Rozdział po czasie,wiem,ale za to jest chyba najdłuższy ze wszystkich więc mam nadzieję,że się spodoba.Część druga niebawem,może pojutrze.
Miłego;*
Naczelna Wiem-To-Wszystko Hogwartu spała snem sprawiedliwego przez jakieś 4 godziny jednak,kiedy się obudziła,czuła jakby dosłownie parę sekund wcześniej rozstała się z blondynem.Wszystko było jeszcze takie świeże.Mimo,że wreszcie odpoczęła w sensie fizycznym i troszkę się zregenerowała,emocjonalnie nadal przeżywała minione godziny,to wszystko co się wydarzyło.Każde spojrzenie,uśmiech czy pocałunek,bo w sumie co innego jej pozostało?Blondyna mieć nie będzie,szczęścia mieć nie będzie,więc jedyne co jest gwarantem to wspaniałe wspomnienia.Choć co do tego też miała wątpliwości.Postawili sobie świątynię własnych potrzeb,pragnień i chęci,burząc równocześnie ład i porządek,który był absurdalnym wyznacznikiem ich dotychczasowej rzeczywistości. Żadne z nich nie chciało takiego obrotu sprawy i gryfonka przez chwilę nawet zastanawiała się czy by nie pójść do Dyrektora i na kolanach nie błagać go o zniesienie tych głupich przyrzeczeń na rzecz nowych,tym razem zgodnych z potrzebą serca.Myśl ta jednak jak szybko się pojawiła,tak szybko została zgaszona przez poczucie winy.Chcesz go mieć dla siebie,a nie myślisz już o tym,że ważniejsze,aby mógł prowadzić normalne,wolne od trosk życie,gdzie nikt nie będzie go już osądzał i pogardzał.To,że bez ciebie?Trudno,życie to wojna,codzienna walka z przeciwnościami,a to że ty masz ich więcej?Może właśnie taka jest cena za zdrowie,siłę,intelekt i urodę?Najważniejsze,aby przemiana się dokonała,Dumbledore zrobi małe abrakadabra i chłopcy będą mogli wraz ze swoimi "ukochanymi" żonami wieść spokojne dostatnie życie,wejść w dorosłość jak ludzie i po cichutku obumierać każdego dnia jak roślinki w wiecznie zacienionym suchym pokoju,gdzie nikt nie zagląda,bo nie chce,a nawet nie powinien.
Dziewczyna wstała,wykonała poranną toaletę i wyszła do salonu by troszkę poczytać.Wiedziała,że przecież może czytać w swojej sypialni nie musi już od rana błąkać się po salonie,ale wmówiła sobie,że tam jest lepsze światło bo w końcu okna są ogromne.Otworzyła drzwi i znów zobaczyła blondyna siedzącego na parapecie,tak jak miesiąc temu,kiedy odkryła,że coś czuje.Jej serce zrobiło fikołka i zaczęło niebezpiecznie łomotać w piersi tak jakby serce chłopaka je przyciągało i wymagało natychmiastowego połączenia. Ślizgon tak samo jak w tamtej sytuacji siedział patrząc w okno pustym wzrokiem,palił żarzącego się papierosa i leniwie wypuszczał dym.Nie zwrócił na nią uwagi czyli albo jej nie zauważył,albo zauważyć nie chciał.Niepewnie podeszła,a im bardziej się zbliżała,tym bardziej była zdenerwowana.Tak jakby od tego jak to rozegrają,zależały ich dalsze relacje.
-Wiesz o czym przed chwilą pomyślałam?-Spojrzała wprost na niego,jednak on nie poruszył się nawet o milimetr i nie zrobił nic co świadczyłoby o tym,że w ogóle kontaktuje.Taka obojętność troszkę ją zaskoczyła,jakby rozczarowała.Nie sądziła oczywiście,że znów będą posyłać sobie pożądliwe spojrzenia,ale na taką lodowatą obojętność też się nie przygotowała.
-Pomyślałaś o sytuacji,kiedy parę tygodni wcześniej siedzieliśmy tutaj,Blaise i Ginny nie chcieli się mieszać w kolejny z naszych popisowych konfliktów i kiedy zrozumiałaś,że coś do mnie czujesz.-To nie było pytanie,tylko stwierdzenie,pozbawione wszelkich emocji,suche stwierdzenie,jakby mówił o puddingu,który zapewne znów dziś będzie na deser.
-Skąd wiesz..?-Była coraz bardziej zdenerwowana,tą niby rozmową i z jego postawy nie mogła odgadnąć do czego dąży ta wymiana zdań.
-Skąd wiem...my to chyba już zawsze tak będziemy mieć,że jak nienawiść bierze górę,to oboje się w niej zatracamy i chyb tak samo jest z...-Zeskoczył z parapetu i wreszcie spojrzał jej prosto w oczy.
-....innymi uczuciami.
-Co masz na myśli?-Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną,jakby nie pewną tego czy dobrze go zrozumiała,jej serce znów przyspieszyło.
-Dobrze wiesz co mam na myśli,nie każ mi tego mówić.-Posłał jej dziwne błagalne spojrzenie sugerujące,że jednak się nie pomyliła i dobrze odczytała jego słowa.Skinęła tylko głową i usiadła na jednej z kanap.Myślała,że chłopak odejdzie,albo rzuci jakąś kąśliwą uwagę,jednak on podszedł,usiadł obok i popatrzył na nią.Wiedziała,że jak odwzajemni spojrzenie,to najprawdopodobniej cały misterny plan się nie powiedzie,dlatego twardo patrzyła na tekst.Blondyn uniósł rękę i pozwolił jej opaść po drugiej stronie ramienia,palce delikatnie gładziły jej łokieć.Mimowolnie zadrżała.Co on robi?Oszalał?Mieliśmy się nienawidzić!
-Draco myślę,że powinieneś przestać...-Niepewnie wydukała przełykając ślinę,sama nie mogła się bardziej zdziwić kiedy poczuła falę gorąca zalewającą jej twarz i całe ciało. Nadal nie podniosła na niego wzroku,bojąc się ze skończy,albo co gorsza...posunie się dalej.
-Daj spokój przecież widzę,że wzrok masz nieruchomy,utkwiony w jednym punkcie,a ja po prostu posiedzę tutaj z moją współlokatorką,ok?Popatrzę sobie jak czytasz.
-No...no dobrze.-Wreszcie spojrzała w górę,jednak uciekł spojrzeniem w bok,nie dając jej szansy na odczytanie jego intencji.Chwilę siedzieli w ciszy,nieruchomo,potem jednak arystokrata znów zaczął gładzić jej ramię i delikatnie masował skórę,przy okazji rozpalając ją.Nie wiedziała czy był tego świadomy czy nie,ale po jej ciele rozchodziło się rozkoszne mrowienie i z trudem skupiała uwagę na tekście,cały czas kontrolując by nie wydać z siebie rozanielonego westchnienia.Ręka chłopaka powzięła dalszą wędrówkę i chwilę później była już na karku,lekko go ugniatając. Intuicyjnie przechylił się w bok,ona wykonała ten sam manewr razem z książką i teraz siedziała tyłem do niego a on z wprawą masował jej kark i szyję.Rozpływała się.Dosłownie.Minęło tylko kilka godzin od ich tet-a-tet,a ona nawet nie zdawała sobie do końca sprawy jak stęskniła się za jego dotykiem.Siedziała z zamkniętymi oczami,nawet już nie udając,że czytanie ją interesuje,kiedy poczuła że coś się zmieniło.Jego dotyk na karku był o wiele delikatniejszy i jakby...mokry?Kiedy dotarło do niej,że językiem znaczy ślady na jej szyi,westchnęła przeciągle i przysunęła się troszkę bliżej,by dać mu jeszcze lepszy dostęp.Chłopak objął ją w pasie,a drugą rękę umieścił na udzie,które również zaczął gładzić.Kiedy jednak chciała się odwrócić i coś zrobić,przytrzymał ją w tej samej pozycji i kontynuował wędrówkę ustami po jej plecach.Dopiero teraz dotarło do niej,że rozpiął jej koszulkę i metodycznie centymetr po centymetrze zsuwał ją pieszcząc jej plecy.Koszulka już praktycznie z niej zleciała,ale czy dbała o to?Oczywiście,że nie.Zdziwiona siedziała więc dalej,niezdolna do racjonalnego myślenia czy jakiegokolwiek gestu protestu.Napawała się jego bliskością i ciepłem rozchodzącym się pomiędzy ich ciałami.Kiedy poczuła jego rękę w okolicach biodra,tylko troszkę wyżej,w zasadzie na tyle wysoko,że gdyby chciał mógłby spokojnie dotknąć piersi,troszkę spanikowała.I nie chodziło o naiwne dylematy "zrobić to czy nie zrobić",które towarzyszą dziewicom,ale chodziło o poważny problem,co zrobią potem? Przecież mieli się trzymać od siebie z daleka.Więc dlaczego mu pozwala na to wszystko?Raptownie się spięła mając nadzieję,że odczyta to jako protest i nie pomyliła się.Momentalnie zastygł i zahamował ruchy.Odwróciła się głową do niego i zobaczyła milion emocji wypisanych na jego twarzy.Tęsknotę,żal,pożądanie,rozgoryczenie,błogość,niewyspanie.Chwyciła jego twarz w dłonie przygarniając do siebie i równocześnie troszkę poprawiając to co zostało jej jeszcze na ciele.On jednak zamiast pozwolić na pocałunek odezwał się tonem tak charakterystycznym dla siebie i tak przez nią znienawidzonym.
-Wiesz że jak wykonasz ten ruch to nie będzie już żadnego "Draco czekaj,Draco stój,przestań,skończ,nie możemy i tak dalej?
-Ty to zacząłeś,ja chciałam poczytać.-Popatrzyła mu hardo w oczy,mając nadzieje,że jednak on sam się wycofa,wiedziała że jej nie starczy na to samokontroli.
-Zacząłem i chce skończyć,ale od ciebie zależy czy zrobię to tutaj,czy w swoim pokoju,sam.-Posłał jej kolejne ślizgońskie spojrzenie. Gryfonka niepewna co właściwie robi,objęła go za szyję i przycisnęła jego wargi do swoich.Po kilku sekundach odsunął się i otworzył oczy.
-Sama tego chciałaś.-Delikatnie pchnął ją do tyłu i nie przestając całować ułożył się koło niej.Oniemiała ze szczęścia dziewczyna nie robiła nic tylko oddawała pocałunki,dziękując w myślach,że mają takie duże okna w salonie.Tymczasem jej towarzysz zszedł już na szyję i kąsał ją wcale nie będąc delikatnym.Nie przeszkadzało jej to zbytnio i tak odczuwała dużą przyjemność co i raz wzdychając ciężko.Napierał na nią coraz bardziej,utwierdzając tylko o realności tego co się dzieje.Kiedy jego ręka wreszcie zawędrowała pod koszulkę i zaczęła gładzić brzuch,jęknęła.Tego mu było trzeba,wyraźnego sygnału,że jest dobrze.Podniósł się,ściągnął swoją koszulkę i błyskawicznie znów znalazł się przy niej,całując namiętnie.Otworzył oczy spojrzał na jej niesioną podnieceniem twarz i sam również poczuł radość nie do opisania.Mimo,że robili coś bardzo złego,to wcale się tak nie czuli.Jakby dotychczas było dokładnie tak jak miało być.Ale jak to w takich sytuacjach bywa..nic nie trwa wiecznie...Kiedy jego usta zagłębiły się w jej tak zachłannie jak jeszcze nigdy,chłopak poczuł,jakby coś troszkę boleśnie wbijało mu się w ramię.Tak jakby postukiwało i było coraz bardziej natarczywe.
-Hermiona przestań.-Dziewczyna gdzieś w pamięci odnotowała,że wreszcie odezwał się do niej po imieniu. Łał tyle lat mu to zajęło.Ale w sumie co mam przestać?Przecież chyba nie chce teraz on się wycofywać?
Otworzyła oczy i aż jęknęła.-Draco?
-Możesz przestać?-Jego głos był stłumiony bo co chwilę pogłębiał pieszczotę.
-Co mam przestać?-Spojrzała na niego zdumiona,on również otworzył oczy.
-Dźgać mnie w ramię.
-Dziewczyna momentalnie podniosła głowę i wychyliła się zza chłopaka,po czym krzyknęła i opadła na poduszki.Chłopak obejrzał się przez ramię i tak się przestraszył,że aż upadł na ziemię.
-Co to ptaszysko tu robi?!-Ich oczom ukazał się Fawkes feniks Dyrektora Hogwartu,który chyba za punkt honoru przyjął sobie uprzykrzyć im życie.Ptak był piękny,jego pióra połyskiwały,a oczka jak paciorki patrzyły na nich jakby z rozbawieniem.Teraz ptak znów przysunął się do blondyna i pociągnął go dziobkiem za ucho,jakby nakazując mu wstać.Chłopak na miękkich nogach wstał,a kiedy ptak pokazał dziobem na ogromne okno,które rozpościerało się przed nimi,dosłownie zamarł.Po drugiej stronie,oddalony o ładne parę metrów,w oknie stał Dumbledore i machał mu jak dobremu kumplowi,przy okazji uśmiechając się promiennie. Draco jęknął i opadł z powrotem obok Hermiony. Popatrzyła na niego z przerażeniem,a takie samo odmalowało się na jego twarzy.
-Mamy przechlapane,wiesz o tym?
-Ja mam przejechane.On mi nie pozwoli wyjść za Weasley,jeśli widział dużo.
-Ożenić się.
-Ja nie chce się ożeniać.
-Ożenić.
-Jezu co ty z tym żenieniem,nie chce ok?A już na pewno nie z Ginny.
-Ja tylko mówię,że źle to wymawiałeś,nic więcej.
-Nie poprawiaj mnie,wiem co robię źle ok?
-Jestem tak samo zdenerwowana jak ty,nie musisz warczeć.-Teraz już troszkę ją denerwował,ona też była spięta,ale nie wkurzała się na niego o nic.
-Nic nie wiesz...ja tylko chciałem normalnego życia,nie śmierciożercy..a teraz on nie pozwoli na moją przemianę..czemu to zrobiłaś?
-Co?
-Pozwoliłaś mi,nie zatrzymałaś,nie dałaś w pysk,cokolwiek.-Wzruszył ramionami.
-Ty też tam byłeś,mogłeś mnie zostawić w spokoju.-Spojrzała na niego z wyrzutem.
-Nie!Ty jesteś dziewczyną,gryfonką,ty powinnaś zachować głowę i powstrzymać mnie!
-Co chcesz powiedzieć?Że jak gryfonka to nie mam prawa się zabawić?
-Nie wiem...
-Przecież ja chciałam,ty chciałeś...
-A teraz żałuję!-Kiedy tylko te słowa opuściły jego usta,wiedział,że zrobił coś strasznego.Spojrzał na dziewczynę w nadziei,że zrozumie,że nie chciał tego powiedzieć,ale ona patrzyła na niego wzrokiem,jakby oznajmił że ma białaczkę i to są ich ostatnie dni razem.Jakby ktoś na jej oczach zabił ukochanego szczeniaka,jakby patrzyła na ostatni wschód słońca w życiu.Złamał jej świat,podeptał go i nie cofnie tego.Podszedł do niej niepewnie,bo w przypływie rozpaczy wstała i odeszła parę kroków od niego,jednak zaraz cofnęła się jeszcze bardziej.Zobaczył łzy na policzkach i poczuł się załamany.Było to dziwne uczucie,bo on nigdy nie przejmował się innymi osobami,a co dopiero ludźmi którzy w pewien sposób byli dla niego niewidzialni. Gryfonka w dość krótkim czasie zawładnęła jego sercem i on jej chyba też, teraz jednym głupim zdaniem,którego nawet nie chciał powiedzieć,zniszczył wszystko.
-Żałujesz?Ja żałuję,że cię poznałam.-Wybiegła z dormitorium i biegła tak długo,aż nie wpadła na...Harrego.
Zaskoczony chłopak popatrzył na ślady łez na jej twarzy i bez słowa ją przytulił.Wtuliła się w niego i łkała jak małe dziecko,chcąc obudzić się z tego koszmaru.Dlaczego to powiedział?Myślała,że chciał tak samo jak ona,w końcu to on zaczął,sprawił,że go pokochała...
-Herm...co się stało?-Odsunął ją od siebie,aby spojrzeć w jej zaczerwienione oczy..
-W sumie to nie chce o tym rozmawiać,ale strasznie źle się czuje..zrobiłam coś głupiego Harry.
-To znaczy?Przecież ty jesteś mądra,wspaniała,nie robisz głupich rzeczy,to ja i Ron zawsze pakujemy się w tarapaty.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Ty nie popełniasz błędów Hermiono. Jeśli coś zrobiłaś,to jest to dokładnie to co powinnaś zrobić.Nie żałuj i nie wahaj się...
-Ty nic nie rozumiesz,to jest coś złego..
-Na pewno nie jest aż tak źle jak myślisz,da się to odkręcić,zresztą pewnie jest tak jak myślę,nic się nie stało,a ty wyolbrzymiasz.
-Harry posłuchaj mnie!-Krzyknęła zrozpaczona,że jej przyjaciel nie widzi,że sytuacja naprawdę jest kiepska.-Prawie przespałam się z Malfoyem,a on potem powiedział,że żałuje.
-Jak to prawie,z Malfoyem?Żałuje?Oszalał?Debil.Zabije go. Uduszę go.-Chłopak zacisnął ręce w pięści,tak że aż pobielały mu kostki.
-Uspokój się..ja..nie wiem...wydawało mi się,że coś jest między nami,a on...zresztą,nic więcej nie mogę ci powiedzieć.Ja nawet tego nie ogarniam,zresztą Albus by mnie zabił,jakbym ci powiedziała prawdę,nie mogę.
-Ok ok zresztą jeśli on jest w to zamieszany,to chyba nawet nie chce wiedzieć...-Cicho zachichotał i dziewczyna też uśmiechnęła się przez łzy.
-Chodź pójdziemy na obiad,na deser podobno jest pudding!
*
-Hej Blaise słuchaj...
-No?-Przechadzali się z Ginny Weasley ulicami Londynu,czekając na tajemniczą przesyłkę od tajemniczego przyjaciela z dzieciństwa Dyrektora,czyli jak się spodziewali,wysokiego starca,który ma pewnie jakieś...milion lat.Kiedy wydał im dokładne instrukcje wskoczyli w zielone płomienie sieci fiuu i znaleźli się na pokątnej.Stamtąd prosto na dworzec i do Londynu.W podróży niewiele rozmawiali,bo i nie było o czym.Zrobili coś,co nie powinno mieć miejsca,pewnie nie żałowali i tylko udawali,że tak jest,ale mimo wszystko wciąż bawili się w kotka i myszkę...jak zawsze.To chyba jest domena przyszłych absolwentów Hogwartu,którzy już za parę miesięcy wyfruną spod skrzydeł Starca...oszukiwać samych siebie.
-Myślę nad tym wszystkim co się wydarzyło ostatnio...nie sądzisz,ze powinniśmy pójść do tego dupka i grzecznie powiedzieć mu,że mamy gdzieś ta umowę i nie chcemy się tak żenić?
-Nie możemy.Wiążący kontrakt już uzyskał swoją moc,ja i Draco pewnie dostalibyśmy jakąś klątwą,lub przekleństwem gdybyśmy spróbowali to złamać,albo obejść.
-Ale przecież to robicie...Draco całował Hermione,ty mnie...i żyjecie,a przynajmniej ty żyjesz,bo Draco dawno nie widziałam.-Nerwowo parsknęła śmiechem.
-Właśnie to mnie zastanawia...robimy w sumie dziwne rzeczy i łamiemy jakby postanowienia...a mimo to czuję się wtedy o wiele lepiej niż,jako grzeczny chłopiec..wszystko wydaje się takie właściwe...i Draco na bank ma te same odczucia...znam go,nie zraniłby mnie ot tak,gdyby nie miał wyraźnego powodu.W sumie nadal mi głupio,że tak wtedy zwątpiłem w jego przyjaźń.
-Daj spokój było minęło.
- A ty się na mnie gniewasz?
-Za co?Za to,że nie chciałeś przeżyć ze mną swojego pierwszego razu?Spoko,słyszę to codziennie,przywykłam.-Szturchnęła go w ramię,pokazując język.-Oczywiście,było mi głupio i przykro,ale myślę,że na swój sposób to nas uratowało...nie zrobiliśmy ważnego kroku i nie zaprzepaściliśmy waszej szansy na lepszą przyszłość.
Chłopaka zdziwiło z jaką łatwością rozmawiają na takie trudne,wstydliwe tematy.Podejrzewał,że z Hermioną nie potrafiłby ot tak swobodnie rozmawiać o słabościach,seksie i w ogóle...swobodnie rozmawiać. Większość ich rozmów sama na sam,od kiedy dowiedzieli się,co ich czeka,była wymuszona,płytka i pozbawiona przyjacielskich przekomarzań,albo po prostu nudna.Nie wiedział,czy to za jego przyczyną czy nie,ale w sumie wiedział,że dziewczyna nie czuje się swobodnie w jego towarzystwie i ciężko było ją winić.
-Wiesz co Ginny...gdyby nie fakt,że nigdy nie będziemy razem,nie urodzisz mi dzieci i pewnie nawet nie będziemy się często widywać,to wiedz...że chciałbym mieć żonę taką jak ty.Z tym perkatym noskiem,wiecznie nie ułożonymi włosami i uśmiechem od którego robi się gorąco.
-Dzięki.
-Tylko tyle?Nie powiesz mi...czegoś?
-Nie..powiedziałeś już wszystko,nie mam nic do dodania,a gdybym to zrobiła,to jeszcze gorzej przychodziłoby mi przebywanie z tobą...za tydzień bal,przy okazji,kupiłabym w mugolskim sklepie sukienkę dobrze?To nie powinno dużo zająć.
-Jasne jasne.-W sumie cieszył się,że zmieniła temat,bo jemu też zrobiło się dziwnie ciężko i smutno.
Resztę drogi pokonali w ciszy,a kiedy już razem z tajemniczym pakunkiem zmierzali do sklepu po sukienkę Ginny stanęła jak wryta przed jedną z wystaw.Chłopak podszedł do niej od tyłu i szepnął.
-Będziesz w niej wyglądała pięknie,a ja wirując z Hermioną w tańcu,będę wodził za tobą wzrokiem jak jakiś szczeniak za kością.-Dziewczyna zachichotała i zaczerwieniła się ogniście.Weszli do sklepu i od razu udała się do przymierzalni.Kiedy rozsunęła kotarę,Ślizgonowi opadła szczena.Ruda stała przed nim w pięknej morskiej wręcz zielonej sukni,dekolt w łódkę podkreślał krągły biust,którego tak bał się dotknąć,a równocześnie marzył o nim.W talii przepasana była delikatną srebrną wstążką,a dół puszczony był luźno i połyskiwał w świetle przymierzalni jakby mówiąc "zedrzyj mnie,skuś się."Okręciła się,falbany zafurkotały a on od razu powędrował wzrokiem do zgrabnych nóg i pięknych czarnych szpilek,które tylko dodawały jej seksapilu.Była piękna...i nie jego.
-Wyglądasz cudownie,weź ją.Podtrzymuje to co powiedziałem przed sklepem.
-Na pewno pasuje?
-Dziewczyny...-Zrobił załamaną minę.-Wyglądasz jak bogini,anioł i cholernie seksowna diablica w jednym.
-Diablica...
-Wiem Ginny wiem.Ok przebierz się i wracajmy do piekła.-Zasunął jej kotarę przed oczami,nie mógł więc widzieć,że znów chciała cichutko zapłakać.Spięła się jednak w sobie,przebrała i z uśmiechem ruszyła do kasy.Nie minęły 2 godziny,a już byli z powrotem w kominku dyrektora.
Tak jak przewidział,podróż ta otworzyła im oczy na pewne sprawy i jeszcze bardziej ich do siebie przyciągnęła.Równocześnie,znów rozsuwając przepaść dzielącą ich światy na pół.Dyrektor grzecznie podziękował i kiedy już odchodzili rozbawiony rzucił niby mimochodem.
-Radzę najpierw pójść na obiad moi drodzy,albo chociaż zapukać,zanim wejdziecie do dormitorium.
-Dlaczego?Co się dzieje?
-Nic nic panie Zabini,po prostu wasi koledzy chyba śpią i nie chciałbym abyście ich wystraszyli.
-Pan wie,że nie było ich tej nocy.
-Oczywiście.-Dyrektor parsknął śmiechem.
-I pozwolił pan na to...potem kazał nam jechać..to kolejny test prawda?
-Oczywiście.-Kiwnął głową rozbawiony.
-Mogę coś powiedzieć?
-Oczywiście.
-Jest pan szalony.
-Oczywiście,ale czy to znaczy,że zły?-Wzruszył ramionami i znów zaczął chichotać jak 10-latka.
*
Nic nie rozumiejąc współlokatorzy postanowili jednak pójść na obiad.Wielka sala jak zwykle huczała,a wszyscy śmiejąc się i rozmawiając zajadali pyszności.Przy stole gryfonów Ginny szybko wypatrzyła Mionę i Harrego.Nie zastanawiając się długo podeszła w ich stronę,rzucając przez ramię,że później pogada z Blaisem.Już z odległości widziała,zaczerwienione oczy,nastroszone włosy i trzęsące się ręce koleżanki.Czym prędzej podeszła i usiadła koło niej.
-Hej Miona,wieki się nie widziałyśmy,gdzie byłaś i w ogóle co u ciebie?
-Hej Ginn...w sumie to prawda dawno nie gadałyśmy,ale wiesz dużo się pozmieniało...pewnie musimy pogadać,ale jeszcze nie jestem gotowa i pewnie...nigdy nie będę,opowiadaj co tam u ciebie.-Ku uciesze Rudej,ugryzła kurczaka i kolory zaczęły jej wracać.
-Hm...ja byłam z Blaisem w Londynie,ale to jest chyba tajne,w sumie dobrze mi zrobił ten wypad,ale martwiłam się o ciebie,on też zresztą.Nie było cię na noc,ale w zamku też cię nie znalazłam,potem odkryliśmy,że Draco też nie ma i pewnie słusznie podejrzewam,że byliście gdzieś razem?
-Tfak.-Kiedy przełknęła popatrzyła na Rudą niepewnie czy w jej oczach zobaczy złość.Ujrzała jednak tylko troskę i jakby rozbawienie.
-Hm..i mam rację,jeśli myślę,że byliście niegrzeczni,a potem on zachował się po ślizgońsku?-Odpowiedziało jej tylko głuche przełknięcie i kiwnięcie głową.Dziewczyna na pół wstydziła się o tym mówić,na pół była po prostu cholernie głodna.
-Czyli wynika z tego,że sytuacja jest tak popieprzona jak myślałam,a nawet bardziej.
-Co masz na myśli?
-Pogadamy o tym później,bez świadków,nie gniewaj się Harry.-Do tej pory chłopak po prostu jadł w ciszy,teraz podniósł na nią oczy i tylko machnął ręką,żeby się nim nie przejmowała.Obie podniosły się z ławy i ruszyły do wyjścia.
-Trochę się boję wrócić do nas...ja..nie jestem pewna czy nadal gadam z Draco..Malfoyem.
-Jezu,dla mnie możesz go nawet nazywać Pysiem...chociaż nie. Porzygam się od Pysia,ale skoro musisz...
-Nie to nie tak.On powiedział coś co mnie bardzo zraniło i choć było zrozumiałe..to chyba się z tym nie pogodzę,dlatego ciężko mi będzie na niego spojrzeć.
-Jesteś ze mną,zagadam go,nie martw się,w końcu to nie ty się z nim żenisz tak?
-Taaaak ale...
-Nie kończ,ja wiem co chcesz powiedzieć,wierz mi mój weekend to też nie była idylla i ja też zaczynam powoli nienawidzić Dumbledore'a.
-Co?Co się stało?
I Ruda opowiedziała wszystko po kolei a przy końcówce,kiedy wybierała suknię,zieloną suknię,już płakała.
-Rety Ginny,to jest naprawdę paskudne,ale jeśli to cię pocieszy,nie gniewam się,że ukradłaś mi chłopaka.
-Miona to nie jest śmieszne.
-Ja się nie śmieje,ja ubolewam nad nasza głupotą i przyszłością.
-No wiesz...za parę lat,będziemy sobie wzajemnie pożyczać mężów,jestem pewna,że nie będą mieli nic na przeciwko małej zamianie żon,raz na rok.-Zaśmiała się,ale był to raczej rechot desperacji,któremu zawtórowała druga dziewczyna.Potem już w milczeniu poszły na piętro i weszły do swojego dormitorium.Na kanapie którą wszyscy czworo kojarzą zupełnie inaczej,siedzieli Draco i Blaise,czytali Proroka Codziennego.
-Hej Draco,dawno cię nie widziałam.
-No hej Rudzielcu,ja ciebie też.-Wstał i delikatnie przytulił gryfonkę,ale wzrok miał utkwiony w tej drugiej.Nie uszło to uwadze Diabła,który z kolei przytulił Mionę i podprowadził tak,że teraz wszyscy w czwórkę siedzieli na kanapie,a że czytali jedną gazetę,byli ściśnięci do granic możliwości.Brązowowłosa poczuła,że ktoś delikatnie ściska jej dłoń,podniosła oczy i ujrzała pokrzepiające spojrzenie przyjaciółki.Tego jej było za wiele.Wstała,rzuciła szybkie "idęśiępołożyć" i już jej nie było.
Kilka kolejnych dni unikała Blondyna jak tylko się dało.Do czwartku widziała się z nim tylko przelotem na transmutacji i w korytarzu,w Wielkiej Sali ignorowała jego naglące spojrzenia,ale kiedy przyszedł czwartek a z nim Eliksiry,wtedy już zaczęła panikować.Wiedziała że na pewno będą razem przygotowywać jakiś wywar i bała się tej współpracy,a nawet jej nie chciała.Na jej szczęście jednak Dziedzic nie pojawił się tego dnia w lochach,a z tego co jej wiadomo to wcale nie opuścił sypialni.Nadal była zła i rozgoryczona,ale równocześnie tęskniła za nim strasznie i marzyła już,żeby chociaż z nim pogadać.Z Blaisem zachowywała się tak jak dotychczas i żadne nie wspominało o nocy kiedy nie było jej w dormitorium,ani o tajemniczej podróży do Londynu.Po prostu spędzali razem czas,śmiali się i żartowali,ale wszystko to było tylko wachlarzem uczuć okazywanych na potrzebę umowy.Zdawali sobie sprawę,że nie będą razem szczęśliwi.On wiedział,że nie jest dla niej odpowiedni,a ona zaczęła zauważać drobne sygnały mówiące,że Rudej udało się dopiąć swego i poderwać chłopaka.Na ich nieszczęście...Mało mieli problemów?Wystarczyła jedna nieszczęśliwa para,po co kolejna?Widziała jego tęskne spojrzenia,muśnięcia dłoni i ukradkowe uśmiechy jakimi się obdarzali,kiedy myśleli że nikt nie widzi.Dlaczego oni tak nie mogli?I równocześnie dlaczego musieliby?Wciąż i wciąż zastanawiała się co by było gdyby nie umowa...czy wtedy zakochałaby się?W nim?Czy poznałaby jego czułą,troskliwą stronę?Przypominała sobie jak przyniósł kurczaka,jak całował...zaraz potem jednak schodziła na ziemię i nów skupiała się na nauce.Tak minął jej cały tydzień.Sukienkę na bal miała już dawno kupioną.Mugolskich pieniędzy miała mnóstwo,a korzystała z nich tylko kupując prezenty rodzicom,lub kosmetyki i ciuchy podczas przerw świątecznych więc pozwoliła sobie na ekstrawagancką mini kieckę z połyskującego brązowego materiału,której dekolt lał się i falował kaskadą aż do pępka.Podejrzewała,że Mcgonagall nawet nie wpuści jej w tym na salę,ale spróbować można nie?Zresztą Blaisowi się podobała,jej też więc spróbuje.
Piątek powitał prefektów głośnym wrzaskiem.
-Granger!!!
Zdyszana wpadła do prowizorycznej garderoby,zastała tam blondyna z jej sukienką w ręce.
-Co to jest?-Wskazał na połyskujący materiał.
-Moja sukienka na bal,a myślałeś że co?-Była rozbawiona jednak jemu chyba nie było,aż tak do śmiechu.
-Chcesz w tej koszulince iść na bal?Przymierzałaś to?
-Oczywiście,musiałam dobrać rozmiar i buty.
-Te buty?-Wskazał wysokie koturny leżące obok.
-Tak.
-Nie możesz tak iść na bal.-Podszedł do niej i powiedział to wręcz błagalnym tonem.
-Czemu?-Coraz bardziej denerwowała ją ta rozmowa.Przecież powiedział że żałuje,czego niby teraz od niej chce?
-Nie będę mógł znieść siedzenia obok ciebie w takim stroju,nie dotknę cię,nie pocałuje,nie rób mi tego.
-ŻAŁUJĘ ALE,sukienki zwrócić się nie da.-Wyszarpnęła materiał z jego rąk i wymaszerowała stamtąd przesadnie rozkołysanym krokiem,doprowadzając blondyna do rozpaczy.
Przeczytałam całość. Nie wszędzie zostawiłam Ci komentarze, ze względu na to, że nie lubię się powtarzać, a musiałabym pisać ciągle to samo - że mnie nie zaskoczyłaś itp. Wydaje mi się, że to twoje pierwsze dramione, prawda? Stąd pewnie tak wiele zapożyczeń i podobieństw do innych tego typu historii. Miałam to samo, po tym jak przeczytałam kilkanaście dramione i zakochałam się w tej atmosferze szkoły i tych podchodach młodych ludzi, zakazana miłość, która powoli się rodzi... ah cudo :) Tyle, że po długim "pobycie" w świecie tych opowiadań, kolejne szkolne dramione nie porywa mego serca, gdyż albo wszystko już było, albo nowe pomysły są tak skrajne, że moja wyobraźnia sobie tego nie ogarnia :D Podziwiam cię za chęć pisania, za determinacje, wytrwałość i samo podjęcie się tego zadania - mam wiele szacunku, dla każdego autora, który nie pisze do szuflady, tylko pisze dla Nas - chętnych do czytania. Prawdą jednak jest, że przy moim ograniczonym ostatnio czasie, w dramione szukam już tylko czegoś mega oryginalnego i zupełnie niespotykanego. Myślę jednak, że wiele młodych czytelniczek chętnie dowie się co planujesz dalej z tą historią i chętnie będą dalej z tobą "podróżować" w stronę na pewno pięknego epilogu. Myślę, że musisz troszkę bardziej się przyłożyć, jeśli chodzi o szczegóły - nazwy, nazwiska czy nazwy miejsc pisane z błędami to trochę wstyd. Pamiętaj też, że Hermiona to mądra czarownica, a nie Polska gimnazjalistka i raczej nie mówi slangiem i nie powtarza w kółko "ok". A Blaise i Draco to arystokraci i też raczej mówią w nieco bardziej wyszukany sposób - to taka rada odnośnie dialogów. To tyle na dzień dzisiejszy. Rozwijaj się i nie rezygnuj :) Nie poddawaj się, bo za jakiś czas rozwiniesz się na tyle, że czytelnicy będą dosłownie walić drzwiami i oknami :) Mam nadzieję, że moja opinia w żaden sposób cię nie uraziła, starałam się tylko oddać moje wrażenia. Życzę Ci Powodzenia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie
Venetiia Noks.
PS. Ładny szablon :)
ŻAŁUJĘ, że ten rozdział taki krótki ;(
OdpowiedzUsuń;***
Nominowałam Cię do Liebster Award! Musisz odpowiedzieć na 11 pytań i zamieścić je u siebie na blogu :). Pytania u mnie :
OdpowiedzUsuńhttp://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/2014/06/na-skraju-wytrzymaosci.html
Pozdrawiam :)