poniedziałek, 16 czerwca 2014

Miniaturka III Czas nie ucieka...on spieprza cz.2

Jej zdenerwowanie kiedy szła w umówione miejsce,można porównać tylko do tego co czuła idąc na pierwszą randkę z Draco...na chwilę zatopiła się w wspomnieniach tych kilku cudownych tygodni,kiedy głodni siebie i stęsknieni w pośpiechu zdzierali z siebie ciuchy. Później,z uśmiechami i błogością na twarzy ubierali się i szli na spacer,albo po prostu rozmawiali,ale nigdy o przyszłości.Dopiero teraz do niej docierało,że faktycznie nigdy nie usłyszała żadnej deklaracji i to wcale nie dlatego,że jej nie oczekiwała.Chłopak już od dawna musiał wiedzieć co go czeka i dlaczego.Doskonale pamiętała dzień,kiedy powiedział jej skąd u niego taka słaba kondycja i dlaczego nie może czasami złapać tchu.Kiedy jej wytłumaczył,że każdy dzień to walka o oddech i kolejny świt,nawet nie chciała zostać na noc.Stwierdziła,że nie może go tak męczyć.Teraz chciało jej się śmiać...gdyby wiedziała,że ją zostawi,albo raczej każe jej go zostawić,nie wypuściłaby go z sypialni przez tydzień.Zabrałaby go w Himalaje,na Ibizę,do Pragi,zwiedziliby Sydney...wszystkie te miejsca miała nadzieję kiedyś odwiedzić z ukochaną osobą,a teraz już nie mogła.Los podarował im tylko tyle czasu,aby mogli się do siebie przywiązać,pokochać i równocześnie znienawidzić myśl o przyszłości.To było takie niesprawiedliwe.Chłopak niespełna 20 letni w pełni sił,całe życie przed nim,a co on robi?Leży na łóżku szpitalnym i podrywa pielęgniarki.Żadnych obietnic,perspektyw...nic.
Dotarła do malej knajpki,niegdyś jednej z jej ulubionych,gdzie posyłali sobie zalotne spojrzenia,muskali dłonie i w pośpiechu jedli cokolwiek.Czy już wtedy wiedział co mu zrobił Severus?Musiał wiedzieć.Każdy po Wielkiej Bitwie był wielokrotnie badany,a jego przecież doglądał sam Dumbledore. Wtedy jej to nie dziwiło w końcu bardzo przysłużył się Zakonowi,teraz jednak wie,że nie była to zwykła troska o jednego z podopiecznych,ale rozpoznanie czarnomagicznej klątwy,zapewne przeznaczonej dla śmierciożercy.
Snape nigdy nie mówił o swoim bólu ale czuło się,że jego to oczekiwanie też zabija..Z każdym dniem kiedy z Malfoya uchodziło życie,jego opiekun też marniał w oczach.Mogła w niego wmuszać jedzenie,ale wiedziała,że bywały dni gdzie prócz hektolitrów Ognistej,nie przełknął nic innego.
Chciała zaopiekować się Draco i być z nim, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek,dlatego myśl że świadomie usunął ją ze swojego życia,wprawiała ją w rozpacz.Dlatego tak ciężko szło jej się na spotkanie z Mistrzem Eliksirów.Czy blondyn o tym wie?Czy jeszcze żyje?W jakim jest stanie?Kiedy tylko ujrzała Severusa Snape'a rzuciła mu się w objęcia i zapłakała.Tulił ją do siebie jak małe dziecko,jednak sam nie uronił ani jednej łzy.Choć na Merlina miał ochotę płakać jeszcze bardziej niż ona!Delikatnie odsunął ją od siebie i z maską obojętności poprowadził do stolika w głębi sali.Szybko skinął ręką na kelnera,bez słowa konsultacji wziął dwie podwójne Ogniste i odprawił młodego chłopaka,nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.Mimo roztrzęsienia Hermiona oburzonym tonem zwróciła mu uwagę,że mógłby być choć troszkę milszy.Mężczyzna,siląc się na obojętność odparł:
-Znasz mnie,zimny ze mnie drań zabijam niewinnych i jestem nie miły dla chłystków,którzy mogliby być moimi synami.
-Severus!Ty jesteś pijany.
-Tak...wciąż...już chyba ze 2 tygodnie...-Popatrzył na nią mętnymi oczami,ukazując rozpacz,ale i dziwne,ciężkie,poczucie winy.
-Nie możesz się tak niszczyć!Ile razy mam ci powtarzać,że to nie twoja wina!Stało się,zabijając się i trując nie wrócisz mu życia!
-A to mnie pocieszyłaś,pomyśleć,że miałem cię za uosobienie dobra.
-Cco?Ty bredzisz,chodź zabiorę cię do siebie.Prześpisz się,a potem opowiesz mi wszystko.Koniec milczenia.
Nagle z rozgoryczonej młodej kobiety stała się silną,pełną determinacji osobą,gotowa pomóc byłemu nauczycielowi,nawet jeśli tego nie chciał.Jej żal nagle zmniejszył się,kiedy prowadziła go pod ramię,a jego ciałem targały dreszcze.
Gdy dotarli do jej mieszkania,Harrego na szczęście jeszcze nie było. Snape usiadł cichutko na łóżku,alkohol powoli z niego wietrzał,więc i świadomość wracała.Wiedział,że zaraz walnie mu kazanie tym swoim mędrkowatym tonem,pewnie opieprzy go,że się stacza,a potem sama się rozpłacze,kiedy już dopuści go do głosu i usłyszy co ma jej do powiedzenia.
-Powiedz mi...jak się czujesz?
-Co ci do tego?Przecież nie spotkaliśmy się aby dyskutować o mnie,zapewne chcesz wiedzieć jak się czuje młody,a ja jeśli pozwolisz streszczę ci cel mojej wizyty i spadam do siebie pić dalej.
-Nigdzie nie idziesz!Powiedz mi co z tobą?Widzę,że jesteś w jeszcze większej rozsypce.Ja...mogę ci pomóc.To że Draco wyrzucił mnie ze swojego życia,nie znaczy że ty też musisz.
-Wcale nie wyrzuciłem cię z mojego życia,bo nigdy w nim nie figurowałaś!
-Nie mów tak!Myślałam,że jesteśmy,byliśmy...przyjaciółmi.
-Taaak...masz racje..
-Więc nie wmawiaj mi!
-Ale taka jest prawda,ja...Draco już praktycznie nie widzi i chudnie z dnia na dzień.Koniec jest już blisko i chciałbym abyś go razem ze mną odwiedziła,ostatni raz.Na pewno się ucieszy.Wiem,że się pokłóciliście i pewnie nawet nie powiedział ci że cię kocha,ale tak jest.Nie ma dnia,aby o tobie nie mówił.Raz kiedy nie do końca wiedział z kim rozmawia,opowiadał mi przez 3 godziny o waszej randce. Ghh..porzygać się idzie!A nijak nie mogłem mu przerwać,bo rzadko już mówił w ogóle.Więc siedziałem tam i wysłuchiwałem jak ten idiota,jaka to jesteś wspaniała,nieśmiała,dobra...Jakbym go zapytał to zapewne potrafiłby wymienić wszystkie kolory biustonoszy i lakierów do paznokci jakich używałaś...nie widział świata poza tobą!
-Ale...czemu cały czas mówisz w formie przeszłej...przecież Draco żyje...
-Musisz o czymś wiedzieć..on jeszcze tylko przez dwie doby będzie sobą,potem lekarze zaprzestaną podawania eliksirów i lekarstw,aby odszedł z tego świata jeszcze w pełni świadom i nie w największym bólu.Dlatego weź wolny dzień,albo i tydzień i chodź ze mną do szpitala,pożegnaj się.
-On nie będzie chciał mnie widzieć..nie wiem czy powinnam...boję się.
-Będę tam,nie martw się.
-Ja..dziękuję Severusie,naprawdę.
-Nie dziękuj mi głupia,to ja go skazałem na śmierć zapomniałaś?!-Momentalnie poderwał się z miejsca i zaczął ciągnąć się za tłuste włosy z pasją wariata,tak jakby chciał je sobie wyrwać tu i teraz.Podeszła do niego i delikatnie położyła mu rękę na ramieniu.Od razu przygarnął się do niej i stali tak w dziwnej pozie.Wydawał się być taki mały i zagubiony.Jak chłopiec,który zrobił coś bardzo złego a rodzice kiedy się dowiedzieli,nie dali mu kary,tylko orzekli że ich rozczarował.Właśnie taki wydawał się być.Rozczarowany,rozgoryczony,zagniewany na samego siebie.Wyniszczał się alkoholem i pewnie innymi używkami,chcąc ukarać się za chwilę nie uwagi,która kosztowała młodszego ślizgona życie.
Zaprowadziła go do gościnnej sypialni i po chwili już miarowo oddychał.
Dziewczyna poważnie zaczęła rozważać co jej powiedział.Ukochany pozostanie przy życiu jeszcze dwie doby...tak mało czasu.Nie płakała jednak.Musi być silna.Dla siebie dla Dracona i dla Severusa.Nie pozwoli temu zniszczonemu przez życie człowiekowi pogrążyć się w jeszcze większej rozpaczy,bo on na to zwyczajnie nie zasługiwał.Powinien mieć kochającą żonę,albo chociaż trochę zaznać miłości,w końcu nie od dziś jest dupkiem z lochów.Jej rozmyślania na temat przyszłości bez Draco trwały jeszcze długo długo w noc,bo wiedziała że jak teraz wszystkiego sobie nie poukłada,to nigdy nie pogodzi się z jego śmiercią.
Przygotowała sobie ulubioną żółtą sukienkę,tę którą założyła na pierwsze spotkanie.Usiadła na łóżku i wdychała zapach tkaniny.Wciąż był przesiąknięty zmieszanymi zapachami ich ciał i Ognistej,którą się wtedy raczyli.Obraz roześmianej,przystojnej,bladej twarzy wciąż jej nie opuszczał.Chciałaby takim go zapamiętać.Męski,wysportowany,z zawadiackim błyskiem w oku. Jednak przyjdzie jej się zmierzyć z o wiele gorszym widokiem,który pewnie będzie prześladował ją do końca życia.Nawet nie zauważyła kiedy słońce wstało.Zeszła do kuchni i zastała tam Harrego i Severusa rozmawiających cicho.W ich głosach nie było napięcia,a na ustach gościł delikatny uśmiech.
-O czym rozmawiacie?
-O Draco...opowiadałem Severusowi jak ten drań kiedyś wywabił mnie z dormitorium w nocy a potem nakablował McGonagall...spryciarz.-Oczy wybrańca zaszły delikatną mgiełką wspomnień.
-Tak...a pamiętasz jak na Eliksirach,chyba w czwartej klasie cię skonfundował a potem chwalił się tym przed całą klasą?Byłem z niego taki dumny!-Snape'owi widocznie również zebrało się na sentymenty jednak Hermiona nie mogła tego znieść..
-Zamknijcie się!Jak możecie mówić o nim jakby już nie żył!
-Herm...to nie tak..my po  prostu..
-Jesteście podli!-Wybiegła na korytarz i znów oparta o framugę drzwi,zapłakała.



                                                                            *


Te same schody,ten sam zapach  środków czyszczących,te same zatroskane twarze pielęgniarek,a jednak wszystko się zmieniło od jej ostatniej wizyty.Delikatnie nacisnęła klamkę,weszła do dobrze oświetlonego pomieszczenia,a zaraz za nią,Mistrz Eliksirów.
Jej spojrzenie od razu padło na bladą twarz i zapadnięte policzki,ale nie mogła się powstrzymać od myśli,że nadal jest bardzo przystojny i mógłby grać w  reklamie.Nie wyglądał na chorego.Spał.Mężczyzna do tej pory stojący z boku podszedł do łóżka i delikatnie szturchnął chłopaka.Ten otworzył oczy,które momentalnie rozświetliły się jakimś niecodziennym blaskiem.Spojrzał jej w oczy i nie musiał nawet nic mówić.Wiedziała.Żałował każdej sprzeczki,bezsensownej wymiany zdań,która prowadziła do jej odejścia.Każdej minuty osobno.Bez słowa rzuciła się na niego,już nie hamując łez.
-Udusisz mnie kobieto.-Powiedział to nad wyraz pewnie i wyraźnie.Choć widział ją jak przez mgłę,stwierdził że jeszcze wypiękniała od ich ostatniego spotkania,kiedy tak bezsensownie kazał jej odejść.A teraz to on odchodzi.Nie ma już dla niego żadnego ratunku,jedyne co może,to godnie się pożegnać i czekać na nieuniknione.
Podniosła głowę,znów pogładziła go po blond włosach i nadal lekko łamiącym się głosem powiedziała:
-Powinnam cię ogolić,bo inaczej każda pielęgniarka będzie chciała mi cię odebrać.
-No ja ciebie też!Boże jak ja tęskniłem!-Przygarnął ją jeszcze bardziej do siebie.
Spędzili w trójkę cały dzień.Pozwolono Draconowi wyjechać na wózku do szpitalnego ogrodu,gdzie pomiędzy łzami,wyznawał dozgonną miłość i przyrzekał strzec swojego aniołka po śmierci.Ona zaś obiecywała nigdy go nie zapomnieć,nigdy nie pokochać nikogo innego i zawsze mieć w sercu dobroć,za którą ją pokochał.Wraz z zachodem słońca odprowadzili chłopaka do jego sali.Ostatnie pocałunki,spojrzenia i definitywnie nie ostatnie łzy.Odszedł w pełni władz umysłowych choć o nie sprawnym ciele.Przeżył wiele wspaniałych chwil i poznał mnóstwo wspaniałych osób.
Następnego dnia w samo południe Hermiona zamknęła się w toalecie w pracy i zapłakała tak mocno jak jeszcze nigdy w życiu.Czuła się jakby to jej serce stanęło.Odszedł...ale jej nie zostawił.Dał jej z siebie tyle,że była wdzięczna za cały wspólnie spędzony czas.Doceniał ją,kochał jej ciało i umysł,interesował się nią,wzbudzał w niej ambicję.Powodował same pozytywne odczucia.Nie miała żalu.Wszystko czego doświadczyła,zamykało się na ich wspólnej fotografii i choć nie będzie kolejnej...ta jedna pozostanie z nią na zawsze prawda?

                                                                            *

Przemierzała niespokojnie ulice Londynu,by jednak zdążyć na odpowiedni pociąg.Na drżących nagach wbiegła na cmentarz i udała się w znajome miejsce.Stał tam i patrzył w południowe słońce.
-Spóźniłaś się.
-Wiem,ale musiałam jeszcze podjechać do Harrego skoro już jestem w Londynie.-Podeszła i przytuliła się do starszego mężczyzny.Oboje ułożyli swoje bukieciki na grobie.Dziewczyna miała ze sobą również czerwoną różę,już czwartą z kolei.Wcześniejszych nie zabierała i nie wyrzucała,miały być symbolem,tego wszystkiego co fizycznie straciła,ale mentalnie nadal było z nią.Wiejący wiatr przywodził jej na myśl wszystkie te momenty,które można odtwarzać w pamięci jak film,ale czy istnieją dwa identyczne podmuchy wiatru?Jeszcze raz spojrzeli na piękny nagrobek,złocone litery i mnóstwo kwiatów,po czym ramię w ramię odeszli w stronę jutra.Nie było to pożegnanie,mają one bowiem to do siebie,że są aktem woli.A oni nie chcieli się żegnać.Nie musieli.

3 komentarze:

  1. Poryczałam się. Serio.
    Pięknie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna miniaturka...Wzruszyłam się !
    Zapraszam do siebie :
    http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/
    Postanowiłam nominować Cię do LEBSTER AWARD, pytania u mnie ;D


    Pozdrawiam i czekam na więcej <33 !

    OdpowiedzUsuń
  3. JAK MOGŁAŚ?!?!? Teraz prze Ciebie siedze i rycze w poduszke. Pisz tak dalej błagam!!
    ~lilien

    OdpowiedzUsuń