sobota, 28 czerwca 2014

Miniaturka urodzinowa

Aby choć raz było humorystycznie;)
Miniaturkę należy potraktować z przymrużeniem oka,pisana w szczęściu i radości,może wydać się dość absurdalna;)
Miłego!




-Harry Potterze puść mnie w tej chwili!!-Gryfonka darła się w niebo głosy,gdyż Wybraniec postanowił wziąć ją na ręce i wrzucić do basenu jaki od niedawna figuruje w jej prywatnym dormitorium.Kusy strój kąpielowy,jaki miała na sobie,odkrywał więcej niż by sobie życzyła,ale był prezentem od Ginny Weasley,więc była zmuszona go założyć.Ruda piała z radości,gdy zobaczyła Mionę w jej wdzianku,cały czas rozgłaszając,że może wreszcie uda jej się pójść z kimś na całość.Cudowne Trio wyłączając z tego rzeczoną mądrale,śmiało się i drwiło z jej zakonnego trybu życia i miłości do ogórków.Ona sama czerwieniła się ogniście oznajmiając,że nie w głowie jej głupoty i że czeka na Księcia na Białym Koniu.Nie wiedziała sama,że wypowiadanie takich słów do Pottera i Weasleyów razy cztery,skończy się katastrofą.
Wywlekli ją o 6 rano z dormitorium kusząc,że mają dla niej niepowtarzalny prezent.No to biedna poszła.Gdy ujrzała na środku salonu basen wielkości kortu tenisowego pomyślała:ZABIJĘ TYCH GŁUPKÓW,a zaraz potem NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ.Potem wepchnęli ją do łazienki,podali szmatkę dwa na dwa centymetry i kazali się w to wcisnąć.Gdy spojrzała w lustro,mało nie uciekła.Piersi jej sterczały jak jeszcze nigdy w życiu,nawet nie wiedziała,że takowe posiada.Tyłek wyglądał bajecznie,odkryła nawet wcięcie w talii,a gdy uśmiechnęła się zalotnie do swojego odbicia,aż zrobiło jej się głupio i już chciała to ściągnąć,gdy ktoś znów popchnął ją na zewnątrz.Poczuła,że stopy odrywają się od ziemi,jakieś ręce oplotły ją ściśle,ale zaraz puściły,potem znów to uczucie unoszenia.Oni mnie lewitują.-Pomyślała ze zgrozą.
Bliźniacy w najlepsze podawali ją sobie z rąk do rąk jak piłkę plażową zaśmiewając się z jej błagań i pisków. Ginny i Ron już wylegiwali się na materacach popijając kolorowe drinki z parasolkami.Rozejrzała się w poszukiwaniu Pottera,którego nie mogła zlokalizować.Podejrzane.-Gorączkowo próbowała złapać się któregoś z braci,gdy znów poczuła się ciężka i materialna.Wybraniec złapał ją w locie i niczym jaskiniowiec przełożył ją sobie przez plecy z zamiarem uczynienia kolejnej psoty.Rozpędził się,wyskoczył mocno do góry i wyrzucił Gryfonkę w powietrze,wpadł do wody,a dziewczyna zaraz za nim,rozpryskując wszędzie wodę.Gdy tylko się wynurzyła,wściekła jak diabli,zorientowała się,że sprawca siedzi bezpiecznie na drugim końcu basenu i macha do niej łobuzersko,podczas gdy dosłownie wszyscy obecni zwijają się ze śmiechu.Już chciała do niego podpłynąć i dosłowne go udusić,gdy drzwi dormitorium otworzyły się gwałtownie.
-Czołem eskadro!-Do pomieszczenia wkroczyli Neville,Seamus,Percy,a z nimi Luna,Padma i Parvati oraz Lawender,wszyscy ubrani typowo na plażę.Dziewczyny w strojach kąpielowych,jednak jak zdążyła zauważyć Hermiona,nikt nie był aż tak skąpo ubrany jak ona sama.Postanowiła później policzyć się z Harrym Potterem,a teraz będzie po prostu siedzieć po szyje w wodzie i poczeka,aż to szaleństwo minie.
Stała się pełnoletnia,wielkie mi coś.Czy to źle,że chciała się uczyć,a nie romansować i puszczać z kim popadnie?Przecież od zawsze wpajano jej,że wiedza to potęgi klucz.Tego się trzymała i nie chciała,by ktoś na siłę to zmieniał.A już na pewno nie ludzie,którym ufała nad życie.Wykład zrobię im potem,popamiętają mnie na zawsze!-Rozmyślałaby tak dalej,gdyby nie tekst,który usłyszała.
-Goście specjalni przybędą za godzinę,do tego czasu zabawiajcie ją.
-Eeee Neville,kto przybędzie?
-Nie martw się Księżniczko,nasz prezent przebije wszystko,nawet ten basen.Spełnimy twoje marzenie.-Złowrogi błysk w jego oku,powiedział jej,że będzie żałować,że w ogóle dziś wstała.
Wcisnęli jej drinka do ręki i kazali rozkoszować się dniem wolnym i urodzinami.
Mimo wszystko dobrze się bawiła.Grali w wodną piłkę,tym razem prawdziwą,a nie ludzką,pili i dużo się śmiali.Kochała tych ludzi.Sprawili jej radość,mimo że topornie im to szło,ale była szczęśliwa,że w ogóle chcieli ją rozweselić.Wśród śmiechu,alkoholu i pływania,zapomniała o niespodziance Neville'a.I to był błąd.Może gdyby pamiętała,zdążyłaby uciec do łazienki,albo na księżyc,ale niestety.Właśnie zabierali się do gry w butelkę gdy drzwi znów z rozmachem otworzyły się i do pokoju wpadli: Malfoy ubrany w lśniącą,powiewną szatę jak u Księcia,Zabini odziany w zbroję rycerską i Parkinson w najbardziej ździrowatym stroju jaki oczy Hermiony kiedykolwiek widziały.Z przerażeniem pomyślała,że ona wciąż ma bardziej wyzywający strój.To będzie długi dzień.Myślała,że chyłkiem wymknie się z basenu,ale zaraz silne ręce Blaise'a pochwyciły ją i postawiły przed roześmianym blondynem.
-O Pani jam jest giermkiem Księcia Draco i przyszedłem,aby zaanonsować,wasze spotkanie.-Skłonił się nisko i uśmiechnął rozbawiony. Miona zaczerwieniła się ogniście pod czujnym spojrzeniem wszystkich zebranych i już chciała biec przed siebie jak najdalej,gdy poczuła czyjś oddech na karku,rękę na ramieniu i w talii.Była otoczona,nie odpuszczą jej.
-Blaise nie wygłupiaj się,to nie jest śmieszne.
-Twoje życzenie,mym rozkazem o Pani,ale najpierw pozwól.-Chwycił ją za rękę i złączył ją z ręką Malfoya.
Ten z kolei obrócił jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek,od którego musiała przyznać,przebiegł jej dreszcz po plecach.Przed cichym westchnieniem powstrzymywał ją jedynie kpiący uśmieszek ślizgona i z tuzin patrzących na nich wyczekująco osób.Znów zaczerwieniła się ogniście i chciała zabrać rękę,ale chłopak był szybszy.Przyciągnął ją do siebie,objął i jakby nigdy nic,teleportował się.Gdy poczuła delikatne wirowanie i zaraz potem grunt pod nogami,ogarnęła ją panika.Co prawda mieli sojusz i nie zabijali się już z czystokrwistymi,a Malfoy,owszem był przystojny,ale nie ufała mu bezgranicznie. Rozglądnęła się w około i prócz blondyna,nie dostrzegła żywej duszy. Byli sami na jakimś pustkowiu!
-Malfoy w tej chwili zabierz mnie z powrotem do mojego dormitorium!-Podeszła do niego i spojrzała oskarżycielsko.
-Wyluzuj księżniczko,będziemy się dobrze bawić.
-O czym ty mówisz?
-Twoi przyjaciele wynajęli nam restaurację,kupili bilety do kina,a potem jeszcze podobno ma być pokaz sztucznych ogni o północy,jeśli wierzyć George'owi.
-George'owi?Od kiedy przyjaźnisz się w Wybrańcem i Weasley'ami?
-Od...niedawna,ale tym się nie przejmuj.-Lekkie wahanie w jego głosie,załączyło czerwoną lampkę,ale skoro i tak była skazana na niego...trudno.
-Chcesz iść do restauracji w takim dziwnym stroju?
-Spójrz na siebie kochanie.-Zlustrował ją od góry do dołu,dłużej zatrzymując się na piersiach.Z dziwnym dreszczem zauważyła,że jej ciała odpowiada na jego wzrok.
-Może ubrania też mi załatwili?-Zapytała z nadzieją.
-Taaak zrobili to,ale jeszcze ci ich nie dam.Popływajmy.-Pociągnął ją za rękę i biegli przez chwilę w milczeniu.Gdy minęli kolejne skalne wzniesienie,spostrzegła przed sobą bezmiar wody.Słońce odbijające się w niej,dawało iluzję,której Hermiona nie mogła dać wiary.Pierwszy raz widziała coś tak pięknego.Patrzyła na błękit nieba i płonącą czerwień i żółć słońca,a potem lazur wody.Gdy chciała odwrócić głowę,by zobaczyć czy chłopak też podziwia,jej twarz znalazła się kilka centymetrów od jego.Spojrzał w jej oczy i trwali tak chwilę,dopóki jego wzrok nie powędrował niżej za co walnęła go w ramię.
-Ała!!Pożałujesz!-Rzucił się na nią dosłownie wgniatając ją w ziemię.Pochylił się jeszcze bardziej,spojrzał w oczy i uśmiechnął się słodko.Ona z błyszczącymi oczami odpowiedziała tym samym i już ułożyła usta jak do pocałunku,gdy kilka rzeczy stało się na raz.Blondyn w momencie poderwał ją do góry i wziął na ręce uciekając przed pędzącą wodą.Przypływ.O tym nie pomyślał.Biegł ile sił i w myślach gratulował sobie,że oderwał od niej oczy i spostrzegł zbliżające się fale.Niestety jak się okazało za późno.Woda ich dosięgła i zwaliła blondyna z nóg.Tym razem,gdy już opadła,to brązowowłosa znalazła się na nim i spazmatycznie łapała powietrze.Blondyn nie byłby sobą,gdyby nie kąśliwe uwagi.Delikatnie chwycił ją za kark,odgarnął włosy z jej twarzy i przysunął ją do siebie zmuszając by na niego wreszcie spojrzała.Gdy już zatonęła w jego spojrzeniu,odezwał się swoim najbardziej uwodzicielskim głosem.
-Wyglądasz jak zmokła kura.-Błyskawicznie podniósł się,postawił ją na równe nogi i zaczął się śmiać.-A co ty myślałaś,że cię pocałuję?Haha,dobre,za to....-Urwał i popatrzył na nią zmieszany.Momentalnie ją osuszył i chwycił z rękę.Wciąż oniemiała dziewczyna poszła za nim grzecznie i w ciszy.Miała plan delikatnie wysunąć mu różdżkę z ręki i teleportować się do domu,ale gdy tylko spróbowała,obrócił ją do siebie i zmiażdżył w uścisku.
-Nie pogrywaj ze mną kotku,bo będzie źle.Idziemy coś zjeść.-Podprowadził ją do kocyka na którym było pełno jedzenia i dwa kieliszki.W ciszy nałożył im sałatki i trochę pieczywa,oraz nalał napoju.
-Usiądź i jedź.-Popatrzył na nią wyczekująco.
-Nie jestem głodna.-Zrobiła obrażoną minę.
-Słuchaj,mnie też jest ciężko,to całe Księciowanie ci,nie jest mi na rękę,ale i tak się cieszę i staram,więc możesz ty też?
-No,no dobrze.-Usiadła na kocu i wzięła się za sałatkę.Aby rozładować atmosferę,zaczęła mu opowiadać,jak z rodzicami urządzali pikniki,gdy byłą mała.O dziwo blondyn zdawał się odprężać pod wpływem jej kojącego głosu.Po drugiej lampce wina już siedziała oparta o jego tors,a on delikatnie skubał płatek jej ucha,co chwilę opowiadając jakąś ciekawą historię z dormitorium jego i Blaise'a.Śmiali się i żartowali,aż zaczęło im trochę szumieć w głowach.Gdy blondyn poczuł że "już pora" pstryknął palcami i koło ich siedziska pojawił się biały rumak.Dziewczyna pisnęła zaskoczona,ale jej oczy zaświeciły się uroczo.Chcąc ją jeszcze bardziej rozbawić,wstał i najbardziej zrzędliwym tonem na jaki było go stać,zwrócił się do niej.
-O Pani!Służę Ci z potrzeby serca,uczyń ten zaszczyt i daj się wywieźć na wyżyny rozkoszy.-Gdy podał jej rękę parsknęła śmiechem i podniosła się.Pomógł jej wsiąść na konia i zaczęli pędzić,razem z zachodzącym słońcem. Hermiona jeszcze nigdy nie czuła się taka wolna i swobodna.Blondyn dał jej coś czego bardzo potrzebowała.Delikatnie odsunęła kosmyk z jego ucha i szepnęła.-Dziękuję Draco.-Nie jestem Draco,tylko Książe,o Pani.-Krzyknął to tym samym zrzędliwym tonem,a ona się roześmiała.Zawtórował jej.Szczerze.
Gdy dotarli do celu podróży,gwiazdy migoczące na niebie zdawały się cieszyć razem z nimi.No bo niby jak inaczej wytłumaczyć fakt,że nagle wszystko stało się takie piękne i szczególne?Spojrzała na jego przystojną twarz i podeszła bliżej.Jakby wyczuwając co się święci,on również się do niej zbliżył i ujął jej ręce w swoje.
-O Pani!
-Skończ z tym i pocałuj mnie!-Dziewczyna rozpaczliwie wręcz pragnęła,aby ich usta w końcu się spotkały.
-Nie mogę!A jak zmienisz się w żabę?Wiem!Wtedy cię zjem!-Pochylił się i ujął jej podbródek,jak do pocałunku.Zamilkła,patrzyła mu tylko w oczy w oczekiwaniu,a odbijające się w nich gwiazdy,podpowiadały mu,że robi dobrze.
-Oj Granger,gdyby nie te twoje urodziny,to ja nie wiem.
-Czego?-Wahanie w jego oczach,tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
-Podobasz mi się O Pani!-Wreszcie pochylił się i ją pocałował.Trwali złączeni przez kilka sekund,gdy gryfonka w końcu podjęła grę i zaczęła odpowiadać na niego pieszczoty.Gładziła jego plecy,muskała włosy i wkładała w to całą siebie,aby przypadkiem nie zmienił zdania i nie chciał odwołać swoich słów.
Gdy skończyli się całować,całe wieki później, ich oczy migotały jednakowym blaskiem,a niespokojne oddechy były dowodem pasji i zaangażowania.Chłopak z uśmiechem pogładził ją po policzku i przyciągnął ją do siebie.-Wracamy O Pani?
-Skończ z tym Draco!-Szturchnęła go,ale nie przestawała się uśmiechać.Obrócił ich i po chwili znów byli przed drzwiami swojego dormitorium.
-Ty pierwsza.-Dziewczyna otworzyła drzwi,w środku zabawa trwała w najlepsze.
-Patrzcie Państwo Malfoy wrócili!-Fred krzyknął to tak głośno,że dosłownie wszystkie oczy zwróciły się na nich. Miona momentalnie się zaczerwieniła.Blondyn jednak podszedł i objął ją,jakby dodając odwagi.Nie przewidziała jednego. Ślizgon to ślizgon.W jednej sekundzie była w jego rękach już w następnej rzucał nią jak workiem kartofli do basenu.
-Wybacz kochanie musiałem.-Sam z gracją wskoczył i podpłynął do wściekłej dziewczyny,która właśnie przeżywała deja vu. Podpłynął,ale zaraz cofnął się gdy go odepchnęła.
-Jesteś wstrętny O Panie!-Ku jej zgrozie wszyscy wybuchnęli śmiechem,więc ona też.Blondyn złożył na jej ustach najczulszy z pocałunków,a stojący w oddali Fred i Harry przybijali sobie piątkę.
Tak właśnie gryfonka znalazła swojego księcia,a ślizgon swoją księżniczkę.
Kolejne urodziny świętowali już sami.

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 14

Bardzo krótko,ale we wtorek może pojawić się miniaturka;)
Dziękuję za te wszystkie wyświetlenia i niezmiennie proszę o komentarze;)
Miłego weekendu.




Po feralnej sytuacji na balu,wszystko inne również zaczęło się walić. Hermiona wylądowała w skrzydle szpitalnym i Poppy nie robiła nic,tylko załamywała nad nią ręce.Zadręczała się,że dziewczyna jest za chuda,że przemęczona,że wygląda mizernie i blado i że powinna się skupić na nauce a nie na amorach.Na swoje nieszczęście Blaise był jedyną osobą,która musiała stawić czoła tym oskarżeniom.Nie chciał zawiadamiać reszty o tym co się stało z współlokatorką,pewnie przybiegli by tu na złamanie karku i jeszcze bardziej zdenerwowaliby nieprzytomną na razie gryfonkę. Kiedy się obudzi,najprawdopodobniej rozpęta piekło i on będzie musiał tkwić w samym jego środku.Był zły na Draco za tak radykalne posunięcie,ale również trochę go podziwiał.Jego prawdziwe uczucie musiało pójść w odstawkę i skoro Malfoy mógł nad tym przeskoczyć i wybrał dobrą przyszłość zamiast miłości,to on też musiał.Obiecał sobie,że popracuje nad relacją z Hermioną,aby jak najdelikatniej odczuła,że dla niej i jej ukochanego nie ma już szans.Jego tęgie rozmyślania przerwało wtargnięcie współlokatorów,którzy mieli miny,pewnie podobne jak on sam.Mieszanka rozpaczy i poczucia winy.Kiedy go zobaczyli,zwolnili kroku i już spokojniej podeszli,wlepiając oczy w leżącą spokojnie brązowowłosą.
-To nie tak miało być!-Blondyn nic sobie nie robił z faktu,że nie są w pomieszczeniu sami i zaraz pewnie pielęgniarka go wyrzuci.
-Wiemy to Smoku,ale w końcu to musiało się stać.-Blaise silił się na spokój,ale średnio mu to wychodziło.
-Nie rozumiesz Diable...ktoś dolał mi jakieś świństwo do picia.
-O czym ty mówisz?
-Poszedłem do stolika,wziąłem drinka...dziwnie pachniał,ale nie przejąłem się,bo alkohol to alkohol nie?Ale potem po dwóch łykach poczułem się skołowany..nie wiedziałem co robię. Ginny podeszła,a ja bez udziału woli porwałem ją w ramiona i zacząłem całować,chociaż w myślach krzyczałem nie rób tego,chcesz Hermiony,nie Ginny!Ale to nic nie dało,jak już zaczęliśmy się całować,to tak jakbyśmy nie mogli się od siebie odkleić!Mówię ci!Ktoś wie za dużo i bezczelnie to wykorzystuje!Teraz Hermiona się już do mnie nie odezwie!Niech to szlag!-Jego krzyk przywołał panią Poppy,która jak można było przewidzieć,wyrzuciła ich na korytarz.Tam dokończyli rozmowę.
-Czyli mówisz,że...wcale nie miałeś zamiaru całować się z Rudą i to na oczach Hermiony?
-Nie stary...ja..jak tańczyliśmy byłem bardzo blisko wyznania jej swoich uczuć,ale zabrakło mi odwagi...a teraz już wszystko przepadło.
-Skoro tak,to czemu jej nie powiesz jak było naprawdę?
-Nie mogę...
-Czemu?-Zarówno Blaise jak i Ginny patrzyli na niego jakby spadł z księżyca.
-Pomyśl...ktoś chciał nas poróżnić,chciał,abym się nie zadeklarował i zrobił coś głupiego,czyli komuś usilnie zależy na połączeniu nas wedle przyrzeczenia...zastanówmy się,kto to mógłby być..-Chłopak udał,że się namyśla po czym raptownie podniósł głowę i palnął się w czoło.
-A to Stary Dureń!
-Kto?
-Dumbledore...on musiał wiedzieć,że coś jest nie tak...wiedział,że nie postępujemy zgodnie z umową i delikatnie chciał nam przypomnieć,czym to grozi..
-Stary musisz mniej przebywać z Hermi bo zaczynasz używać mózgu.-Mimowolnie Ginny zachichotała,choć sprawa wcale nie była zabawna.Musieli teraz zastanowić się co zrobić z tą sytuacją.
-Jeśli jest tak jak mówisz...to dlaczego Dyrektor nie powiedział po prostu,że wie i nie zerwał od razu umowy,przecież to byłoby logiczne...
-Powiedz mi ile chodzisz do tej szkoły i ile go znasz?Czy on kiedykolwiek stosował się do ogólnych logicznych praw?Nie, on miał swój pokręcony system wartości i kodeks postępowania według którego liczyło się zawsze większe dobro.On nie jest typem osoby,która podejdzie i powie "Hej słuchajcie,wiem o waszych intrygach,nie podobają mi się,macie przestać,albo dam wam szlaban."O nie on musi działać podstępnie i z zaskoczenia,aby odnieść pożądany skutek.
-Czy wspominałam już,że za bardzo się mądrzysz?-Ginny znów się uśmiechnęła,co zaczęło zastanawiać Blaise'a.On sam strasznie się przejął tym co stało się na balu i tym,że jego koleżanka nadal się nie budzi.A Ruda?Była w samym centrum wydarzeń,ale zdawała się być jakby obok.Jakby oglądała dobry film i jadła przy tym popcorn.Analiza jej podejrzanego zachowania musiała jednak poczekać,bo uczniowie zaczęli już schodzić się do dormitoriów,bal się kończył.Nie chcieli rozprawiać o tak ważnych rzeczach na środku korytarza,więc ruszyli do swojej komnaty.Wszystkim  chciało się spać,ale siedzieli w salonie i w kółko wałkowali wydarzenia z balu. Draco przekonał swoich towarzyszy,że nie mogą wyjawić Hermionie prawdy,tylko muszą udawać,że tak miało być.Skoro Dumbledore chciał zagrać na ich uczuciach,oni nie będą mu tego ułatwiać.Będą się zachowywać,jakby umowa wciąż obowiązywała i skończą z potajemnymi schadzkami.Zwłaszcza Blaise i Ginny.Choć średnio im się uśmiechało znów coś udawać,musieli to zrobić.Ustalili,że nie będą się już wzajemnie nakręcać,tylko każde będzie robiło swoje.No i muszą jakoś przekonać do tego Herm jak się obudzi.
Jak wiadomo po każdej burzy przychodzi słońce,tak samo po każdej nocy nastaje świt.Zaraz po śniadaniu trójka współlokatorów wyruszyła znów odwiedzić koleżankę,w nadziei że już się obudziła.Ich zaskoczenie było ogromne,gdy nie zastali jej w łóżku szpitalnym.W dromitorium również jej nie było,a kiedy spytali gryfonów czy pojawiła się w Wielkiej Sali,odpowiedź była zawsze negatywna.Zamierzali się rozdzielić i poszukać dziewczyny w różnych częściach zamku równocześnie,ale okazało się to nie potrzebne.Znaleźli ją w towarzystwie Wybrańca,koło klasy Snape. Rozmawiali przyciszonymi głosami,ale kiedy tylko gryfonka spostrzegła przyjaciół,rzuciła się prosto w objęcia Rudej,następnie Blaise'a a Draconowi niepewnie skinęła głową,oblewając się przy tym rumieńcem tak intensywnym,jak kolor jej bluzki.
-Dziękuję ci Harry,że podzieliłeś się ze mną tym odkryciem,na pewno je wykorzystam.-Mrugnęła do niego zalotnie i odeszła z Ginny pod rękę.Chłopcy pomaszerowali za nimi ze zdziwionymi minami.To będzie długi dzień.-Pomyśleli zgodnie.
Hermiona przystanęła za rogiem,popatrzyła po towarzyszących jej osobach i powiedziała z pogodnym uśmiechem na twarzy.-Nie mam do was żalu,rozumiem,że to musiało się stać,szkoda,że na balu,ale trudno.Ważne,żebyście byli szczęśliwi.Ku zgrozie dosłownie wszystkich zgromadzonych chwyciła Blaise'a za rękę i delikatnie przycisnęła swoje usta do jego ust.Zaskoczony chłopak nawet nie zdążył zareagować,bo dziewczyna znów się cofnęła i uśmiechając się szeroko poszła przed siebie.Reszta stała kilka sekund nie bardzo wiedząc co zrobić i potem jak na rozkaz ruszyli za odchodzącą sylwetką.Jej zachowanie przypominało klątwę Imperius jakby ktoś sterował jej ruchami i chłopcy byli dość zaniepokojeni.Gdy w końcu dogonili gryfonkę a ona najspokojniej w świecie złapała swojego "chłopaka" za rękę i zapytała czy pójdą posiedzieć na błoniach by w spokoju porozmawiać,reszcie dosłownie opadły szczęki.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną?-Draco był wręcz zrozpaczony i wcale tego nie krył.Gdyby mógł,zepchnąłby Diabła na bok i sam zajął jego miejsce.Ale nie mógł prawda?
Nie pozostało mu nic innego jak objąć Ginny w pasie i z wymuszonym uśmiechem na twarzy pójść w przeciwną  stronę,zostawiając oniemiałego kolegę z jego nową "dziewczyną."

Gdy czworo przyjaciół zniknęło z zasięgu wzroku,ktoś odetchnął z wyraźną ulgą.Plan działał idealnie.Nikt go nie podejrzewał.Nikt nie wiedział,że o większe dobro,zawsze warto walczyć.Tajemniczy obserwator nie pojmował jednak,że kto mieczem wojuje,od miecza ginie.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Miniaturka III Czas nie ucieka...on spieprza cz.2

Jej zdenerwowanie kiedy szła w umówione miejsce,można porównać tylko do tego co czuła idąc na pierwszą randkę z Draco...na chwilę zatopiła się w wspomnieniach tych kilku cudownych tygodni,kiedy głodni siebie i stęsknieni w pośpiechu zdzierali z siebie ciuchy. Później,z uśmiechami i błogością na twarzy ubierali się i szli na spacer,albo po prostu rozmawiali,ale nigdy o przyszłości.Dopiero teraz do niej docierało,że faktycznie nigdy nie usłyszała żadnej deklaracji i to wcale nie dlatego,że jej nie oczekiwała.Chłopak już od dawna musiał wiedzieć co go czeka i dlaczego.Doskonale pamiętała dzień,kiedy powiedział jej skąd u niego taka słaba kondycja i dlaczego nie może czasami złapać tchu.Kiedy jej wytłumaczył,że każdy dzień to walka o oddech i kolejny świt,nawet nie chciała zostać na noc.Stwierdziła,że nie może go tak męczyć.Teraz chciało jej się śmiać...gdyby wiedziała,że ją zostawi,albo raczej każe jej go zostawić,nie wypuściłaby go z sypialni przez tydzień.Zabrałaby go w Himalaje,na Ibizę,do Pragi,zwiedziliby Sydney...wszystkie te miejsca miała nadzieję kiedyś odwiedzić z ukochaną osobą,a teraz już nie mogła.Los podarował im tylko tyle czasu,aby mogli się do siebie przywiązać,pokochać i równocześnie znienawidzić myśl o przyszłości.To było takie niesprawiedliwe.Chłopak niespełna 20 letni w pełni sił,całe życie przed nim,a co on robi?Leży na łóżku szpitalnym i podrywa pielęgniarki.Żadnych obietnic,perspektyw...nic.
Dotarła do malej knajpki,niegdyś jednej z jej ulubionych,gdzie posyłali sobie zalotne spojrzenia,muskali dłonie i w pośpiechu jedli cokolwiek.Czy już wtedy wiedział co mu zrobił Severus?Musiał wiedzieć.Każdy po Wielkiej Bitwie był wielokrotnie badany,a jego przecież doglądał sam Dumbledore. Wtedy jej to nie dziwiło w końcu bardzo przysłużył się Zakonowi,teraz jednak wie,że nie była to zwykła troska o jednego z podopiecznych,ale rozpoznanie czarnomagicznej klątwy,zapewne przeznaczonej dla śmierciożercy.
Snape nigdy nie mówił o swoim bólu ale czuło się,że jego to oczekiwanie też zabija..Z każdym dniem kiedy z Malfoya uchodziło życie,jego opiekun też marniał w oczach.Mogła w niego wmuszać jedzenie,ale wiedziała,że bywały dni gdzie prócz hektolitrów Ognistej,nie przełknął nic innego.
Chciała zaopiekować się Draco i być z nim, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek,dlatego myśl że świadomie usunął ją ze swojego życia,wprawiała ją w rozpacz.Dlatego tak ciężko szło jej się na spotkanie z Mistrzem Eliksirów.Czy blondyn o tym wie?Czy jeszcze żyje?W jakim jest stanie?Kiedy tylko ujrzała Severusa Snape'a rzuciła mu się w objęcia i zapłakała.Tulił ją do siebie jak małe dziecko,jednak sam nie uronił ani jednej łzy.Choć na Merlina miał ochotę płakać jeszcze bardziej niż ona!Delikatnie odsunął ją od siebie i z maską obojętności poprowadził do stolika w głębi sali.Szybko skinął ręką na kelnera,bez słowa konsultacji wziął dwie podwójne Ogniste i odprawił młodego chłopaka,nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.Mimo roztrzęsienia Hermiona oburzonym tonem zwróciła mu uwagę,że mógłby być choć troszkę milszy.Mężczyzna,siląc się na obojętność odparł:
-Znasz mnie,zimny ze mnie drań zabijam niewinnych i jestem nie miły dla chłystków,którzy mogliby być moimi synami.
-Severus!Ty jesteś pijany.
-Tak...wciąż...już chyba ze 2 tygodnie...-Popatrzył na nią mętnymi oczami,ukazując rozpacz,ale i dziwne,ciężkie,poczucie winy.
-Nie możesz się tak niszczyć!Ile razy mam ci powtarzać,że to nie twoja wina!Stało się,zabijając się i trując nie wrócisz mu życia!
-A to mnie pocieszyłaś,pomyśleć,że miałem cię za uosobienie dobra.
-Cco?Ty bredzisz,chodź zabiorę cię do siebie.Prześpisz się,a potem opowiesz mi wszystko.Koniec milczenia.
Nagle z rozgoryczonej młodej kobiety stała się silną,pełną determinacji osobą,gotowa pomóc byłemu nauczycielowi,nawet jeśli tego nie chciał.Jej żal nagle zmniejszył się,kiedy prowadziła go pod ramię,a jego ciałem targały dreszcze.
Gdy dotarli do jej mieszkania,Harrego na szczęście jeszcze nie było. Snape usiadł cichutko na łóżku,alkohol powoli z niego wietrzał,więc i świadomość wracała.Wiedział,że zaraz walnie mu kazanie tym swoim mędrkowatym tonem,pewnie opieprzy go,że się stacza,a potem sama się rozpłacze,kiedy już dopuści go do głosu i usłyszy co ma jej do powiedzenia.
-Powiedz mi...jak się czujesz?
-Co ci do tego?Przecież nie spotkaliśmy się aby dyskutować o mnie,zapewne chcesz wiedzieć jak się czuje młody,a ja jeśli pozwolisz streszczę ci cel mojej wizyty i spadam do siebie pić dalej.
-Nigdzie nie idziesz!Powiedz mi co z tobą?Widzę,że jesteś w jeszcze większej rozsypce.Ja...mogę ci pomóc.To że Draco wyrzucił mnie ze swojego życia,nie znaczy że ty też musisz.
-Wcale nie wyrzuciłem cię z mojego życia,bo nigdy w nim nie figurowałaś!
-Nie mów tak!Myślałam,że jesteśmy,byliśmy...przyjaciółmi.
-Taaak...masz racje..
-Więc nie wmawiaj mi!
-Ale taka jest prawda,ja...Draco już praktycznie nie widzi i chudnie z dnia na dzień.Koniec jest już blisko i chciałbym abyś go razem ze mną odwiedziła,ostatni raz.Na pewno się ucieszy.Wiem,że się pokłóciliście i pewnie nawet nie powiedział ci że cię kocha,ale tak jest.Nie ma dnia,aby o tobie nie mówił.Raz kiedy nie do końca wiedział z kim rozmawia,opowiadał mi przez 3 godziny o waszej randce. Ghh..porzygać się idzie!A nijak nie mogłem mu przerwać,bo rzadko już mówił w ogóle.Więc siedziałem tam i wysłuchiwałem jak ten idiota,jaka to jesteś wspaniała,nieśmiała,dobra...Jakbym go zapytał to zapewne potrafiłby wymienić wszystkie kolory biustonoszy i lakierów do paznokci jakich używałaś...nie widział świata poza tobą!
-Ale...czemu cały czas mówisz w formie przeszłej...przecież Draco żyje...
-Musisz o czymś wiedzieć..on jeszcze tylko przez dwie doby będzie sobą,potem lekarze zaprzestaną podawania eliksirów i lekarstw,aby odszedł z tego świata jeszcze w pełni świadom i nie w największym bólu.Dlatego weź wolny dzień,albo i tydzień i chodź ze mną do szpitala,pożegnaj się.
-On nie będzie chciał mnie widzieć..nie wiem czy powinnam...boję się.
-Będę tam,nie martw się.
-Ja..dziękuję Severusie,naprawdę.
-Nie dziękuj mi głupia,to ja go skazałem na śmierć zapomniałaś?!-Momentalnie poderwał się z miejsca i zaczął ciągnąć się za tłuste włosy z pasją wariata,tak jakby chciał je sobie wyrwać tu i teraz.Podeszła do niego i delikatnie położyła mu rękę na ramieniu.Od razu przygarnął się do niej i stali tak w dziwnej pozie.Wydawał się być taki mały i zagubiony.Jak chłopiec,który zrobił coś bardzo złego a rodzice kiedy się dowiedzieli,nie dali mu kary,tylko orzekli że ich rozczarował.Właśnie taki wydawał się być.Rozczarowany,rozgoryczony,zagniewany na samego siebie.Wyniszczał się alkoholem i pewnie innymi używkami,chcąc ukarać się za chwilę nie uwagi,która kosztowała młodszego ślizgona życie.
Zaprowadziła go do gościnnej sypialni i po chwili już miarowo oddychał.
Dziewczyna poważnie zaczęła rozważać co jej powiedział.Ukochany pozostanie przy życiu jeszcze dwie doby...tak mało czasu.Nie płakała jednak.Musi być silna.Dla siebie dla Dracona i dla Severusa.Nie pozwoli temu zniszczonemu przez życie człowiekowi pogrążyć się w jeszcze większej rozpaczy,bo on na to zwyczajnie nie zasługiwał.Powinien mieć kochającą żonę,albo chociaż trochę zaznać miłości,w końcu nie od dziś jest dupkiem z lochów.Jej rozmyślania na temat przyszłości bez Draco trwały jeszcze długo długo w noc,bo wiedziała że jak teraz wszystkiego sobie nie poukłada,to nigdy nie pogodzi się z jego śmiercią.
Przygotowała sobie ulubioną żółtą sukienkę,tę którą założyła na pierwsze spotkanie.Usiadła na łóżku i wdychała zapach tkaniny.Wciąż był przesiąknięty zmieszanymi zapachami ich ciał i Ognistej,którą się wtedy raczyli.Obraz roześmianej,przystojnej,bladej twarzy wciąż jej nie opuszczał.Chciałaby takim go zapamiętać.Męski,wysportowany,z zawadiackim błyskiem w oku. Jednak przyjdzie jej się zmierzyć z o wiele gorszym widokiem,który pewnie będzie prześladował ją do końca życia.Nawet nie zauważyła kiedy słońce wstało.Zeszła do kuchni i zastała tam Harrego i Severusa rozmawiających cicho.W ich głosach nie było napięcia,a na ustach gościł delikatny uśmiech.
-O czym rozmawiacie?
-O Draco...opowiadałem Severusowi jak ten drań kiedyś wywabił mnie z dormitorium w nocy a potem nakablował McGonagall...spryciarz.-Oczy wybrańca zaszły delikatną mgiełką wspomnień.
-Tak...a pamiętasz jak na Eliksirach,chyba w czwartej klasie cię skonfundował a potem chwalił się tym przed całą klasą?Byłem z niego taki dumny!-Snape'owi widocznie również zebrało się na sentymenty jednak Hermiona nie mogła tego znieść..
-Zamknijcie się!Jak możecie mówić o nim jakby już nie żył!
-Herm...to nie tak..my po  prostu..
-Jesteście podli!-Wybiegła na korytarz i znów oparta o framugę drzwi,zapłakała.



                                                                            *


Te same schody,ten sam zapach  środków czyszczących,te same zatroskane twarze pielęgniarek,a jednak wszystko się zmieniło od jej ostatniej wizyty.Delikatnie nacisnęła klamkę,weszła do dobrze oświetlonego pomieszczenia,a zaraz za nią,Mistrz Eliksirów.
Jej spojrzenie od razu padło na bladą twarz i zapadnięte policzki,ale nie mogła się powstrzymać od myśli,że nadal jest bardzo przystojny i mógłby grać w  reklamie.Nie wyglądał na chorego.Spał.Mężczyzna do tej pory stojący z boku podszedł do łóżka i delikatnie szturchnął chłopaka.Ten otworzył oczy,które momentalnie rozświetliły się jakimś niecodziennym blaskiem.Spojrzał jej w oczy i nie musiał nawet nic mówić.Wiedziała.Żałował każdej sprzeczki,bezsensownej wymiany zdań,która prowadziła do jej odejścia.Każdej minuty osobno.Bez słowa rzuciła się na niego,już nie hamując łez.
-Udusisz mnie kobieto.-Powiedział to nad wyraz pewnie i wyraźnie.Choć widział ją jak przez mgłę,stwierdził że jeszcze wypiękniała od ich ostatniego spotkania,kiedy tak bezsensownie kazał jej odejść.A teraz to on odchodzi.Nie ma już dla niego żadnego ratunku,jedyne co może,to godnie się pożegnać i czekać na nieuniknione.
Podniosła głowę,znów pogładziła go po blond włosach i nadal lekko łamiącym się głosem powiedziała:
-Powinnam cię ogolić,bo inaczej każda pielęgniarka będzie chciała mi cię odebrać.
-No ja ciebie też!Boże jak ja tęskniłem!-Przygarnął ją jeszcze bardziej do siebie.
Spędzili w trójkę cały dzień.Pozwolono Draconowi wyjechać na wózku do szpitalnego ogrodu,gdzie pomiędzy łzami,wyznawał dozgonną miłość i przyrzekał strzec swojego aniołka po śmierci.Ona zaś obiecywała nigdy go nie zapomnieć,nigdy nie pokochać nikogo innego i zawsze mieć w sercu dobroć,za którą ją pokochał.Wraz z zachodem słońca odprowadzili chłopaka do jego sali.Ostatnie pocałunki,spojrzenia i definitywnie nie ostatnie łzy.Odszedł w pełni władz umysłowych choć o nie sprawnym ciele.Przeżył wiele wspaniałych chwil i poznał mnóstwo wspaniałych osób.
Następnego dnia w samo południe Hermiona zamknęła się w toalecie w pracy i zapłakała tak mocno jak jeszcze nigdy w życiu.Czuła się jakby to jej serce stanęło.Odszedł...ale jej nie zostawił.Dał jej z siebie tyle,że była wdzięczna za cały wspólnie spędzony czas.Doceniał ją,kochał jej ciało i umysł,interesował się nią,wzbudzał w niej ambicję.Powodował same pozytywne odczucia.Nie miała żalu.Wszystko czego doświadczyła,zamykało się na ich wspólnej fotografii i choć nie będzie kolejnej...ta jedna pozostanie z nią na zawsze prawda?

                                                                            *

Przemierzała niespokojnie ulice Londynu,by jednak zdążyć na odpowiedni pociąg.Na drżących nagach wbiegła na cmentarz i udała się w znajome miejsce.Stał tam i patrzył w południowe słońce.
-Spóźniłaś się.
-Wiem,ale musiałam jeszcze podjechać do Harrego skoro już jestem w Londynie.-Podeszła i przytuliła się do starszego mężczyzny.Oboje ułożyli swoje bukieciki na grobie.Dziewczyna miała ze sobą również czerwoną różę,już czwartą z kolei.Wcześniejszych nie zabierała i nie wyrzucała,miały być symbolem,tego wszystkiego co fizycznie straciła,ale mentalnie nadal było z nią.Wiejący wiatr przywodził jej na myśl wszystkie te momenty,które można odtwarzać w pamięci jak film,ale czy istnieją dwa identyczne podmuchy wiatru?Jeszcze raz spojrzeli na piękny nagrobek,złocone litery i mnóstwo kwiatów,po czym ramię w ramię odeszli w stronę jutra.Nie było to pożegnanie,mają one bowiem to do siebie,że są aktem woli.A oni nie chcieli się żegnać.Nie musieli.

niedziela, 15 czerwca 2014

Miniaturka III-Czas nie ucieka...on spieprza. cz.1

Miniaturka podyktowana wydarzeniami z życia prywatnego.Parszywy humor więc i ten gniot jest taki nijaki.
Mimo wszystko miłego!

 Cz.2 koło środy.








Czuł się strasznie źle.Zawroty głowy,częste skurcze w klatce piersiowej,to tylko niektóre z wielu dolegliwości,jakie męczyły go niestety każdego dnia.Niekiedy nawet bolało go mruganie,a przecież świat,choć naznaczony wojną-wciąż był piękny i pełen tajemnic do odkrycia.
Jego ojciec chrzestny Severus Snape,trafił go klątwą powolnej śmierci,która miała działanie jak avada,z tym że rozłożone w czasie a nie natychmiastowe.Wiadomo że to był wypadek i Snape pomimo usposobienia mordercy i nawyków godnych Czarnego Pana,nigdy celowo nie zrobiłby krzywdy bliskiej osobie.Choć ciężko jest sobie to wyobrazić,Mistrz Eliksirów ma serce,choć nie do końca wiadomo dla kogo ono bije.Bo na pewno dla młodszego ślizgona,który z każdym dniem żegnał się ze światem.Nauczyciel czuł się okropnie.Każdego dnia witał pielęgniarki w Św. Mungu zrzędliwym tonem,kierował się na drugie piętro i pukał do drzwi,by zaraz potem z zimnym opanowaniem ściskać swojego chrześniaka.Nigdy nie okazywał jak bardzo boli go widok młodego Malfoya leżącego w łóżku,niekiedy nie zdolny nawet do podstawowych czynności.W takich chwilach poczucie winy paliło go jak cholera...miał ochotę skończyć ze sobą i nie robił tego tylko dlatego,że póki młody jest na tym świecie,on też będzie.Potem niech się dzieje,co chce.Może nawet pójść do mugolskiego baru i zachlać się na śmierć.Pewnie tak zrobi.Może chociaż alkohol trochę go znieczuli.Wiedział że Draco nie ma do niego wielkiego żalu i choć uważał go z tego powodu za idiotę,był mu wdzięczny.Wystarczy że on sam nie jest w stanie spojrzeć na siebie w lustrze.No i zostawała jeszcze Granger....na zabój zakochana w blondynie,a on ją odtrąca!Bo przyszłość niepewna,krucha i nieszczęśliwa.Jednak potrafił zrozumieć decyzję młodego.Chciał jej oszczędzić cierpień po jego odejściu.Ale czy jeśli ktoś nie pozwala nam się kochać,sprawia,że nie kochamy?Nie sądził by jemu było to oceniać,ale w dziewczynie kryła się taka dobroć i chęć niesienia radości,że podejrzewał iż chłopak odtrącając jej uczucie,krzywdzi i ją i siebie dwa razy bardziej niż jakby pozwolił sobie,nawet na parę tygodni radości.Gryfonka oczywiście nie przyjmowała odmowy i cechowała się typową upartością mieszkanki Domu Lwa.Każdego dnia po pracy przychodziła,przez szybę obserwowała śpiącego lub tylko patrzącego przez okno blondyna,roniła kilka łez i wychodziła Nie zawsze tak było.Na początku,kiedy ich uczucie było jeszcze namiętne,świeże i nie pozbawione złudzeń na przyszłość,przychodziła,opowiadała mu o pracy i życiu a on opowiadał anegdotki usłyszane u pielęgniarek.Potem jednak zaczął mieć problemy z chodzeniem i mówieniem i zrozumiał.Może zabierać dziewczynie czas,dając pozorne szczęście,ale ostatecznie i tak ją zostawi samą.Wiedział,że i tak już za bardzo ją przywiązał do siebie.Widział przez okno jak prawie na złamanie karku biegła do szpitala,byleby jak najszybciej go zobaczyć i przekonać się,ze jego serce jeszcze bije.A zasługiwała na pełnię szczęścia,nie tylko namiastkę i to zamkniętą w obrębie drugiego piętra szpitala czarodziejów.Nie chciał dla siebie takiego końca i nie chciał,aby ona została z żalem sama.Listownie przekonał Harrego Pottera,aby postarał się zając jego miejsce w życiu dziewczyny.Może postępował nie fair swatając ich,ale od kiedy życie jest fair?Powinien żyć,doczekać się gromadki dzieci z kimś kogo pokochał szczerą,prawdziwą,choć nieoczekiwaną miłością.Zamiast tego powoli każdego dnia umiera,fizycznie jest już w coraz gorszym stanie,jednak jego głowa również ma się nie najlepiej.Któregoś dnia,wydawało mu się,że ktoś go odwiedził.Ktoś kogo dobrze znał,ale nie powinien go odwiedzać.Hermiona.Bardziej wyczuł niż zgadł,ale pewnie trafił.Pochylała się nad nim niczym anioł i szeptała coś głaszcząc go po pozbawionych blasku blond kosmykach.
-Wygrałeś...Hary i ja zamieszkamy razem.Nigdy ci tego nie wybaczę.Nie wiem dlaczego chcesz umierać w samotności i nie wiem dlaczego uważasz mnie za tak słabą.Wojna mnie nie złamała.Śmierć rodziców mnie nie załamała,dlaczego nie chcesz pojąć,że chce ci towarzyszyć do końca i dam radę?Draco...ja...zawszę będę cię kochać,ale pozwól mi na to...powiedz słowo,kiwnij,cokolwiek,a ja zostanę z tobą,na zawsze...do końca.Przecież wiesz,że Harry nigdy ciebie nie zastąpi.Severus powiedział kiedyś,że pod względem upartości jesteśmy podobni i że któreś z nas musi odpuścić..więc ja odpuszczam..masz ostatnią szansę by mnie zatrzymać.
Chłopak nawet nie otworzył oczu i ledwo docierał do niego sens słów,ale czuł że ukochana płacze.Chciał ukoić jej ból i pod wpływem tych słów powiedzieć "zostań,boję się,nie chce umierać sam",ale wiedział,że nie może być egoistą,chociaż teraz,o krok od śmierci.Dlatego złapał ja za rękę,ostatkiem sił pociągając na siebie,tak by miała ucho przy jego ustach.
-Wyjdź.-Szepnął.
Dziewczyna spojrzała w ledwo uchylone powieki,zobaczyła ból i miłość,ale i coś jeszcze,strach.Delikatnie wyciągnęła rękę dotknęła jego policzka i z ciepłem szepnęła.
-Kiedy ty przestajesz walczyć,ja mogę kontynuować walkę za ciebie,tylko mi pozwól.
-Nie.
Jeszcze raz przeczesała jego włosy ręką,złożyła na ustach delikatny pocałunek i nie oglądając się za siebie,wyszła.Kiedy już zamknęła za sobą drzwi,usiadła na najbliższym krześle i wreszcie zapłakała.
Zrezygnował z niej,poddał się,oddał ją w ręce Pottera.Ale czuła że chodzi o coś innego.Koniec był już blisko i dlatego potraktował ją tak oschle,żeby wiedziała,że nie zmieni zdania i ma więcej nie przychodzić.Może znów mu się pogorszyło?Nie wiedziała,ale to było już nie ważne.Skoro tak zadecydował,to spełni jego ostatnią wolę.Teleportowała się do pustego jeszcze mieszkania i wysłała do Harrego sowę.
Od jutra już nie będzie sama.Będzie się koło niego budzić i zasypiać.Kochała go choć nie w taki sposób jak na to zasługiwał.Był przyjacielem i powiernikiem,ale nigdy nie będzie kochankiem,mężem czy obiektem westchnień.Tego pewnie chciałby Draco,ale serca przecież nie oszuka.W nim jest miejsce tylko dla jednej osoby i zostało ono już zajęte.Na zawsze.Bez względu na to co sobie powiedzieli podczas ostatniej kłótni,czy ostatniej  rozmowy,wiedziała że ją kocha i tylko ze względu na to uczucie nie pozwala jej być przy nim do śmierci.Chciał oszczędzić jej cierpienia,ale i tak go przysparzał.Dni mijały,nie miała żadnych informacji,bo nawet Snape przestał się z nią kontaktować.Dziwiło ją to,ale pewnie robił to z polecenia Draco.Rozumiała byłego profesora,strata musiała go bardzo zmienić,a przecież i bez tego był trudny w obejściu.Jej jednak udało się jakoś do niego dotrzeć.Może tolerował ją ze względu na swojego podopiecznego,ale i tak było to dużo.W szkole jej nienawidził,ale może to cierpienie spowodowało tak dziwną między nimi zażyłość.Często spotykali się i rozmawiali o stanie zdrowia ukochanej dla nich osoby,albo omawiali sprawy Ministerstwa,czasami siedzieli z kubkami kawy i milczeli.Brakowało jej tego...nie otrzymywała już sów i nie wiedziała nic o zdrowiu jej ukochanego.Tak jakby,gdy zerwała z kontakt z Draco,Severus również się od niej odsunął.Może to i lepiej?Dzielnie wiodła nieszczęśliwe życie przez kilka miesięcy i nie zaglądała do szpitala ani nie wysyłała sów do pielęgniarek.W końcu jednak odezwał się do niej Mistrz Eliksirów,prosząc o spotkanie.Podejrzewała najgorsze...

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 13 cz.II

Zabijecie mnie za ten rozdział,bo wieje tragedią i jest nudny,ale poprawię się.
Miłego.
Proszę o komentarze;)








Bale w Hogwarcie miały to do siebie,że organizowane były z ogromnym rozmachem i zazwyczaj,mimo że uczniowie na co dzień obcują z magią,to wydarzenia te jeszcze bardziej ich zadziwiały i wprawiały w cudowne nastroje.
Dziewczęta z Gryffindoru od rana do późnych godzin popołudniowych eksperymentowały z zaklęciami kręcącymi włosy,prostującymi,farbującymi,do makijażu i wszystkimi innymi,które mogły zrobić z nich oszałamiające seks-bomby.Każda z nich miała bowiem nadzieję,że między nimi i ich partnerami,tego wieczora wydarzy się coś szczególnego. Ginny nie była wyjątkiem,stroiła się,biegała tam i z powrotem,w duchu przeklinając swoje niezdecydowanie i brak talentu do robienia makijażu.Z tego wszystkiego śmiała się Hermiona,ona miała do perfekcji opanowane zaklęcia upiększające,a dodatkowo-wcale nie miała zamiaru z nich korzystać.Ku uciesze młodszej koleżanki wyciągnęła swój kuferek,który pełen był najróżniejszych specyfików.Gestem zaprosiła Rudą do salonu gdzie na środku stał fotel i stolik.Kiedy dziewczyna usiadła,spięła jej włosy wysoko w górze,tworząc niesforny koczek,który tylko dodawał jej uroku.Położyła na jej twarz bazę,następnie lekko upudrowała i kazała wybrać sobie odpowiednią kolorystykę.Padło oczywiście na zieleń i granat.Szybko wytuszowała koleżance rzęsy,dodała troszkę różu na policzki i wyczarowała lusterko,aby tamta mogła się przejrzeć.
-Miona!To naprawdę ja?!Wyglądam cudownie!-Rzuciła się brązowowłosej na szyję,prawie ją przewracając.
-Puść mnie wariatko,jeszcze nie skończyłam.-Ze śmiechem podeszła do prowizorycznej toaletki,wyciągnęła wisiorek w kształcie salamandry i zawiesiła go na szyi Rudej.Ta od razu wzięła go w dłonie.
-Jest piękny,wiesz?Dziękuję.
-Może akurat przyniesie ci szczęście?-Mrugnęła do niej i zaczęła sprzątać wszystkie akcesoria.
-Miona?
-Hm?
-Myślisz,że nas też kiedyś czeka szczęście?Mimo tego wszystkiego?
-Nie wiem..trochę wiary dzieciaku..jeśli ty nie będziesz wierzyć we własny happy end to kto będzie?
-Ty?-znów się śmiały,kiedy do pokoju wkroczył Blaise.
-Cześć dziewczyny,już gotowe?Zostało jeszcze parę ładnych godzin.
-Cóż ja muszę być gotowa wcześniej bo zaraz po 16 mam się zgłosić do dyrektora,podobno ma jakąś sprawę,potem nie będę miała czasu się upiększyć.
-Tak jakby było ci to potrzebne.-Zarumienił się ogniście,tak samo jak Ruda,oboje spojrzeli zmieszani na Hermionę.
-Mną się nie przejmujcie,już mnie nie ma,nic nie słyszę.-Wymaszerowała z pokoju z dziwna miną.
Dracona na szczęście nie było dziś w dormitorium bo odrabiał szlaban u McGonagall.Kiedy się o tym dowiedziała ucieszyła się,nie chciała bowiem,aby patrzył na jej przygotowania,wystarczyło jej,że sukienkę która jej się bardzo podobała,on chciał wyrzucić do kosza.Bo będziesz go nią torturować.Zdusiła protesty własnych myśli i skupiła się na tym,jak chce się dziś umalować.Postawiła na złoto i srebro,w tych samych kolorach dobrała dodatki,jednak nie przesadzała z makijażem,najlepiej się czuła w wersji naturalnej.Dla Blaise'a zresztą wcale nie musiała się malować,zapewniał ją o tym i w sumie,tylko na przekór niemu,zrobiła makijaż.Denerwowało ją,że stosunki w tym dormitorium jeszcze bardziej się popieprzyły,o ile to możliwe.Ona chciała Draco,on chyba chciał ją,Blaise chyba chciał Ginny i ona definitywnie chciała jego.Ale nie mogli dowolnie się przetasowywać.Musieli dostosować się do woli Dyrektora Hogwartu.Wymyślił sobie,że aby przemiana chłopaków z śmierciorzerczych maszynek do zabijania w normalnych "grzecznych obywateli magicznego świata",będzie miała moc sprawczą i wiążącą,tylko jeśli poślubią oni przedstawicielki znienawidzonego Gryfindoru.Dodatkowo,nie pozwolił im pisnąć o umowie słówka,co niestety się nie udało.Dziewczyny od dawna wiedziały,że biorą udział w grze,w której stawką było odkupienie win chłopców i choć niechętnie,godziły się na to. Draco musiał jakoś przekonać do siebie Ginny,a Blaise musiał rozkochać w sobie Hermionę.Nie dość,że żadna z tych misji jak na razie się nie powiodła,to jeszcze odniosła odwrotny skutek.Gorzej być nie może.Każdy z nich będzie musiał patrzeć,jak jego kumpel żeni się z jego wybranką serca i na dodatek pozwolić mu na to.Od tego zależało ich odkupienie i nie było nawet dyskusji,że mieliby poświęcić wieczny spokój,na rzecz pozornego szczęścia.Musieli niestety pogodzić się z rzeczywistością i uczestniczyć w niej najlepiej jak potrafią.Dlatego punkt 18 w salonie stanęli Blaise i Hermiona trzymając się za ręce i patrząc wszędzie tylko nie na siebie.Po chwili dołączyła do nich Ginny,lustrując parę uważnie.
-Herm wyglądasz niesamowicie,założę się,że Draco nie oderwie od ciebie oczu.
-EKHEM chyba Blaise..
-No a co ja niby powiedziałam..-Popatrzyła na ich niepewne miny i zorientowała się,że palnęła głupstwo.-Oj no już,mamy się bawić,a nie tylko zadręczać!Gdzie jest mój przyszły mężuś?
-Chyba jeszcze się ubiera.
-To może zajrzysz do niego,a my z Hermi sobie pogadamy chwilę?
-Jasne.-Kiedy tylko chłopak zniknął usiadły na kanapie i przez chwilę trwała cisza.
-Nie uwierzysz,czego się dowiedziałam od Starca!-Ginny nagle wydawała się promieniować jakimś dziwnym blaskiem.
-Noo mów,tyle czekałam aż mi powiesz,od razu jak wróciłaś to widziałam,że coś się święci.
-No więc powiedział mi,że wszystko jest na dobrej drodze,że dobrze wyglądamy z Draconem i że już nie może doczekać się wiosny i końca roku szkolnego.
-Nie rozumiem czym ty się tak podniecasz.-Herm posłała jej karcące spojrzenie i momentalnie pobladła.
-Nie rozumiesz?A podobno taki geniusz.-Dziewczyna prychnęła.
-Wytłumacz.
-Noo skoro on uważa,że wszystko jest po jego myśli i że układa się między nami wyśmienicie,to znaczy,że a-niczego nie zauważył,nie wie,że nie chcemy się z nimi żenić i be-że przemiana chłopców jest jak najbardziej realna i dzięki nam będą mogli spokojnie żyć.
-To wspaniale Ginn.-Nie wiedzieć czemu prefekt naczelna wyglądała bardziej jakby miała się rozpłakać,a nie skakać z radości tak jak Ruda.W tym momencie do pokoju wreszcie weszli ślizgoni.Czas się zatrzymał.Mimo iż Blaise zagadywał Draco,tamten tylko stał i patrzył na Hermionę ognistym wzrokiem.Tak jakby nikogo innego w pokoju nie było i w ogóle nikogo innego nie było. Weasley wyglądała wspaniale,kobieco i nęcąco,ale to nie ona zrobiła na nim największe wrażenie,bo Hermiona nawet w worku po kartoflach rzucała jego serce na kolana.Stali w milczeniu dobre kilka sekund mierząc się wzrokiem.W końcu ciemnoskóry chwycił swoją partnerkę,Ginny podeszła do smoka i wyszli przed dormitorium.
-Słuchajcie dziewczyny.Dziś ustaliliśmy ze smokiem,że nie ważne jakie są nasze stosunki i jak to sie wszystko ma skończyć,po prostu bawmy się.Jakby to był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu.Co ma być to będzie,ale będzie później,a teraz się bawmy.
-Ok?-Dziewczyny niepewne co to w ogóle znaczy i czego mają się spodziewać kiwnęły tylko głowami i poprowadzone zeszły schodami do Wielkiej Sali.
Wszyscy musieli przyznać,że odwalili kawał dobrej roboty.Sala wyglądała cudownie przystrojona kolorami domów,jednak bez żadnej reguły,każdy mógł siedzieć gdzie chciał,a nie tam gdzie musiał.Sprowadzili palmy tropikalne,które nadały miejscu bajeczny klimat.Wszędzie wisiały różnokolorowe lampiony,nie które w kształcie serca.Ponadto,w powietrzu unosił się dym,insynuujący wnętrze mglistej jaskini.Sklepienie z kolei było upstrzone migoczącymi gwiazdkami i specjalnie na potrzeby balu,profesor McGonagall niektóre z nich zamieniła w gwiazdy spadające,tak by każdy z uczniów w tę szczególną noc mógł zaznać magii osobiście i pomyśleć życzenie,tuląc do siebie ukochaną osobę.Powoli robiło się tłoczno,chłopcy poprowadzili partnerki do stolika przy którym na ich nieszczęście siedzieli już Potter i Weasley z dziewczynami,których nawet nie kojarzyli.Ponieważ stolik był idealnie na środku i mieli dobry widok na parkiet,postanowili zostac i dzielić ten wieczór z pozostałymi gryfonami,co bardzo ucieszyło ale i zdziwiło Ginny i Hermionę.
Po chwili wszystkie światła zgasły,a jedno tylko skupione było na postaci Albusa Dumbledore'a,który stał na podium i gestem prosił o uwagę.Wszystkie oczy skupiły się na nim.Przemowa była krótka i zwięzła,potem zaprosił wszystkich do tańca,sam porywając solenizantkę.
Pierwszy taniec Hermiona podarowała Ronowi, a Ginny Harremu.Ślizgoni patrzyli na swoje wirujące partnerki i jak w zmowie,nachylili się do siebie i szepnęli.
-Muszę się napić.-Bez słowa wstali i odeszli w kierunku baru.Kiedy już wrócili niosąc przy okazji drinki dla dziewczyn,one siedziały już na swoich miejscach zarumienione i szczęśliwe.Chłopcom ten widok bardzo przypadł do gustu,rzadko widzieli je w takim stanie,a daliby wszystko,żeby jednak widzieć je takimi częściej.W końcu smok się odważył i zaproponował Rudej taniec.Jego kolega zrobił to samo i po chwili cała czwórka wirowała w tańcu,prezentując jak się okazało całkiem niezłe umiejętności taneczne.Wyczyniali najróżniejsze akrobacje przez dobrą godzinkę,w końcu usiedli by odpocząć.Obyło się bez nieprzyjemnych incydentów i choć często wymieniali partnerki z kimś innym,nie odważyli się zatańczyć w tej najbardziej upragnionej konfiguracji.Blaise rozmawiał o czymś z Potterem,Draco sączył Ognistą a dziewczyny pogrążone były w obgadywaniu sukienki Pansy,kiedy Dyrektor znów zabrał głos.
-Moi drodzy,przepraszam że przerywam,ale mam jeszcze tylko jedną malutką rzecz do powiedzenia.Dziś swoje kolejne urodziny obchodzi moja przyjaciółka,powierniczka i najbliższa memu sercu kobieta.Minerwo pozwól do mnie.Kiedy kobieta na miękkich nogach dotarła na podium,założył na jej szuję przepiękny naszyjnik,skrzący się milionem kolorów.Przez salę przebiegł szmer.
-Wszystkiego dobrego moja droga.-Albus pochylił się i na oczach całego magicznego nastoletniego świata pocałował Minerwę McGonagall prosto w usta.Kobieta była zbyt zaskoczona by cokolwiek zrobić,więc tylko oddała pocałunek.Cała sala zaczęła wiwatować.Dyrektor wyprostował się i trzymając mikrofon powiedział.
-Jako że prezent jest naszym wspólnym dziełem muszę podziękować dwójce pomocników.Panie Zabini Panno Weasley tę piosenkę dedykuję właśnie wam,bez was nie oczarowałbym kobiety mego życia,więc proszę dołączcie do nas na parkiecie.Panna Granger zatańczy z Panem Malfoyem,zapraszam.Muzyka rozbrzmiała na nowo.Młodzież nie wiedziała,czy Starzec zrobił to specjalnie czy nie,ale utarł im nosa.Musieli wyjść na środek i zatańczyć razem.Nie pewnie podali ręce swoim partnerom mimo woli i ruszyli w stronę tańczących par.Blaise ujął Ginny w talii i nie mógł opanować ogromnego uśmiechu kiedy obracał nią w takt wesołej muzyki.Troszkę inne emocje towarzyszyły drugiej parze,która nie mogła zgrać się w ruchach.Albo Draco źle trzymał rękę,albo ona zbyt nerwowo się ruszała i wychodziło im to niezdarnie.
-Hermiona...rozluźnij się,bo się pozabijamy,a chciałbym dożyć osiemnastki.
-Nie mogę...rozpraszasz mnie.
Chłopak wpadł na pomysł.Delikatnie przygarnął ją do siebie tak,że zmuszona była zarzucić mu ręce na szyje i wtulić się w niego maksymalnie.Ich ruchy od razu się upłynniły.Nie pomyślał jednak o jednej rzeczy.Teraz ich oczy były na podobnym poziomie i cały czas będzie musiał wpatrywać się w orzechowe tęczówki,które tak uwielbiał i które sprawiały mu tak wiele bólu.Znów zatopił się w jej spojrzeniu i nie zauważył,że piosenka się skończyła i teraz grano coś wolnego.Kołysali się w sobie tylko znanym rytmie,cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
-Chciałem cię przeprosić.Od razu tak to powiedziałem,to chciałem to odwołać.Wcale tak nie myślę.Uwierz mi.
-Jest bal,mamy być szczęśliwi,nie rozmawiajmy o tym teraz...-Popatrzyła na niego błagalnie.
-Ja muszę wiedzieć czy mi wybaczasz.
-Jeśli...przed końcem balu więcej ze mną nie zatańczysz,to ci nie wybaczę.-Wyślizgnęła się z jego objęć i wróciła do stolika. Draco poszedł za nią ale,że Ginny nie było to poprosił do tańca Pansy Parkinson,byleby tylko nie siedzieć z gryfonką samemu,bo znów palnie jakieś głupstwo.Kiedy tylko rzeczona gryfonka wróciła,starsza od razu zagadnęła,strszczając co blondyn jej powiedział i co kazała mu zrobić no i że teraz tańczy z tą wredną mopsicą.
-Ona jest taką suką nie sądzisz?-Miona nigdy nie przeklinała,to była nowość dla jej koleżanki.
-Jeeej i pomyśleć,że to z moim facetem ona tańczy,zachowujesz się jakby co najmniej był twój.
-Dobrze wiesz,że nie o to chodzi.
-Oni tylko tańczą!
-Nie krzycz,bo cię ktoś usłyszy!
-Jesteś nie możliwa,mam iść z nim zatańczyć czy ty pójdziesz?
-Hm...ok ty idź.
Kiedy Ruda się oddaliła,Hermiona poczuła się jak tchórz.Potrafiła zedrzeć z niego ubranie,a nie umie zatańczyć?O nie,musi pokazać,że nie jest tchórzem.Wyprzedziła Giny,poklepała ślizgona po barku i wyrywając go z objęć Parkinson,położyła jego ręce na swojej talii.
-Tańcz ślizgonie.-Popatrzyła mu hardo w oczy.
-Tak jest gryfonko.-Chłopak zasalutował i uśmiechnął się.Była zazdrosna,to dobrze.Albo raczej byłoby dobrze,gdyby mógł ustami lub językiem wybić jej ta zazdrość z głowy.Pod czujnym okiem Dyrektora nie mógł zrobić nic,więc tylko tańczył.
Znów kołysali się w rytm wolnego kawałka i dziewczyna położyła głowę na jego torsie i zamknęła oczy.
-Tęskniłem za tobą.-Mruknął w jej włosy,pewien że go nie słychać.Ona wsłuchując się w bicie jego serca,odpowiedziała,że też tęskniła.Podniósł jej podbródek i spojrzał w oczy.
-Przepraszam,tym razem szczerze.Nie chciałem tego powiedzieć i jedyne czego żałuje,to to że nie możemy razem zamieszkać w pokoju życzeń.
-Ja też,choć nie do końca.
-Co masz na myśli?
-Nie mielibyśmy często co jeść,taki z ciebie żarłok.-Uśmiechnęła się zalotnie,dając znać,że wybaczyła i dyskusja dobiegła końca.Potem tańczyli w ciszy.Chłopak jednak mając ją w ramionach,tutaj w tłumie ludzi i nie mogąc okazać jej uczuć,jakie by one nie były,poczuł się żałośnie.Ona chciała być z nim chciała z nim dzielić przyszłość,ale nie mogła.I to wszystko przez to,że zachciało mu się być śmierciożercą.Zniszczył swoje życie,ale czy musi również niszczyć jej?Dostał szansę,ale przez to czyni ukochaną nieszczęśliwą.Postanowił,że dłużej tak nie może.Zerwie z wszelkimi romantycznymi uczuciami do niej,aby mogła na nowo poczuć coś do Blaise'a i z nim być szczęśliwa.Wiedział,że jak nie zacznie od razu to nigdy nie starczy mu odwagi,by wcielić plan w życie.
-Ok  myślę,że powinnaś wrócić do swojego chłopaka.-Nigdy tak o nim nie mówił,co bardzo zaniepokoiło dziewczynę.Udała się do toalety gdzie zastała Harrego namiętnie całującego jakąś krukonkę. Dobrze dla niego-pomyślała.Odświeżyła makijaż,lekko przeczesała włosy i wróciła na salę.Od progu w objęcia porwał ją Blaise nie wiedzieć czemu,wirował z nią w zawrotnym tempie,tak że po kilku sekundach już zabrakło jej tchu.
-Blaise zwolnij!Goni cię ktoś?-Śmiała się,ale była również zaniepokojona,chłopak wyglądał jakby zobaczył śmierć.
-Nie nie kochanie,po prostu się stęskniłem.-Kochanie?Nigdy tak do niej nie mówił.Zatrzymała się raptownie.
-Idę usiąść.-Wyrwała się,ale przytrzymał jej dłoń.
-Chodźmy do baru skończył ci się drink.
-Nie chcę już pić,jutro muszę się pouczyć.
-Chyba Harry nas woła,chodź.-Pociągnął ją w przeciwnym kierunku,ale i tak obejrzała się za ramię i stanęła jak wryta. Draco Malfoy dosłownie pożerał siedzącą mu na kolanach Ginny Weasley.Równocześnie trochę się obmacywali.Wielu uczniów przypatrywało się tej scenie,jednak Hermiona z łzami w oczach wybiegła,a za nią podążył Blaise.Za rogiem dziewczyna przystanęła i zaczęła szlochać.Obrócił ją do siebie i przygarnął.Płakała nawet nie przejmując się,że rozmazuje makijaż i brudzi mu koszulę.
-Hej spójrz na mnie.-Podniósł jej podbródek tak samo jak chwilę wcześniej blondyn.-Wiesz,że to musiało się tak skończyć,mnie też kraje się serce,ale inaczej się nie da.Żałuje tylko,że wybrał bal,aby zmienić front...głupio wyszło.Ale Mionuś nie płacz,ja...wiesz,że zrobię wszystko,żebyś była szczęśliwa.Może się między nami nie układało i nie ma między nami chemii,ale możemy to zmienić,spróbujmy,proszę.Wiesz,że to sprawa życia i śmierci.Gdyby ode mnie zależało,nie zmuszałbym cię do czegoś czego nie chcesz,tylko pogratulował Smokowi wyboru,ale w tej sytuacji nic nie da się zrobić.
Popatrzyła na niego spuchniętymi oczami,nogi się pod nią ugięły kiedy zrozumiała,że on chce ją pocałować.W sekundzie osunęła się w jego ramionach...zemdlała.



wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 13 cz.I

Rozdział po czasie,wiem,ale za to jest chyba najdłuższy ze wszystkich więc mam nadzieję,że się spodoba.Część druga niebawem,może pojutrze.
Miłego;*



Naczelna Wiem-To-Wszystko Hogwartu spała snem sprawiedliwego przez jakieś 4 godziny jednak,kiedy się obudziła,czuła jakby dosłownie parę sekund wcześniej rozstała się z blondynem.Wszystko było jeszcze takie świeże.Mimo,że wreszcie odpoczęła w sensie fizycznym i troszkę się zregenerowała,emocjonalnie nadal przeżywała minione godziny,to wszystko co się wydarzyło.Każde spojrzenie,uśmiech czy pocałunek,bo w sumie co innego jej pozostało?Blondyna mieć nie będzie,szczęścia mieć nie będzie,więc jedyne co jest gwarantem to wspaniałe wspomnienia.Choć co do tego też miała wątpliwości.Postawili sobie świątynię własnych potrzeb,pragnień i chęci,burząc równocześnie ład i porządek,który był absurdalnym wyznacznikiem ich dotychczasowej rzeczywistości. Żadne z nich nie chciało takiego obrotu sprawy i gryfonka przez chwilę nawet zastanawiała się czy by nie pójść do Dyrektora i na kolanach nie błagać go o zniesienie tych głupich przyrzeczeń na rzecz nowych,tym razem zgodnych z potrzebą serca.Myśl ta jednak jak szybko się pojawiła,tak szybko została zgaszona przez poczucie winy.Chcesz go mieć dla siebie,a nie myślisz już o tym,że ważniejsze,aby mógł prowadzić normalne,wolne od trosk życie,gdzie nikt nie będzie go już osądzał i pogardzał.To,że bez ciebie?Trudno,życie to wojna,codzienna walka z przeciwnościami,a to że ty masz ich więcej?Może właśnie taka jest cena za zdrowie,siłę,intelekt i urodę?Najważniejsze,aby przemiana się dokonała,Dumbledore zrobi małe abrakadabra i chłopcy będą mogli wraz ze swoimi "ukochanymi" żonami wieść spokojne dostatnie życie,wejść w dorosłość jak ludzie i po cichutku obumierać każdego dnia jak roślinki w wiecznie zacienionym suchym pokoju,gdzie nikt nie zagląda,bo nie chce,a nawet nie powinien.
Dziewczyna wstała,wykonała poranną toaletę i wyszła do salonu by troszkę poczytać.Wiedziała,że przecież może czytać w swojej sypialni nie musi już od rana błąkać się po salonie,ale wmówiła sobie,że tam jest lepsze światło bo w końcu okna są ogromne.Otworzyła drzwi i znów zobaczyła blondyna siedzącego na parapecie,tak jak miesiąc temu,kiedy odkryła,że coś czuje.Jej serce zrobiło fikołka i zaczęło niebezpiecznie łomotać w piersi tak jakby serce chłopaka je przyciągało i wymagało natychmiastowego połączenia. Ślizgon tak samo jak w tamtej sytuacji siedział patrząc w okno pustym wzrokiem,palił żarzącego się papierosa i leniwie wypuszczał dym.Nie zwrócił na nią uwagi czyli albo jej nie zauważył,albo zauważyć nie chciał.Niepewnie podeszła,a im bardziej się zbliżała,tym bardziej była zdenerwowana.Tak jakby od tego jak to rozegrają,zależały ich dalsze relacje.
-Wiesz o czym przed chwilą pomyślałam?-Spojrzała wprost na niego,jednak on nie poruszył się nawet o milimetr i nie zrobił nic co świadczyłoby o tym,że w ogóle kontaktuje.Taka obojętność troszkę ją zaskoczyła,jakby rozczarowała.Nie sądziła oczywiście,że znów będą posyłać sobie pożądliwe spojrzenia,ale na taką lodowatą obojętność też się nie przygotowała.
-Pomyślałaś o sytuacji,kiedy parę tygodni wcześniej siedzieliśmy tutaj,Blaise i Ginny nie chcieli się mieszać w kolejny z naszych popisowych konfliktów i kiedy zrozumiałaś,że coś do mnie czujesz.-To nie było pytanie,tylko stwierdzenie,pozbawione wszelkich emocji,suche stwierdzenie,jakby mówił o puddingu,który zapewne znów dziś będzie na deser.
-Skąd wiesz..?-Była coraz bardziej zdenerwowana,tą niby rozmową i z jego postawy nie mogła odgadnąć do czego dąży ta wymiana zdań.
-Skąd wiem...my to chyba już zawsze tak będziemy mieć,że jak nienawiść bierze górę,to oboje się w niej zatracamy i chyb tak samo jest z...-Zeskoczył z parapetu i wreszcie spojrzał jej prosto w oczy.
-....innymi uczuciami.
-Co masz na myśli?-Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną,jakby nie pewną tego czy dobrze go zrozumiała,jej serce znów przyspieszyło.
-Dobrze wiesz co mam na myśli,nie każ mi tego mówić.-Posłał jej dziwne błagalne spojrzenie sugerujące,że jednak się nie pomyliła i dobrze odczytała jego słowa.Skinęła tylko głową i usiadła na jednej z kanap.Myślała,że chłopak odejdzie,albo rzuci jakąś kąśliwą uwagę,jednak on podszedł,usiadł obok i popatrzył na nią.Wiedziała,że jak odwzajemni spojrzenie,to najprawdopodobniej cały misterny plan się nie powiedzie,dlatego twardo patrzyła na tekst.Blondyn uniósł rękę i pozwolił jej opaść po drugiej stronie ramienia,palce delikatnie gładziły jej łokieć.Mimowolnie zadrżała.Co on robi?Oszalał?Mieliśmy się nienawidzić!
-Draco myślę,że powinieneś przestać...-Niepewnie wydukała przełykając ślinę,sama nie mogła się bardziej zdziwić kiedy poczuła falę gorąca zalewającą jej twarz i całe ciało. Nadal nie podniosła na niego wzroku,bojąc się ze skończy,albo co gorsza...posunie się dalej.
-Daj spokój przecież widzę,że wzrok masz nieruchomy,utkwiony w jednym punkcie,a ja po prostu posiedzę tutaj z moją współlokatorką,ok?Popatrzę sobie jak czytasz.
-No...no dobrze.-Wreszcie spojrzała w górę,jednak uciekł spojrzeniem w bok,nie dając jej szansy na odczytanie jego intencji.Chwilę siedzieli w ciszy,nieruchomo,potem jednak arystokrata znów zaczął gładzić jej ramię i delikatnie masował skórę,przy okazji rozpalając ją.Nie wiedziała czy był tego świadomy czy nie,ale po jej ciele rozchodziło się rozkoszne mrowienie i z trudem skupiała uwagę na tekście,cały czas kontrolując by nie wydać z siebie rozanielonego westchnienia.Ręka chłopaka powzięła dalszą wędrówkę i chwilę później była już na karku,lekko go ugniatając. Intuicyjnie przechylił się w bok,ona wykonała ten sam manewr razem z książką i teraz siedziała tyłem do niego a on z wprawą masował jej kark i szyję.Rozpływała się.Dosłownie.Minęło tylko kilka godzin od ich tet-a-tet,a ona nawet nie zdawała sobie do końca sprawy jak stęskniła się za jego dotykiem.Siedziała z zamkniętymi oczami,nawet już nie udając,że czytanie ją interesuje,kiedy poczuła że coś się zmieniło.Jego dotyk na karku był o wiele delikatniejszy i jakby...mokry?Kiedy dotarło do niej,że językiem znaczy ślady na jej szyi,westchnęła przeciągle i przysunęła się troszkę bliżej,by dać mu jeszcze lepszy dostęp.Chłopak objął ją w pasie,a drugą rękę umieścił na udzie,które również zaczął gładzić.Kiedy jednak chciała się odwrócić i coś zrobić,przytrzymał ją w tej samej pozycji i kontynuował wędrówkę ustami po jej plecach.Dopiero teraz dotarło do niej,że rozpiął jej koszulkę i metodycznie centymetr po centymetrze zsuwał ją pieszcząc jej plecy.Koszulka już praktycznie z niej zleciała,ale czy dbała o to?Oczywiście,że nie.Zdziwiona siedziała więc dalej,niezdolna do racjonalnego myślenia czy jakiegokolwiek gestu protestu.Napawała się jego bliskością i ciepłem rozchodzącym się pomiędzy ich ciałami.Kiedy poczuła jego rękę w okolicach biodra,tylko troszkę wyżej,w zasadzie na tyle wysoko,że gdyby chciał mógłby spokojnie dotknąć piersi,troszkę spanikowała.I nie chodziło o naiwne dylematy "zrobić to czy nie zrobić",które towarzyszą dziewicom,ale chodziło o poważny problem,co zrobią potem? Przecież mieli się trzymać od siebie z daleka.Więc dlaczego mu pozwala na to wszystko?Raptownie się spięła mając nadzieję,że odczyta to jako protest i nie pomyliła się.Momentalnie zastygł i zahamował ruchy.Odwróciła się głową do niego i zobaczyła milion emocji wypisanych na jego twarzy.Tęsknotę,żal,pożądanie,rozgoryczenie,błogość,niewyspanie.Chwyciła jego twarz w dłonie przygarniając do siebie i równocześnie troszkę poprawiając to co zostało jej jeszcze na ciele.On jednak zamiast pozwolić na pocałunek odezwał się tonem tak charakterystycznym dla siebie i tak przez nią znienawidzonym.
-Wiesz że jak wykonasz ten ruch to nie będzie już żadnego "Draco czekaj,Draco stój,przestań,skończ,nie możemy i tak dalej?
-Ty to zacząłeś,ja chciałam poczytać.-Popatrzyła mu hardo w oczy,mając nadzieje,że jednak on sam się wycofa,wiedziała że jej nie starczy na to samokontroli.
-Zacząłem i chce skończyć,ale od ciebie zależy czy zrobię to tutaj,czy w swoim pokoju,sam.-Posłał jej kolejne ślizgońskie spojrzenie. Gryfonka niepewna co właściwie robi,objęła go za szyję i przycisnęła jego wargi do swoich.Po kilku sekundach odsunął się i otworzył oczy.
-Sama tego chciałaś.-Delikatnie pchnął ją do tyłu i nie przestając całować ułożył się koło niej.Oniemiała ze szczęścia dziewczyna nie robiła nic tylko oddawała pocałunki,dziękując w myślach,że mają takie duże okna w salonie.Tymczasem jej towarzysz zszedł już na szyję i kąsał ją wcale nie będąc delikatnym.Nie przeszkadzało jej to zbytnio i tak odczuwała dużą przyjemność co i raz wzdychając ciężko.Napierał na nią coraz bardziej,utwierdzając tylko o realności tego co się dzieje.Kiedy jego ręka wreszcie zawędrowała pod koszulkę i zaczęła gładzić brzuch,jęknęła.Tego mu było trzeba,wyraźnego sygnału,że jest dobrze.Podniósł się,ściągnął swoją koszulkę i błyskawicznie znów znalazł się przy niej,całując namiętnie.Otworzył oczy spojrzał na jej niesioną podnieceniem twarz i sam również poczuł radość nie do opisania.Mimo,że robili coś bardzo złego,to wcale się tak nie czuli.Jakby dotychczas było dokładnie tak jak miało być.Ale jak to w takich sytuacjach bywa..nic nie trwa wiecznie...Kiedy jego usta zagłębiły się w jej tak zachłannie jak jeszcze nigdy,chłopak poczuł,jakby coś troszkę boleśnie wbijało mu się w ramię.Tak jakby postukiwało i było coraz bardziej natarczywe.
-Hermiona przestań.-Dziewczyna gdzieś w pamięci odnotowała,że wreszcie odezwał się do niej po imieniu. Łał tyle lat mu to zajęło.Ale w sumie co mam przestać?Przecież chyba nie chce teraz on się wycofywać?
Otworzyła oczy i aż jęknęła.-Draco?
-Możesz przestać?-Jego głos był stłumiony bo co chwilę pogłębiał pieszczotę.
-Co mam przestać?-Spojrzała na niego zdumiona,on również otworzył oczy.
-Dźgać mnie w ramię.
-Dziewczyna momentalnie podniosła głowę i wychyliła się zza chłopaka,po czym krzyknęła i opadła na poduszki.Chłopak obejrzał się przez ramię i tak się przestraszył,że aż upadł na ziemię.
-Co to ptaszysko tu robi?!-Ich oczom  ukazał się Fawkes feniks Dyrektora Hogwartu,który chyba za punkt honoru przyjął sobie uprzykrzyć im życie.Ptak był piękny,jego pióra połyskiwały,a oczka jak paciorki patrzyły na nich jakby z rozbawieniem.Teraz ptak znów przysunął się do blondyna i pociągnął go dziobkiem za ucho,jakby nakazując mu wstać.Chłopak na miękkich nogach wstał,a kiedy ptak pokazał dziobem na ogromne okno,które rozpościerało się przed nimi,dosłownie zamarł.Po drugiej stronie,oddalony o ładne parę metrów,w oknie stał Dumbledore i machał mu jak dobremu kumplowi,przy okazji uśmiechając się promiennie. Draco jęknął i opadł z powrotem obok Hermiony. Popatrzyła na niego z przerażeniem,a takie samo odmalowało się na jego twarzy.
-Mamy przechlapane,wiesz o tym?
-Ja mam przejechane.On mi nie pozwoli wyjść za Weasley,jeśli widział dużo.
-Ożenić się.
-Ja nie chce się ożeniać.
-Ożenić.
-Jezu co ty z tym żenieniem,nie chce ok?A już na pewno nie z Ginny.
-Ja tylko mówię,że źle to wymawiałeś,nic więcej.
-Nie poprawiaj mnie,wiem co robię źle ok?
-Jestem tak samo zdenerwowana jak ty,nie musisz warczeć.-Teraz już troszkę ją denerwował,ona też była spięta,ale nie wkurzała się na niego o nic.
-Nic nie wiesz...ja tylko chciałem normalnego życia,nie śmierciożercy..a teraz on nie pozwoli na moją przemianę..czemu to zrobiłaś?
-Co?
-Pozwoliłaś mi,nie zatrzymałaś,nie dałaś w pysk,cokolwiek.-Wzruszył ramionami.
-Ty też tam byłeś,mogłeś mnie zostawić w spokoju.-Spojrzała na niego z wyrzutem.
-Nie!Ty jesteś dziewczyną,gryfonką,ty powinnaś zachować głowę i powstrzymać mnie!
-Co chcesz powiedzieć?Że jak gryfonka to nie mam prawa się zabawić?
-Nie wiem...
-Przecież ja chciałam,ty chciałeś...
-A teraz żałuję!-Kiedy tylko te słowa opuściły jego usta,wiedział,że zrobił coś strasznego.Spojrzał na dziewczynę w nadziei,że zrozumie,że nie chciał tego powiedzieć,ale ona patrzyła na niego wzrokiem,jakby oznajmił że ma białaczkę i to są ich ostatnie dni razem.Jakby ktoś na jej oczach zabił ukochanego szczeniaka,jakby patrzyła na ostatni wschód słońca w życiu.Złamał jej świat,podeptał go i nie cofnie tego.Podszedł do niej niepewnie,bo w przypływie rozpaczy wstała i odeszła parę kroków od niego,jednak zaraz cofnęła się jeszcze bardziej.Zobaczył łzy na policzkach i poczuł się załamany.Było to dziwne uczucie,bo on nigdy nie przejmował się innymi osobami,a co dopiero ludźmi którzy w pewien sposób byli dla niego niewidzialni. Gryfonka w dość krótkim czasie zawładnęła jego sercem i on jej chyba też, teraz jednym głupim zdaniem,którego nawet nie chciał powiedzieć,zniszczył wszystko.
-Żałujesz?Ja żałuję,że cię poznałam.-Wybiegła z dormitorium i biegła tak długo,aż nie wpadła na...Harrego.
Zaskoczony chłopak popatrzył na ślady łez na jej twarzy i bez słowa ją przytulił.Wtuliła się w niego i łkała jak małe dziecko,chcąc obudzić się z tego koszmaru.Dlaczego to powiedział?Myślała,że chciał tak samo jak ona,w końcu to on zaczął,sprawił,że go pokochała...
-Herm...co się stało?-Odsunął ją od siebie,aby spojrzeć w jej zaczerwienione oczy..
-W sumie to nie chce o tym rozmawiać,ale strasznie źle się czuje..zrobiłam coś głupiego Harry.
-To znaczy?Przecież ty jesteś mądra,wspaniała,nie robisz głupich rzeczy,to ja i Ron zawsze pakujemy się w tarapaty.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Ty nie popełniasz błędów Hermiono. Jeśli coś zrobiłaś,to jest to dokładnie to co powinnaś zrobić.Nie żałuj i nie wahaj się...
-Ty nic nie rozumiesz,to jest coś złego..
-Na pewno nie jest aż tak źle jak myślisz,da się to odkręcić,zresztą pewnie jest tak jak myślę,nic się nie stało,a ty wyolbrzymiasz.
-Harry posłuchaj mnie!-Krzyknęła zrozpaczona,że jej przyjaciel nie widzi,że sytuacja naprawdę jest kiepska.-Prawie przespałam się z Malfoyem,a on potem powiedział,że żałuje.
-Jak to prawie,z Malfoyem?Żałuje?Oszalał?Debil.Zabije go. Uduszę go.-Chłopak zacisnął ręce w pięści,tak że aż pobielały mu kostki.
-Uspokój się..ja..nie wiem...wydawało mi się,że coś jest między nami,a on...zresztą,nic więcej nie mogę ci powiedzieć.Ja nawet tego nie ogarniam,zresztą Albus by mnie zabił,jakbym ci powiedziała prawdę,nie mogę.
-Ok ok zresztą jeśli on jest w to zamieszany,to chyba nawet nie chce wiedzieć...-Cicho zachichotał i dziewczyna też uśmiechnęła się przez łzy.
-Chodź pójdziemy na obiad,na deser podobno jest pudding!

                                                                            *
-Hej Blaise słuchaj...
-No?-Przechadzali się z Ginny Weasley ulicami Londynu,czekając na tajemniczą przesyłkę od tajemniczego przyjaciela z dzieciństwa Dyrektora,czyli jak się spodziewali,wysokiego starca,który ma pewnie jakieś...milion lat.Kiedy wydał im dokładne instrukcje wskoczyli w zielone płomienie sieci fiuu i znaleźli się na pokątnej.Stamtąd prosto na dworzec i do Londynu.W podróży niewiele rozmawiali,bo i nie było o czym.Zrobili coś,co nie powinno mieć miejsca,pewnie nie żałowali i tylko udawali,że tak jest,ale mimo wszystko wciąż bawili się w kotka i myszkę...jak zawsze.To chyba jest domena przyszłych absolwentów Hogwartu,którzy już za parę miesięcy wyfruną spod skrzydeł  Starca...oszukiwać samych siebie.
-Myślę nad tym wszystkim co się wydarzyło ostatnio...nie sądzisz,ze powinniśmy pójść do tego dupka i grzecznie powiedzieć mu,że mamy gdzieś ta umowę i nie chcemy się tak żenić?
-Nie możemy.Wiążący kontrakt już uzyskał swoją moc,ja i Draco pewnie dostalibyśmy jakąś klątwą,lub przekleństwem gdybyśmy spróbowali to złamać,albo obejść.
-Ale przecież to robicie...Draco całował Hermione,ty mnie...i żyjecie,a przynajmniej ty żyjesz,bo Draco dawno nie widziałam.-Nerwowo parsknęła śmiechem.
-Właśnie to mnie zastanawia...robimy w sumie dziwne rzeczy i łamiemy jakby postanowienia...a mimo to czuję się wtedy o wiele lepiej niż,jako grzeczny chłopiec..wszystko wydaje się takie właściwe...i Draco na bank ma te same odczucia...znam go,nie zraniłby mnie ot tak,gdyby nie miał wyraźnego powodu.W sumie nadal mi głupio,że tak wtedy zwątpiłem w jego przyjaźń.
-Daj spokój było minęło.
- A ty się na mnie gniewasz?
-Za co?Za to,że nie chciałeś przeżyć ze mną swojego pierwszego razu?Spoko,słyszę to codziennie,przywykłam.-Szturchnęła go w ramię,pokazując język.-Oczywiście,było mi głupio i przykro,ale myślę,że na swój sposób to nas uratowało...nie zrobiliśmy ważnego kroku i nie zaprzepaściliśmy waszej szansy na lepszą przyszłość.
Chłopaka zdziwiło z jaką łatwością rozmawiają na takie trudne,wstydliwe tematy.Podejrzewał,że z Hermioną nie potrafiłby ot tak swobodnie rozmawiać o słabościach,seksie i w ogóle...swobodnie rozmawiać. Większość ich rozmów sama na sam,od kiedy dowiedzieli się,co ich czeka,była wymuszona,płytka i pozbawiona przyjacielskich przekomarzań,albo po prostu nudna.Nie wiedział,czy to za jego przyczyną czy nie,ale w sumie wiedział,że dziewczyna nie czuje się swobodnie w jego towarzystwie i ciężko było ją winić.
-Wiesz co Ginny...gdyby nie fakt,że nigdy nie będziemy razem,nie urodzisz mi dzieci i pewnie nawet nie będziemy się często widywać,to wiedz...że chciałbym mieć żonę taką jak ty.Z tym perkatym noskiem,wiecznie nie ułożonymi włosami i uśmiechem od którego robi się gorąco.
-Dzięki.
-Tylko tyle?Nie powiesz mi...czegoś?
-Nie..powiedziałeś już wszystko,nie mam nic do dodania,a gdybym to zrobiła,to jeszcze gorzej przychodziłoby mi przebywanie z tobą...za tydzień bal,przy okazji,kupiłabym w mugolskim sklepie sukienkę dobrze?To nie powinno dużo zająć.
-Jasne jasne.-W sumie cieszył się,że zmieniła temat,bo jemu też zrobiło się dziwnie ciężko i smutno.
Resztę drogi pokonali w ciszy,a kiedy już razem z tajemniczym pakunkiem zmierzali do sklepu po sukienkę Ginny stanęła jak wryta przed jedną z wystaw.Chłopak podszedł do niej od tyłu i szepnął.
-Będziesz w niej wyglądała pięknie,a ja wirując z Hermioną w tańcu,będę wodził za tobą wzrokiem jak jakiś szczeniak za kością.-Dziewczyna zachichotała i zaczerwieniła się ogniście.Weszli do sklepu i od razu udała się do przymierzalni.Kiedy rozsunęła kotarę,Ślizgonowi opadła szczena.Ruda stała przed nim w pięknej morskiej wręcz zielonej sukni,dekolt w łódkę podkreślał krągły biust,którego tak bał się dotknąć,a równocześnie marzył o nim.W talii przepasana była delikatną srebrną wstążką,a dół puszczony był luźno i połyskiwał w świetle przymierzalni jakby mówiąc "zedrzyj mnie,skuś się."Okręciła się,falbany zafurkotały a on od razu powędrował wzrokiem do zgrabnych nóg i pięknych czarnych szpilek,które tylko dodawały jej seksapilu.Była piękna...i nie jego.
-Wyglądasz cudownie,weź ją.Podtrzymuje to co powiedziałem przed sklepem.
-Na pewno pasuje?
-Dziewczyny...-Zrobił załamaną minę.-Wyglądasz jak bogini,anioł i cholernie seksowna diablica w jednym.
-Diablica...
-Wiem Ginny wiem.Ok przebierz się i wracajmy do piekła.-Zasunął jej kotarę przed oczami,nie mógł więc widzieć,że znów chciała cichutko zapłakać.Spięła się jednak w sobie,przebrała i z uśmiechem ruszyła do kasy.Nie minęły 2 godziny,a już byli z powrotem w kominku dyrektora.
Tak jak przewidział,podróż ta otworzyła im oczy na pewne sprawy i jeszcze bardziej ich do siebie przyciągnęła.Równocześnie,znów rozsuwając przepaść dzielącą ich światy na pół.Dyrektor grzecznie podziękował i kiedy już odchodzili rozbawiony rzucił niby mimochodem.
-Radzę najpierw pójść na obiad moi drodzy,albo chociaż zapukać,zanim wejdziecie do dormitorium.
-Dlaczego?Co się dzieje?
-Nic nic panie Zabini,po prostu wasi koledzy chyba śpią i nie chciałbym abyście ich wystraszyli.
-Pan wie,że nie było ich tej nocy.
-Oczywiście.-Dyrektor parsknął śmiechem.
-I pozwolił pan na to...potem kazał nam jechać..to kolejny test prawda?
-Oczywiście.-Kiwnął głową rozbawiony.
-Mogę coś powiedzieć?
-Oczywiście.
-Jest pan szalony.
-Oczywiście,ale czy to znaczy,że zły?-Wzruszył ramionami i znów zaczął chichotać jak 10-latka.

                                                                   *

Nic nie rozumiejąc współlokatorzy postanowili jednak pójść na obiad.Wielka sala jak zwykle huczała,a wszyscy śmiejąc się i rozmawiając zajadali pyszności.Przy stole gryfonów Ginny szybko wypatrzyła Mionę i Harrego.Nie zastanawiając się długo podeszła w ich stronę,rzucając przez ramię,że później pogada z Blaisem.Już z odległości widziała,zaczerwienione oczy,nastroszone włosy i trzęsące się ręce koleżanki.Czym prędzej podeszła i usiadła koło niej.
-Hej Miona,wieki się nie widziałyśmy,gdzie byłaś i w ogóle co u ciebie?
-Hej Ginn...w sumie to prawda dawno nie gadałyśmy,ale wiesz dużo się pozmieniało...pewnie musimy pogadać,ale jeszcze nie jestem gotowa i pewnie...nigdy nie będę,opowiadaj co tam u ciebie.-Ku uciesze Rudej,ugryzła kurczaka i kolory zaczęły jej wracać.
-Hm...ja byłam z Blaisem w Londynie,ale to jest chyba tajne,w sumie dobrze mi zrobił ten wypad,ale martwiłam się o ciebie,on też zresztą.Nie było cię na noc,ale w zamku też cię nie znalazłam,potem odkryliśmy,że Draco też nie ma i pewnie słusznie podejrzewam,że byliście gdzieś razem?
-Tfak.-Kiedy przełknęła popatrzyła na Rudą niepewnie czy w jej oczach zobaczy złość.Ujrzała jednak tylko troskę i jakby rozbawienie.
-Hm..i mam rację,jeśli myślę,że byliście niegrzeczni,a potem on zachował się po ślizgońsku?-Odpowiedziało jej tylko głuche przełknięcie i kiwnięcie głową.Dziewczyna na pół wstydziła się o tym mówić,na pół była po prostu cholernie głodna.
-Czyli wynika z tego,że sytuacja jest tak popieprzona jak myślałam,a nawet bardziej.
-Co masz na myśli?
-Pogadamy o tym później,bez świadków,nie gniewaj się Harry.-Do tej pory chłopak po prostu jadł w ciszy,teraz podniósł na nią oczy i tylko machnął ręką,żeby się nim nie przejmowała.Obie podniosły się z ławy i ruszyły do wyjścia.
-Trochę się boję wrócić do nas...ja..nie jestem pewna czy nadal gadam z Draco..Malfoyem.
-Jezu,dla mnie możesz go nawet nazywać Pysiem...chociaż nie. Porzygam się od Pysia,ale skoro musisz...
-Nie to nie tak.On powiedział coś co mnie bardzo zraniło i choć było zrozumiałe..to chyba się z tym nie pogodzę,dlatego ciężko mi będzie na niego spojrzeć.
-Jesteś ze mną,zagadam go,nie martw się,w końcu to nie ty się z nim żenisz tak?
-Taaaak ale...
-Nie kończ,ja wiem co chcesz powiedzieć,wierz mi mój weekend to też nie była idylla i ja też zaczynam powoli nienawidzić Dumbledore'a.
-Co?Co się stało?
I Ruda opowiedziała wszystko po kolei a przy końcówce,kiedy wybierała suknię,zieloną suknię,już płakała.
-Rety Ginny,to jest naprawdę paskudne,ale jeśli to cię pocieszy,nie gniewam się,że ukradłaś mi chłopaka.
-Miona to nie jest śmieszne.
-Ja się nie śmieje,ja ubolewam nad nasza głupotą i przyszłością.
-No wiesz...za parę lat,będziemy sobie wzajemnie pożyczać mężów,jestem pewna,że nie będą mieli nic na przeciwko małej zamianie żon,raz na rok.-Zaśmiała się,ale był to raczej rechot desperacji,któremu zawtórowała druga dziewczyna.Potem już w milczeniu poszły na piętro i weszły do swojego dormitorium.Na kanapie którą wszyscy czworo kojarzą zupełnie inaczej,siedzieli Draco i Blaise,czytali Proroka Codziennego.
-Hej Draco,dawno cię nie widziałam.
-No hej Rudzielcu,ja ciebie też.-Wstał i delikatnie przytulił gryfonkę,ale wzrok miał utkwiony w tej drugiej.Nie uszło to uwadze Diabła,który z kolei przytulił Mionę i podprowadził tak,że teraz wszyscy w czwórkę siedzieli na kanapie,a że czytali jedną gazetę,byli ściśnięci do granic możliwości.Brązowowłosa poczuła,że ktoś delikatnie ściska jej dłoń,podniosła oczy i ujrzała pokrzepiające spojrzenie przyjaciółki.Tego jej było za wiele.Wstała,rzuciła szybkie "idęśiępołożyć" i już jej nie było.
Kilka kolejnych dni unikała Blondyna jak tylko się dało.Do czwartku widziała się z nim tylko przelotem na transmutacji i w korytarzu,w Wielkiej Sali ignorowała jego naglące spojrzenia,ale kiedy przyszedł czwartek a z nim Eliksiry,wtedy już zaczęła panikować.Wiedziała że na pewno będą razem przygotowywać jakiś wywar i bała się tej współpracy,a nawet jej nie chciała.Na jej szczęście jednak Dziedzic nie pojawił się tego dnia w lochach,a z tego co jej wiadomo to wcale nie opuścił sypialni.Nadal była zła i rozgoryczona,ale równocześnie tęskniła za nim strasznie i marzyła już,żeby chociaż z nim pogadać.Z Blaisem zachowywała się tak jak dotychczas i żadne nie wspominało o nocy kiedy nie było jej w dormitorium,ani o tajemniczej podróży do Londynu.Po prostu spędzali razem czas,śmiali się i żartowali,ale wszystko to było tylko wachlarzem uczuć okazywanych na potrzebę umowy.Zdawali sobie sprawę,że nie będą razem szczęśliwi.On wiedział,że nie jest dla niej odpowiedni,a ona zaczęła zauważać drobne sygnały mówiące,że Rudej udało się dopiąć swego i poderwać chłopaka.Na ich nieszczęście...Mało mieli problemów?Wystarczyła jedna nieszczęśliwa para,po co kolejna?Widziała jego tęskne spojrzenia,muśnięcia dłoni i ukradkowe uśmiechy jakimi się obdarzali,kiedy myśleli że nikt nie widzi.Dlaczego oni tak nie mogli?I równocześnie dlaczego musieliby?Wciąż i wciąż zastanawiała się co by było gdyby nie umowa...czy wtedy zakochałaby się?W nim?Czy poznałaby jego czułą,troskliwą stronę?Przypominała sobie jak przyniósł kurczaka,jak całował...zaraz potem jednak schodziła na ziemię i nów skupiała się na nauce.Tak minął jej cały tydzień.Sukienkę na bal miała już dawno kupioną.Mugolskich pieniędzy miała mnóstwo,a korzystała z nich tylko kupując prezenty rodzicom,lub kosmetyki i ciuchy podczas przerw świątecznych więc pozwoliła sobie na ekstrawagancką mini kieckę z połyskującego brązowego materiału,której dekolt lał się i falował kaskadą aż do pępka.Podejrzewała,że Mcgonagall nawet nie wpuści jej w tym na salę,ale spróbować można nie?Zresztą Blaisowi się podobała,jej też więc spróbuje.
Piątek powitał prefektów głośnym wrzaskiem.
-Granger!!!
Zdyszana wpadła do prowizorycznej garderoby,zastała tam blondyna z jej sukienką w ręce.
-Co to jest?-Wskazał na połyskujący materiał.
-Moja sukienka na bal,a myślałeś że co?-Była rozbawiona jednak jemu chyba nie było,aż tak do śmiechu.
-Chcesz w tej koszulince iść na bal?Przymierzałaś to?
-Oczywiście,musiałam dobrać rozmiar i buty.
-Te buty?-Wskazał wysokie koturny leżące obok.
-Tak.
-Nie możesz tak iść na bal.-Podszedł do niej i powiedział to wręcz błagalnym tonem.
-Czemu?-Coraz bardziej denerwowała ją ta rozmowa.Przecież powiedział że żałuje,czego niby teraz od niej chce?
-Nie będę mógł znieść siedzenia obok ciebie w takim stroju,nie dotknę cię,nie pocałuje,nie rób mi tego.
-ŻAŁUJĘ ALE,sukienki zwrócić się nie da.-Wyszarpnęła materiał z jego rąk i wymaszerowała stamtąd przesadnie rozkołysanym krokiem,doprowadzając blondyna do rozpaczy.