środa, 23 kwietnia 2014

Miniaturka I-Kiedyś sobie przypomnisz

Miniaturka tak przed rozdziałem,bo wena przyszła a w pracy nudno.;)
Komentujcie!
Gimnazjaliści i Gimnazjalistki trzymam kciuki!;)
Enjoy!



-Puść mnie słyszysz?!-dziewczyna szamotała się i za wszelką cenę chciała uniknąć objęć blondyna,które zwiastowały jej niechybną klęskę.
-Nie wyrywaj się Granger,to może jeszcze cię dziś nie zabiję.
-Już wolę zginąć tu na miejscu niż spędzić kolejną dobę w tym...domu -w jej ustach słowo dom zabrzmiało tak jak w jego ustach "szlama"
-Nie bądź taka wojownicza bo jak reszta zobaczy ,że się stawiasz,to mogą zechcieć cię wykorzystać...-Jego kolejne słowa troszkę zbiły ją z pantałyku.-Wiesz to są szaleńcy,jak kobieta się stawia i wierzga to ich to podnieca i robią się strasznie chętni,a tego przecież byśmy nie chcieli prawda?-Pogłaskał ją z dozą czułości po policzku,lekko rozmazując krew,która ciekła z rany przez niego zadanej.Dziewczyna na chwilę zamarła i nawet przestała oddychać.Podniosła na niego wzrok,ale umknął gdzieś w bok,ani przez chwilę nie rozluźniając uścisku w jakim ją trzymał.-Wstawaj,pójdziemy do celi,będziesz się wyrywać,czy mogę ci zaufać i pójdziesz spokojnie?-Jednym ruchem postawił ją do pionu,jednak nadal mocno trzymał ją pod ramię.
-Pójdę sama-hardo uniosła głowę,jednak kiedy zrobiła krok do przodu,zachwiała się i gdyby jej nie podtrzymał,upadłaby.
-Chyba jednak nie pójdziesz sama.-Blondyn zaśmiał się cicho i delikatnie wziął ją na ręce.Co go zdziwiło nawet nie protestowała.Widocznie była bardziej obolała i poturbowana niż myślał.Kiedy przemierzali lochy jego posiadłości znów zaczęły nękać go wyrzuty.Była tu już 2 tygodnie.
Codziennie torturowana,przesłuchiwana,ale na szczęście nie gwałcona.JESZCZE...modlił się w duchu aby to nigdy nie nastąpiło,a jeśli to żeby nie musiał na to patrzeć i mógł potem rzucić na nią obliviate. Było mu głupio przed samym sobą,że we własnym domu,pośród "rodziny",śmierciożerców i Czarnego Pana pozwolił sobie na takie błahe uczucia jak litość,żal i miłość?nie...Malfoyowie nie kochają,a już na pewno nie szlamy. Po prostu było mu żal,że dziewczyna,którą znał ze szkoły zginie niechybnie w ciągu kilku najbliższych dni i to w jego domu.Pogardzał nią,jej brudną krwią,tymi wszystko wiedzącymi choć bardzo pięknymi oczami...reprezentowała wszystko czego nienawidził,ale równocześnie była ucieleśnieniem wszystkich jego pragnień.Krucha,delikatna,smukła,piękna.Waleczna,odważna i iście gryfońska.Przez ten czas zdążyło w jego sercu zadomowić się uczucie troski i odpowiedzialności za drugiego człowieka.Kiedyś takie odczucia były mu obce i wcale by się nią nie przejął,ale kiedy zobaczył jak dzielnie przeciwstawiała się klątwom i urokom rzucanym przez jego towarzyszy,urosła w nim duma.Dlatego codziennie po skończonych torturach,biegł jak na złamanie karku,leczył ją i tulił w ramionach póki wyczerpana nie zasnęła lub nie przestała majaczyć z bólu.Za każdym razem rzucał na nią zaklęcie zapomnienia,nie chciał aby ktokolwiek dowiedział się o jego "drugiej stronie".Dawno temu ojciec podjął za niego decyzję i niestety musi być posłuszny,choć nie wie po której ze stron przyjdzie mu zginąć.Miał tylko nadzieję,że ona wyjdzie z tego cało i choć nienawidził myśli,że miałaby wyjść za tego wszawego rudzielca i urodzić mu dzieci,to chyba wolał,aby czekała ją taka przyszłość niż żadna.Wciąż nie mógł się zdecydować.Walczył z samym sobą o opamiętanie.Chciał znów jej nienawidzić,aby była mu obojętna i aby jej krzywdy tak bardzo go nie bolały.Cieszył się,że przydzielono mu "opiekę" nad nią,przynajmniej nie musiał się bardzo gimnastykować,aby jej pomóc.Była już bardzo wycieńczona i podejrzewał,że jak ten pożal się boże Zakon się nie pospieszy,to ona mu umrze w ramionach. Bądź co bądź była tylko kobietą i choć dostrzegał jej wewnętrzną siłę wiedział też,że każdy człowiek ma limit przeżytych cruciatusów i jej właśnie się zbliżał.Gdyby tylko mógł sam by ją uratował,jednak bez narażania się na gniew ojca i Czarnego Pana oraz bez pomocy z zewnątrz nie mógł tego zrobić.
W końcu jednak po długich 3 tygodniach nadarzyła się okazja.Wszyscy najlepsi śmierciożercy wyruszali na misję a Voldemort teleportował się do Doliny Godryka by czaić się na Pottera.
Draco szybko przeniósł Hermionę do swoich komnat uleczył ją tyle ile się dało i posłał patronusa do znienawidzonego Pottera.Teść była krótka i raczej oszałamiająca.Mam Granger teleportuj się sam jak najszybciej pod Malfoy Manor,to może będzie żywa.
Nie minęło pół godziny i pojawił się wybraniec.Blondyn szybko zniósł nieprzytomną gryfonkę uprzednio znów wyczyścił jej pamięć i oddał w ręce Harrego bez słowa wyjaśnienia.Chłopiec który jeszcze żyje posłał mu pytające spojrzenie,Ślizgon nawet na niego nie patrząc powiedział tylko:-Niech Snape zrobi nad nią swoje hokus-pokus,dopilnuj tego,ale dopiero po wojnie,rozumiesz?
-Ja....dziękuję...Draco.
-Podziękujesz jak ona przeżyje.Nie ważne uciekaj stąd!-Harry obrócił się z dziewczyną w rękach.-Potter?
-Tak?
-Nie daj mu się zabić,PROSZĘ.
-Wedle życzenia Malfoy.-Uśmiechnęli się do siebie słabo i oboje teleportowali w bezpieczne miejsca.

Kilka miesięcy później...

-Draconie Malfoy odbędziesz karę 3 lat w Azcabanie i jeśli nie skonasz w męczarniach odpokutujesz swoje winy.Zarzuca ci się czynną służbę w szeregach Voldemorta zamordowanie niezliczonej liczby mugoli oraz tortury na członkach Zakonu Feniksa.Czy masz coś na swoją obronę?
-Nie,mam tylko jedną prośbę...jeśli mogę.-Chłopak miał złamaną rękę podbite oko i był bardzo wymizerowany.
-Słucham?-Minister Magii popatrzył na niego pobłażliwie.
-Proszę o szybką rozmowę z Harrym Potterem.
-Czy Pan Potter przychyla się do prośby?
-Oczywiście.
Draco został poprowadzony przez dwóch aurorów do malutkiego pokoiku i zaraz dołączył do niego czarnowłosy.
-Malfoy głupku,czemu się nie bronisz?Mogę zeznawać,oczyszczą cię,życie Hermiony było zagrożone,a ty pomogłeś!Wiesz,że to cię może uratować?
-Dla śmierciożercy nie ma ratunku.Odbędę karę i zdechnę w męczarniach tak jak powinienem.Każ tylko Snape'owi sprawdzić czy nic nie zostało jej z wspomnień...sam wiesz jakich.
-Dlaczego?
-Chce aby tamten okres był dla niej niewiadomą i aby nie litowała się kiedy będę tracił życie w więzieniu.Nie chcę aby próbowała mnie ratować...
-Ja jej powiem co zrobiłeś,ona cię uratuje!Przecież nawet Ron który kocha ją nad życie nie zrobiłby dla niej tyle ile ty...
-No właśnie Ron..ona ma,wyjść za niego i być szczęśliwą żoną,matką.-Na moment jego oczy napełniły się ciepłym blaskiem,który zaraz jednak zgasł.-Pamiętaj,gdyby jednak coś pamiętała,lub kojarzyła nie możesz powiedzieć jej prawdy!Jeśli się dowiem,że ona wie,wyjdę stąd i walnę cię w twarz bardzo mocno rozumiesz?
-Taaak,ale czemu nie pozwolisz sobie pomóc?Przecież byłeś w jego szeregach nie z własnej woli,jesteś dobry,nikt do końca przesiąknięty złem,nie byłby zdolny do tak wielkiej miłości...walcz!
-Byłem jednym z jego lepszych sługusów,nienawidziłem wszystkiego co niemagiczne,czyż to nie ironia?Arystokrata kocha szlame,szlama wyjdzie za zdrajcę krwi...
-Zaczynasz bredzić..mówisz jak Zgredek..pójdę po Hermionę porozmawiasz z nią,ona cię przekona.
-NIE!dla mnie nie ma ratunku,a ja go nawet nie chce nie rozumiesz?Sprawiedliwości stanie się za dość.Po prostu dopilnuj,aby nic nie pamiętała.
Potter tylko skinął głową i cicho wyszedł. Dracon został szybko przetransportowany do więzienia gdzie na straży spokoju stali dementorzy,powoli wysysając z każdego jego życie.Jednak Malfoy trzymał się nad podziw dobrze.Każdego dnia czytał proroka codziennego,skąd dowiadywał się wiadomości ze świata,który jego jakby już nie dotyczy...
Któregoś z dni kiedy już zaczynał tracić nadzieję usłyszał szmer na korytarzu.
-Draco Malfoy masz gości!
-Gości...to jest Azcaban!Tu się nie ma gości,tu się umiera!
Jego oczom ukazał się chyba najpiękniejszy widok w życiu...Brązowowłosa,smukła i bardzo wkurzona Hermiona wkroczyła do jego celi dość bezceremonialnie.
-Draconie Malfoy!Jak śmiałeś wymazać mi pamięć?!Każdego dnia czułam taką pustkę w sercu,a sama nie wiedziałam dlaczego...miałam wyjść za Rona i zostać magomedykiem,ale nie wiedzieć czemu żadna z tych rzeczy nie doszła do skutku...jak mogłeś bez mojej wiedzy skazać mnie na takie życie?!
-Jakie życie?!Dostatnie,dobre,pozbawione trosk?
-Bez ciebie głupcze!Jak mogłeś siedzieć sobie tutaj spokojnie wiedząc,że gdzieś tam jest kobieta która nic nie wie i może się nigdy nie dowiedzieć?
-Pragnę ci przypomnieć,że siedzenie tutaj może i było porównywalne do herbatki z Czarnym Panem,ale nie było to najprzyjemniejsze co mnie spotkało...
-Sam jesteś sobie winien.-Dziewczyna prychnęła gniewnie.
-Wiem,wcale nie twierdze że nie...-nie dokończył jednak bo dziewczyna bezceremonialnie wpiła się w jego złaknione usta.Trwali w pocałunku dość długą chwilę,w końcu jednak chłopak przerwał,spojrzał jej głęboko w oczy,szepnął zaczekaj i podszedł do krat celi.
-Hej Potter!-Krzyknął do stojącego obok mężczyzny.
Kiedy dzieliło ich już najwyżej pół metra Draco zamachnął się i z całej siły dał koledze w pysk.Odrzuciło go i kiedy obaj upadli na podłogę,zaczęli się szaleńczo wręcz śmiać.Była to piękna chwila...z celi wybiegła zdziwiona Hermiona i najpierw podbiegła do blondyna co Potter przyjął dość spokojnie...
Zakochani patrzyli sobie w oczy nie mogąc się nimi nasycić.W końcu jednak trzeba było wracać do domu.
Brązowooka przytuliła blondyna i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
-Wrócisz po mnie?
-Zawsze.



środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 8

Troszkę wyjaśnień,troszkę dramione i przede wszystkim mój ukochany,pokręcony Dumbledore. Pewnie wielu z was się on nie spodoba,ale w mojej historii troszkę odbiega od oryginału,choć jest równie przebiegły.
Enjoy!


Albus Dumbledore,dyrektor Hogwartu, stojący w oknie swojego gabinetu,przypatrywał się scence czułości pomiędzy uczniami z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach.Wszystko szło zgodnie z planem.Dzieciaki nawet nie zdawały sobie sprawy,że biorą udział w jego prywatnej grze,która-jak miał nadzieje,przyniesie konkretne,satysfakcjonujące rezultaty.Zależało mu,aby każdy z podopiecznych był szczęśliwy,pozbył się koszmarów nocnych niewątpliwie nawiedzających każdej nocy.Wiadomo-każdy z nich te wojnę przeżył inaczej i inaczej sobie z nią radzi.Jedna rzecz scalała ich wszystkich.Chęć bycia kochanym,akceptowanym,poczucie bezpieczeństwa-to się liczyło i zawsze liczyć będzie.Czy jesteś gryfonem,czy krukonem,ba nawet ślizgoni tego pragnęli.Plan czarodzieja wyklarował się tuż po wojnie,jednak jego zalążek zrodził się już na wierzy astronomicznej feralnego wieczora.Kiedy spojrzał w zimne,smutne,ale i cholernie przerażone stalowe oczy,zrozumiał,że tego chłopaka da się jeszcze uratować,że wcale się co do niego nie pomylił i że MUSI zrobić wszystko,aby zmyć z niego brudy tej wojny,oraz wojny którą chłopak toczy z sobą każdego dnia.Nie wiedział jeszcze dokładnie jak ma to zrobić,aby Draco wrócił do normalnego życia...Odpowiedz przyszła podczas jednej z rozmów z Minerwą.
Wspomnienie:
-Albusie Lucjusz Malfoy i jego żona zostali zesłani do Azkabanu.-Minerwa wyglądała na zakłopotaną,ale nie ukrywajmy często tak wyglądała.-Naturalnie kochana,ich czyny w szeregach Toma były niezaprzeczalne.Odsiedzą długie lata w więzieniu,lub odejdą z tego świata nękani wyrzutami sumienia.
-Jakiego sumienia?!Ci ludzie mordowali i torturowali czarodziei,mugoli a nawet własnego syna!
-Taak,dlatego nie rozumiem,co cię tak zdenerwowało?Draco jest bezpieczny i najprawdopodobniej zostanie oczyszczony ze wszystkich zarzutów,tak samo jak Blaise Zabini.
-Ale oni zostaną na tym świecie sami!Kto się nimi zaopiekuje,kto pokieruje,kto ich pokocha?!
-Najpierw oni sami muszą sobie wybaczyć,spojrzeć prawdzie w oczy i dopiero wtedy my wkroczymy do akcji.
-Jacy my?W co chcesz mnie wmanewrować?Widzę ten błysk w twoim oku i już się boję.
-Oni o wszystkim zadecydują,my ich tylko delikatnie pokierujemy.
-Mów dalej,słucham...
-Powiedz mi kochana,kto jest twoim zdaniem najbardziej empatyczną,pełną dobra i współczucia gryfonką?
-Hermiona Granger-odpowiedz padła natychmiast,ale z równocześnie z nią twarz nauczycielki nienaturalnie zbladła.-Przecież Lucjusz zamordował z zimną krwią jej przyjaciela,który był mugolem!Nie możesz w ten sposób postępować Albusie,nie wolno ci słyszysz?
-Uspokój się Minerwo,nie sądzisz,że Panna Granger będzie ponad to?Poradzi sobie z nienawiścią,to mądra dziewczyna.
-Ale skąd możesz mieć pewność,że to się uda?A jeśli pewnego dnia obudzi się i dotrze do niej,że ma żal do Dracona o to,że jest synem mordercy?
-Dlatego trzeba najpierw zasiać w niej miłość,aby zwalczyła nienawiść.-Profesor uśmiechnął się dobrotliwie.
-Oszalałeś?Uczuć nie da się zasiać i wyhodować!
-A co z Amortencją?Napoimy któreś z nich eliksirem,a potem się zobaczy.
-Czy ty naprawdę myślisz,że można wspólne życie i małżeństwo oprzeć na działaniu jakiejś mikstury?
-Nie nie spokojnie,podamy ją tylko raz,a potem zobaczymy co z tego wyniknie.Proponuję Malfoya.
-Napoisz ślizgona eliksirem miłości,zakocha się w Granger,potem zredukujesz działanie mikstury,a co jeśli ona odwzajemni to sztuczne uczucie,a on ją potem odtrąci?
-Znasz pannę Granger,to cudowna dziewczyna,na pewno nie potrzebuje eliksiru,aby rozkochać w sobie chłopca.
-Zapominasz o jednej rzeczy!Oni się nienawidzą!Ot tak się nie pokochają.Założę się,że od wojny nawet ze sobą nie rozmawiali.
-Dlatego zrobisz z niej prefekt i z Zabiniego też.
-Nie nadążam...co ma do tego Zabini?
-Przyjmijmy,że Draco tylko udaje skruchę i przemianę,aby uniknąć Azkabanu, jak sprawdzisz,co jest prawdą?
-Oświeć mnie..-Profesorka bezradnie rozłożyła ręce.
-Poddamy go próbie.-Jego oczy rozbłysły.
-Jakiej znów próbie?
-Powiemy chłopakom,że aby ich przemiana miała ważność i moc,muszą ożenić się z Granger i Weasley,potem każemy im wybrać,ale tu znów troszkę zamieszamy i wybór będzie krzyżowy. Weasley i Malfoy,Granger i Zabini.Potem podamy Amortencję. Zakochają się w sobie i będzie bum.Jeśli przemiana Dracona będzie szczera,postąpi zgodnie z sumieniem i zrezygnuje z własnego szczęścia na rzecz Blaisa,natomiast  on jako prawdziwy przyjaciel,zrobi to samo i zrezygnuje z Granger.Na szczęście Ginny,żywi pewne uczucia do Blaisa więc my je tylko podsycimy.A potem już samo pójdzie.-Kończąc Dyrektor wstał i klasnął w dłonie.Kobieta zachwiała się,krzyknęła:"Ty stary zboczeńcu" i zemdlała.Albus szybciutko ją ocucił i nie czekając na jej pozwolenie,zaczął realizować swój niecny plan.
Od tej pamiętnej rozmowy minęło już sporo czasu i choć plan miał pewne luki,to można powiedzieć,że rozkręcał się w najlepsze.

Kiedy Draco i Hermiona wkroczyli razem do zamku,potargani,szybko oddychając,wszystkie oczy skupiły się na nich.Szokowali nie tylko dlatego,że weszli razem,ale też z powodu bezgranicznego szczęścia malującego się na twarzach obojga. Dziedzic cieszył się,ponieważ udało mu się pocałować gryfonkę i szczerze zakochać chyba pierwszy raz w życiu.Nie chodziło o to,że jest piękna i zgrabna,choć niewątpliwie taka właśnie była.Nie wiedział skąd się bierze to dziwne uczucie w środku.Jakby miłość do niej pęczniała i rozsadzała mu wnętrze.Taka niewidzialna siła,która wciąż pchała go ku niej,tak bardzo,że aż bolała go myśl,że muszą się rozstać na te parę godzin.
-Widzimy się później u nas tak?-Zapytał z nadzieją.
-Sama nie wiem,muszę się pouczyć,pewnie do wieczora będę siedzieć w bibliotece.-Uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wybacz,uwielbiam cię,ale moja noga nie postanie w wolny dzień w bibliotece,choćby Snape miał zatańczyć taniec brzucha na stole.
-Ok ok,nie chce sobie tego wyobrażać,widzimy się wieczorem.-Dziewczyna odeszła do swojego stołu,wciąż chichotając. Tam już czekali na nią przyjaciele,aby urządzić jej program "Pod gradobiciem pytań".Ron patrzył na nią spode łba,ale w sumie nie bardzo się tym przejęła.Jeszcze czuła w środku przyjemne ciepło,spowodowane ich pocałunkiem i nie chciała,aby coś zmąciło jej wewnętrzny spokój.
-Zamknij usta Ron bo jeszcze ci coś wskoczy.
-Dlaczego ty tak nagle się z nimi bratasz?To,że razem mieszkacie nie znaczy,że musisz wszędzie się z nimi prowadzać.
-A nie przyszło ci do głowy,że po prostu ich polubiłam?
-Mówisz poważnie?
-Śmiertelnie poważnie Ronald.-Spojrzała mu w oczy,a widząc w nich przerażenie parsknęła śmiechem.-Uspokój się,przecież nie mam zamiaru nagle stać się Panią Malfoy Manor i urodzić gromadki blond dziedziców!-Teraz to już rechotała.
-Jeszcze-Mruknął Harry tak,że tylko dziewczyna go usłyszała.Spojrzała w jego stronę i dojrzała w oczach spokój,ale również akceptację.To najbardziej lubiła w koledze.Nie zadawał pytań,tylko akceptował jej wybory,ufał.Choć irytowała jego leniwa natura,niedbalstwo i zawziętość to i tak go kochała.Był jak brat którego nigdy nie miała.
Gryfonka miała nadzieję,że uda jej się zaprowadzić porządek w tych wszystkich pogmatwanych relacjach.W szczególności martwił ją jesienny bal,który musiała opracować i przygotować z Blaisem,no i jako prefekci również musieli razem na niego iść.Ale może do tego czasu,jakoś już się to wszystko wyklaruje i nie będzie myślała o tym z przerażeniem?
-Chłopaki,kogo zabieracie na bal?
-Ja pójdę pewnie z Cho,a ty Ron?
-Jeszcze nie wiem,jest dużo chętnych więc muszę się najpierw zastanowić.-Chłopak udał,że się namyśla,parsknął śmiechem i zapytał:-A można wziąć kilka partnerek?Na przykład siedem?
-Bardzo zabawne Ron!
-Przecież tylko żartowałem.-Teraz to już wszyscy otwarcie się śmiali.

Z drugiego końca sali scence tej przypatrywał się ciemnoskóry ślizgon,który miał lekko zaniepokojoną minę.Nie słyszał o czym rozmawiali ale był pewien,że Weasley i Potter robili dziewczynie wyrzuty,że olewa ich dla nowych współlokatorów.W sumie cieszyło go to.Jakoś nie wyobrażał sobie przyjaźni między nimi a gryfonami,kiedy już będą oficjalną parą.Bo tego,że będą,był pewien.Teraz kiedy Draco już nie stoi mu na drodze do szczęścia,musiał po prostu spędzić z Hermioną trochę czasu i oczarować ją.Stwierdził,że zacznie już dziś.Jak znał życie będzie siedziała z Ginny w bibliotece i wkuwała,jakby od tego zależało życie.
Nie zwlekając pobiegł do dormitorium,zabrać parę książek,a potem do biblioteki,aby nie wyglądało,że przyszedł tam specjalnie dla brązowowłosej.

W pokoju wspólnym natomiast zastał go dziwny widok.Smok paradował po pokoju w samych bokserkach i przymierzał różne krawaty(bez koszuli) co wyglądało dość komicznie.
-EE cześć stary,może najpierw ubierz koszulę,a potem dobierzesz krawat?
-Nie mam czasu lecę do biblioteki.
-Bez koszuli?
-Coś się tak tej koszuli dopieprzył,ubiorę którąkolwiek.
-To czemu tak ci zależy na krawacie?
-Chce wyglądać poważnie i mądrze.
-Hm...dla Ginny tak?
-Nooo przecież nie dla Hermiony nie?-Posłał mu krzywy uśmiech.
-Ja tam nie wiem.Nie ważne,skąd wiesz,że Ginny będzie w bibliotece?
-Hermiona mówiła,mają się uczyć.Dla mnie to szaleństwo,wolałbym poszwędać się po błoniach,albo polatać..
-Wiem,pójdziemy razem do biblioteki,a potem namówimy je na szybki przelot nad błoniami.
-Ok stary,wreszcie gadasz do rzeczy.
-No to ubierz się wreszcie,bo nie chce pół dnia wgapiać się w twoje pośladki.
-Jak dla mnie są całkiem niezłe.-w drzwiach stanęła Ginny i mimo,że oblała się rumieńcem z jej ust nie schodził kpiący uśmieszek.
Draco również się zaczerwienił,a Blaise po prostu poszedł do siebie cicho chichotając.

-Wiem co zrobiliście w lesie smoku i nie podoba mi się to.
-COO masz na myśli?
-Nie udawaj,oboje mieliście to wypisane na twarzach i w tych cielęcych oczkach.
-I co teraz?Blaise mnie zabije jak się dowie.
-Nie dowie.
-Jak to?
-Powiedzmy,że w moim interesie leży,aby wasze małe randewu nie wyszło na jaw.
-Przerażasz mnie,ale i tak cię uwielbiam.
-Wiem,dlatego proszę cię ubierz się już,abyśmy mogli razem "przypadkiem pójść do biblioteki".I tak btw mógłbyś trochę mniej się kropić?Na korytarzu czuć te perfumy,stąd wiedziałam,gdzie cię znaleźć.
-Dobra już dobra pani super wszystko cacy,zapamiętam na przyszłość.

Zaaferowani sobą nie zauważyli,że Zabini stał za kotarą i słyszał wszystko co do słowa...
Nikt nie przeczuwał co w tym momencie działo się w głowie ślizgona i co on sam ma zamiar zrobić.Choć można przypuszczać,że spotkanie w bibliotece nie będzie należało do przyjemnych i pani Pince na pewno ich z niej wyrzuci...

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 7


 Wybaczcie długą nieobecność z przyczyń niezależnych.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Miłej lektury!;)




Hermiona zobaczyła ślizgonów i Rudą tuż przed wejściem do zamku.Chłopcy mieli raczej ponure miny,a Ginny zdawała się być wyjątkowo rozpromieniona.Patrząc na to z oddali gryfonka analizowała to co usłyszała.Jeśli Ginny rzeczywiście podkochiwała się w Blaisie i nie chciała jej o tym powiedzieć,to zdaje się iż przepaść jaka się między nimi zrodziła jest jeszcze większa niż myślała.To smutne.-Pomyślała rozgoryczona.Kiedyś były jak siostry,wręcz nierozłączne,nawet kiedy Herm oznajmiła,że nie zwiąże się na poważnie z jej bratem.Właśnie wtedy zrozumiała,że przyjaźń taka powinna być:weryfikowana przez nasze wybory i poczynania,powinna trwać,a nie kruszeć.Dziewczyna obiecała sobie,że naprawi ich relacje nawet jeśli miałoby to oznaczać utracenie sojuszu z Blaisem.Nikt nie jest ważniejszy niż Ruda.-Powtarzała jak mantrę.Porozmawiam z nią po Hogsmeade.Kiedy w końcu figlarne schody pozwoliły jej stanąć na tej samej płaszczyźnie co koledzy,ślizgoni prowadzili ożywioną dyskusję na temat taktyki której muszą użyć w nadchodzącym meczu z Gryfonami.
-Herm już się martwiliśmy.-Ginny podeszła do niej i przytuliła ją mocno.Wtem szatynka poczuła,że Ruda wsuwa jej coś do kieszeni płaszcza.Wymacała malutką karteczkę,składaną kilka krotnie.Kiedy spojrzała autorce notki w oczy,dostrzegła w nich figlarne błyski,ale też determinację.
-Po prostu nie mogłam się zdecydować.-Granger zaśmiała się nerwowo.
-Jasne jasne już nie ściemniaj,chciałaś nas wystawić,żeby jeszcze się pouczyć co?-Blaise się z niej naigrywał, ale nie było to chamskie,tylko raczej koleżeńskie przekomarzanie.
W końcu wyruszyli z zamku,żeby troszkę odetchnąć przed nadchodzącym tygodniem ciężkiej pracy i tak jak Draco i Herm-przed szlabanem.
Wyjście można uznać jak najbardziej za udane.Siedzieli w Miodowym Królestwie,potem odwiedzili Trzy Miotły i popijając kremowe piwo zastanawiali się jaką karę wymierzy im Snape.
Albo się Hermionie wydawało albo Ginny i Blaise robili wszystko jakby wymuszenie.Tak jakby wcale nie chcieli tam z nimi siedzieć i tylko się męczyli.Chciała zapytać o to Draco ale jakoś nie było okazji.Już sam sposób w jaki usiedli pozostawiał wiele do życzenia.Draco siedział koło Giny a Herm koło Blaisa,jednak kiedy dziewczyna poszła do toalety Blaise zamiast wpuścić ją na miejsce,po prostu się przesunął przez co siedziała teraz na przeciw Draco i chcąc nie chcąc tonęła w jego stalowym spojrzeniu.On zresztą mimowolnie zacisnął ręce na blacie i starał się odwrócić wzrok,ale jakoś nie mógł.Blaise i Ginny przez chwile(głównie dzięki Ginny)zajęci byli rozmową,jednak po 5 minutach ciszy z drugiej strony stolika spojrzeli na pozostałą dwójkę z dość niepewnymi minami.Oni dosłownie pożerali się wzrokiem i żadne nie zdawało sobie z tego sprawy.W końcu jednak Blaise chrząknął,w duchu przeklinając swoją głupotę i wyrwał resztę z zadumy.Szybko dopili swoje drinki i wrócili do szkoły aby skorzystać jeszcze choć trochę z dobrodziejstw wolnej soboty.
Gryfonka po przeanalizowaniu notki od Ginny musiała teraz ją złapać i porozmawiać póki jeszcze miała chwile przed szlabanem.
-Ginny?chciałaś pogadać tak?-zagadnęła niepewnie.
-Nooo tak Miona...słuchaj.Wiesz,że jesteś dla mnie jak siostra prawda?Oddałabym za ciebie życie przecież wiesz...
-Tak Ginny ja za ciebie też,ale zupełnie nie rozumiem do czego zmierzasz.
-Wiem o umowie pomiędzy chłopakami i Dumblem!-Wykrzyknęła szybko dziewczyna jakby bojąc się,że jednak nie starczy jej odwagi na wyjawienie prawdy.
-Ssskąd o tym wiesz?-Hermiona była przerażona.
-Dumbledore mi powiedział.A właściwie to napisał do mnie jakoś w lipcu i powiedział,że bez względu jak oni rozwiążą ten problem,nie mogę dopuścić do kłótni między tobą a mną i chłopakami.Mam być jakby strażnikiem,który pilnuje czy jego plan się powiódł.No i oczywiście kazał mnie również wybrać sobie jednego z nich i zrobić wszystko,abym z nim była.Rozumiesz coś z tego?
-Taaak Profesor to stary krętacz i zboczeniec.-Mimowolnie parsknęły śmiechem.-On chce żebyśmy o nich walczyły wbrew temu co sami sobie wylosowali tak?
-Dokładnie.-Ginny pokręciła współczująco głową.
-Ale to po co kazał im losować,tobie wybrać,przecież to bez sensu.
-Tłumaczył mi to przez wiele godzin..ale ja nie bardzo zrozumiałam.Nazywał to jakoś....aurea mediocritas czy jakoś tak...rozumiesz coś z tego?
-Rety to genialne!Ale i straszne nawet jak na niego.Pomyśl,chłopaki mieli odpokutować życie śmierciożercy tak?Ale wiadomo było,że to co robili było przykrywką dla ich prawdziwych osobowości.Żaden z nich nie był do końca ani dobry ani zły.Pamiętasz co Syriusz powiedział?"świat nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców"
-Jezu Miona ja wiem,że jesteś genialna jak diabli ale zwolnij i wytłumacz mi to po ludzku,ok?
-Dał im wybór ja albo ty,ale bez względu na to co by wybrali to przecież uczuć,serca,nie da się oszukać..Wiedział,że Draco prędzej czy pózniej zrozumie,że zależy mu na mnie a twoim zadaniem jest rozkochać w sobie Blaisa...tylko wtedy chłopcy udowodnią swoja prawdziwą przemianę!Jeśli będą potrafili przedłożyć szczęście przyjaciela ponad swoje własne!Blaise leci na mnie,ale tylko jeśli będzie walczył z własnym pragnieniem i "odstąpi mnie Draco"da prawdziwe świadectwo swojej przemiany.A Draco?on musi hamować własne potrzeby,na rzecz kolegi.Naprawdę,to genialne ale i okrutne.Jak zawsze profesor zrobił z nas swoje marionetki.Jeśli chłopcy się pokłócą o to i nie będą potrafili wybrać,przyjazń czy dziewczyna,to ich przemianę szlag trafi.
-Miona...ale jeśli ty podobasz się Draco,on tobie Blaise mnie,ale ja Blaisowi już nie,to nie sądzisz,że na tym wszystkim najbardziej ucierpi on sam?
-Niee!-Gryfonka złapała się za głowę.
-Musimy jakoś przechytrzyć tego starego durnia.Nie będzie z nami pogrywał.
-Tylko jak to zrobić?
-Nie wiem ale na razie leć na ten szlaban,bo Snape już pewnie na was czeka.
-Ok idę, a ty może spróbuj pogadać z Blaisem?
-Tak zrobię,trzymaj się.-Przytuliły się jeszcze szybko i każda pobiegła w swoją stronę.

                                                                       *



Jak się okazało,Snape i Draco już na nią czekali.Jeszcze 5 minut i byłaby spózniona i miała spore kłopoty.Wpadłam do lochów jakby sam beznosy ja gonił. Zajęła miejsce obok Draco,który nawet się nie uśmiechał.To było dziwne.
-Panna Granger wreszcie zaszczyciła nas swoją obecnością,jak miło.
-Profesorze,ale ja się nie spózniłam.
-Ale na czas też nie przyszłaś.-Teraz to już wyraźnie z niej kpił.-Nie ważne,pewnie ciekawi was jakie dziś przydziele wam zadanie?-Oboje kiwnęli głowami,jakby bali się odezwać.
-Pójdziecie do zakazanego lasu i znajdziecie mi kilka ingrediencji.
-Profesorze!
-Słucham panno Granger?jakoś nie przypominam sobie,żebym udzielił ci głosu.
-Przecież uczniom nie wolno zapuszczać się do lasu.
-Tak się składa,że rozmawiałem z Dyrektorem i kiedy usłyszał,że chodzi o waszą dwójkę był bardziej niż rad,wysłać was na ten szlaban do lasu,więc zmykajcie.Tu macie listę składników,kiedy wrócicie zgłoście się od razu do mnie.Draco?
-Tak panie profesorze?
-Powodzenia!-I z tymi słowami wypchnął ich za drzwi gabinetu i zarechotał złośliwie.

Ganger pomyślała,że skoro Dyrektor o tym wie i się na to godzi to jest więcej niż porąbany,ale również jest tak jak przypuszczała-chce w tylko sobie znany,pokręcony sposób,pozbyć się z chłopaków wszelkich znamion śmierciożerstwa.Przerażało ją to i równocześnie fascynowało.

Nim się obejrzeli stali już nieopodal chatki Hagrida,na skraju zakazanego lasu.
 Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu,każde pogrążone w swoich myślach.W końcu Draco pierwszy się odezwał.
-Wiesz gdzie tego wszystkiego szukać?
-Na szczęście tak,tylko niestety będziemy musieli się zapuścić naprawdę głęboko i trochę pochodzić po drzewach...
-Coo?serio wymyślił coś takiego?
-Tak,te składniki musi zebrać osoba przy użyciu kończyn,nie magii bo wtedy się je osłabia.Pewnie zabiłby nas jakby się zorientował,że użyliśmy magii do ich zdobycia.
Hermiona użyła różdżki by wyznaczyć północ i pociągnęła Draco dalej w gąszcz.Nawet się nie zorientował,że cały czas idą za rękę,bardzo blisko siebie,co chwilę się o siebie ocierając.Dziewczyna jednak czuła to aż za dobrze.Na zmianę robiło jej się i gorąco i chłodno,ale ani myślała puszczać Draco.Było jej dobrze tak jak było.Mimo wszystko czuła się bezpieczna,a i sceneria była magiczna.Taka chwila zdala od wszystkich,tylko oni i magia,plus magia w nich samych-to się już pewnie nie powtórzy.Nagle dziewczyna się zatrzymała,przez co ręka chłopaka jej się wyślizgnęła.Blondyn wreszcie się zorientował,że cały czas tak szli i postanowił pójść za ciosem.Podszedł i delikatnie przytulił do sobie gryfonkę.Ta nawet się nie opierała.Delektowała się tą chwilą tak samo jak ślizgon,a może nawet bardziej?Oboje chłonęli swoje zapachy i bicia serca tak samo jak w pokoju wspólnym,tylko teraz Miona wiedziała już,że musi coś z tym zrobić.
 -Słuchaj Draco...-zaczęła powoli iść w stronę krzaka dzikich róż,które pachniały bardzo odurzająco.Chłopak poszedł za nią cały czas trzymając jej dłoń.
-Słucham?
-Nie może nas tak ponosić przecież wiesz...choćbyśmy nie chcieli to musimy wypełnić warunki..
-Czemu tak mówisz?Nie jesteś warunkiem,tylko żywą istotą,osoba,która czuje i myśli.Gdzieś mam  umowę,nie będę postępował wbrew sercu.
-Nie,nie nie nie nie możesz!Musisz wypełnić wolę Dumbla.
-Dlaczego?
-Nie mogę ci tego powiedzieć,ale bardzo ważne jest abyś poślubił Ginny.
-Słuchaj a może ty się po prostu boisz co?
-Czego?
-Tego co jest między nami..-stał już naprawdę blisko.
-Między nami nic nie ma Draco...
-Jesteś pewna?
-Tak.-powiedziała to tak słabo,że nawet gdyby nie znał prawdy,to i tak by jej nie uwierzył.
-No to daj się pocałować.Jeśli faktycznie nic nie poczujemy,nawet nie oddawaj pocałunku ok?potraktuj to jak eksperyment..
-Noo no dobra,ale jeden całus tak?
-Tak jest!-Draco uśmiechał się łobuzersko.
Delikatnie nachyliła się w jego stronę i po chwili poczuła jego miękkie wargi na swoich.Bezwiednie pogłębiła pocałunek,marząc by nigdy się nie skończył.Nie wiedziała ile tak stali,ale zupełnie się tym nie przejmowała.Ważne było tylko to,że stali tak razem,zatracając się w tym pięknym pierwszym pocałunku,który zdawał się być wiecznością,ale równocześnie skończył się zbyt szybko.Kiedy odsunęli się od siebie Hermiona szybko spuściła oczy,jednak przyspieszony oddech i zaczerwienione policzki zdradzały jej podniecenie,takie samo jak u blondyna.Chłopak chrząknął i spojrzał na nią nieśmiało.
-I jaki werdykt?
-Mamy przerąbane.
-Cieszę się, mnie też sie podobało.
- Nie Draco!Mamy przerąbane spójrz!-Nim chłopak się zorientował coś przecięło im drogę nie dając szans na ucieczkę.Mimo wszystko ślizgon złapał brązowowłosą za rękę i ile tchu w płucach pobiegł w kierunku przeciwnym.Zwierzę,albo raczej dziki stwór był tak szybki,że raczej nie mieli szans go zgubić.Dopóki biegli nic im nie mógł zrobić,ale przecież siły też się kiedyś skończą.Nagle Draco olśniło i krzyknął:-Tarcze!
-Nie słyszę co mówisz!
Chłopak raptownie się zatrzymał,wypowiedział formułkę i stwór odbił się od wyczarowanej między nimi zapory.Byli bezpieczni.Niestety przez ten atak zabrnęli tak daleko w las,że teraz po ciemku nie było szans wrócić,żadne z nich nawet się nie kłóciło.Musieli spędzić resztę nocy w lesie.
Przeszli jeszcze kilometr i znaleźli jakiś opuszczony szałas.Hermiona szybko zaczęła gotować wodę na herbatę,aby choć trochę ich rozgrzać,a Draco wyszedł,aby nazbierać drewna do kominka.Wspólnie znaleźli koce i 2 poduszki.Ułożyli się pod ścianą i popijając gorącą herbatę,wtuleni w siebie powoli zasypiali.Coś jednak nie dawało ślizgonowi odpłynąć.
-Gdyby tam,nie zaatakował nas ten potwór,to co byś powiedziała?-Jako,że Herm już prawie spała,nie do końca wiedziała co i do kogo mówi.
-Że była to najcudowniejsza chwila w moim życiu i chętnie to powtórzę-mamrotała sennie jeszcze bardziej się w niego wtulając.
-Serio?-Draco na raz zerwał się na równe nogi nagle rozbudzony.
 -Nie Draco wcale nie, ale wracaj tu bo mi zimno.
-Czyli wcale nie chcesz tego powtórzyć?
-Nie chce
-Szkoda.-Kiedy to powiedział,posłał jej swój firmowy uśmiech i już zatopił się w jej malinowych wargach.Z początku myślał,że go odepchnie,ale po chwili zorientował się,że po prostu chciała wydostać ręce spod koca i zarzucić mu je na szyje.Kiedy to uczyniła,oplatali się już tak szczelnie,że nie wiadomo było kto jest kto.Powoli pieszczota przerodziła się w walkę i oboje próbowali dominować.W końcu ślizgon leżał na przyjemnie zimnej podłodze a gryfonka na nim.Cały czas z zapałem oddawała pocałunki,nawet nie myśląc by przestać.Jej racjonalne myślenie poszło na spacer i ani myślało wracać.Jedyne o czym mogła teraz myśleć,to żal,że w tym małym raju nie maja łóżka.Oboje byli już nieźle rozbudzeni i podnieceni,ale spać też człowiek musi.Oderwali się od siebie,blondyn ułożył dziewczynę przed sobą,tyłem i objął ją rękami.W takiej pozycji się obudzili.Troszkę skołowani tym co się między nimi wydarzyło,wstydzili się na siebie spojrzeć.W końcu jednak pozbierali wszystkie rzeczy,posprzątali po swojej obecności i wyszli by znaleźć drogę do zamku.Szli przeważnie w ciszy,delektując się ostatnimi chwilami sam na sam.Oboje czuli,że jak wrócą to wszystko będzie już  inaczej.Nie będą potrafili,spokojnie udawać,że nic nie czują.
Tuż przed chatką Hargida,odezwała się dziewczyna.
-Słuchaj Draco...
-Ciii nie psuj tego.Wiem co chcesz powiedzieć,że było fajnie ale jesteś zbyt grzeczna i ułożona,by złamać obietnicę i wolisz cierpieć niż powalczyć o szczęście,ale ja to zmienię zobaczysz.-Po tych słowach bezceremonialnie,ostatni raz wpił się w jej usta i po chwili już zapomnieli o bożym świecie,wzajemnie się drażniąc,pożerając i pieszcząc językami.
-Zmienię to zobaczysz.