecko.
-Wspaniale Reginaldzie,wspaniale,mam nadzieję,że twój potomek będzie równie oddanym sługą co ty.-Wężowe oczy uważnie śledziły,jak na czoło rozmówcy występuje pot.Bawiło go to.Manipulacja bliskimi swoich ofiar,o tak.Czarny Pan w rodzinie widział słabość.Tam gdzie inni widzieli oparcie,on widział zbędny balast.Dlatego niszczył to,co mogło mu przeszkodzić. Zabini w pokorze spuścił wzrok,jednak nie odezwał się,w obawie,że głos go zawiedzie.
-Taaak,mam dla ciebie małą propozycję.Przenieś się z żoną na czas ciąży do mojej twierdzy,a gdy urodzi wrócicie do siebie.Mamy tu Severusa,o lepszą opiekę nie łatwo...chyba nie muszę wymieniać dalszych zalet tego układu?
-Oczywiście panie,jesteś taki łaskawy...


-Panie,z moją żoną coś jest nie tak!Potrzebuje pomocy!-Reg padł do stóp swojego pana i gorączkowo rozglądał się w około poszukując wsparcia.
-Wiem,Severus już jej dogląda.
-Severus?
-Tak,to normalne,że kobieta w ciąży potrzebuje kilku witalnych eliksirów,maści i ziół.
-Byłem u aptekarzy w Londynie oraz w Mungu,nic nie pomagało.
-To nie ważne,chcę abyś coś dla mnie zrobił,wyruszysz zaraz w Góry Skaliste..
-Góry Skaliste?Po co?Moja żona jest chora,muszę przy niej być.
-Nie chcę niczego insynuować,ale odnoszę wrażenie,że nie ufasz mnie i Snape'owi tak,jak myślałem,że ufasz.Eleonor jest w najlepszych rękach w jakich mogłaby być.Do twojego powrotu wydobrzeje,a jeśli się spiszesz,leki nie będą jej już wcale potrzebne..


-Wyjeżdżam,nie wiem kiedy,ani czy w ogóle wrócę.Opiekuj się małym i nie zapomnij o mnie.
-Nie możesz nas zostawić,przecież nastały mroczne czasy...
-Mam misje,Czarny Pan ufa mi i muszę to zrobić,bo..
-Bo?Nie rozstawiaj nas..




-Och El twój syn to już prawie mężczyzna,powinnaś się cieszyć,że rośnie na gentlemana i wojownika.
-Cieszyłabym się bardziej gdyby był z nami jego ojciec.
-Reg wykonuje misje,których nie powierzyłbym nikomu innemu,ale nie martw się,jest mu tam dobrze.
Mieliście wiele szczęścia,spójrz na Vincenta Melrode, on niestety nie jest już z nami,a mógłby być.Wszystko przez jedną głupią akcję,która wynikła z jego słabości.Przeciwstawił się,a teraz jego żona nie może mieć dzieci.To takie przykre.

Chłopak wraca do teraźniejszości i z trudem łapie oddech.

-Sądząc po wyrazie twojej twarzy zobaczyłeś wszystko.
-Tak.To było straszne.Jak ty to wytrzymywałeś?
-Jedynym co trzymało mnie jako tako,była myśl,że jesteś żywy zdrowy i gdy dorośniesz,zajmiesz się matką.
Nie zawiodłem się.
-Nie wiem...nie wiem,czy będę potrafił przyjąć cię do swojego życia na nowo,ale wiedz,że doceniam to co zrobiłeś i żałuje,że nie dowiedziałem się wcześniej.-Zabini junior wyciągnął dłoń w stronę ojca i czekał  napięciem.Ten jednak zignorował go i porwał syna w objęcia.Stali bez ruchu dobre pięć minut,gdy dostrzegli idące gryfonki.Obie miały niepewne miny,ale gdy zobaczyły uśmiech na twarzy ślizgona,podeszły by się przywitać. Reginald zaprowadził trójkę przyjaciół do jednej z komnat,by przeprowadzić z nimi najtrudniejszą rozmowę,w jakiej dotychczas dane im było brać udział.
Gdy zabrał głos,nastolatkowie wlepili w niego spojrzenia i nie odrywali ich,dopóki nie skończył mówić.
Treść jego słów,wyryła się w każdym z nich i choć powtarzali te słowa w myślach jeszcze wiele razy,nigdy nie straciły one na wartości.
Reginald Zabini oświadczył iż znalazł sposób,aby przekonać Albusa Dumbledore'a do zmiany swojej decyzji,a ty samym,umożliwił im,bycie z tą osobą,z którą naprawdę chcieliby być.
Entuzjastyczne wiwaty oraz podziękowania,zostały jednak niemal natychmiast uciszone,stanowczym głosem postawnego mężczyzny.Przestrzegł ich,  iż plan jest dość ryzykowny,a efekt nie do końca pewny,ale gra warta świeczki,więc spróbuje.Zapewnił również iż nie robi tego,aby przypodobać się synowi,robi to ponieważ tak nakazuje mu przyzwoitość.
Pozwolił aby każde z nich przetrawiło tę informację i w ciszy udali się do dormitorium,po drodze jednak Hermiona zemdlała i nikt nie wiedział dlaczego.

Gdy dołączył do nich Draco,wszyscy poszli do Skrzydła Szpitalnego,aby pielęgniarka mogła się nią należycie zająć.Gdy dziewczynie zostały podane podstawowe eliksiry,a zaklęcie sondujące nie wykryło zagrożenia życia,pozostali wyszli na korytarz,by porozmawiać.Skoro jednak Hermionie nie groziło niebezpieczeństwo,ich rozmowę zdominował temat wspólnej przyszłości,planów i marzeń.Była to jedna z pozytywniejszych chwil ostatnich tygodni.
Jednak jak przestrzegał Reg, pozostało jeszcze załatwić Dyrektora,a nie przedwcześnie święcić sukces.Lekko zgasiło to ich radość,ale nie na długo.Pani Pomfrey wyszła,oznajmiając,że dziewczyna się obudziła i można do niej zajrzeć.Tak też uczynili.
     Spojrzała po twarzach zgromadzonych. Draco patrzył na nią z miłością,wreszcie nie skrywaną,Ginny znów się rozkleiła a Blaise patrzył...z sympatią.Oto miała przed sobą trójkę przyjaciół.którzy byli z nią w trudnych chwilach,niekiedy powodowali ból, rozterki i zawód,ale najważniejsze,że byli, są i będą.
Ojciec Blaise'a szybko się pożegnał,dając młodym chwilę na nacieszenie się sobą i postanowił od razu zmierzyć się z tym co go czeka.
Zapukał do drzwi gabinetu,a gdy przekroczył jego próg,usłyszał:
-Spodziewałem się ciebie,wejdź.