sobota, 3 września 2016

Rozdział 21

Wracam na chwilkę z nowym jednym z ostatnich rozdziałów;)
Wiem, że krótko,ale jest.


-Spodziewałem się ciebie,wejdź.
-Skoro się mnie spodziewałeś, to chyba wiesz...czego chcę.-Reginald Usiadł na podstawionym fotelu,położył ręce na blacie biurka,ale na razie nie podnosił wzroku.Z boku mogło to wyglądać, jakby się bał i grał na czas.Prawda była jednak taka, że ta rozmowa sprawiała mu ból.
-Czego... chcesz? Chyba raczej, co masz nadzieje na mnie wymóc.
-Jak zwał tak zwał.Skończ te gierki.Wojna się skończyła.Wszyscy jesteśmy wolni, a jedyne demony jakie mogą nas więzić to demony przeszłości.Jesteś demonem Albusie?-Jego głos brzmiał gorzko i wcale nie tak pewnie jak na początku myślał Dyrektor.
-Sądzę, że niepotrzebnie silisz się na gładkie słówka, bo to wszystko na nic.
-Chcesz powiedzieć, że będziesz robił problemy?
-Doskonale wiesz co chcę powiedzieć!-Wysoka postać wyprostowała się i spojrzała w oczy przybyłego z ledwo dostrzegalnym gniewnym błyskiem.-Nie po to poświęciłem życie na walkę z Voldemortem.Nie po to zginęło tylu drogich mi ludzi, aby teraz wszystko zniweczyć.Nie rozumiesz Reg?Oni nie mogą wycofać się z  tego kontraktu.Już raz zaufałem niewłaściwym ludziom i zbagatelizowałem ich zachowanie.Wiesz jak to się skończyło?Rzezią.Sam doskonale pamiętasz jakie życie wiodłeś za panowania Toma.Chcesz to powtórzyć?
Chcesz znów patrzeć na śmierć dzieci, mugoli, swoich bliskich?Chcesz?
Co zrobisz jeśli twój syn, lub młody Malfoy pewnego dnia poczują zew i znów zaczną szukać czarnej magii?Będziesz w stanie zabić któregoś z nich kiedy będzie mierzył do ciebie z różdżki?Jeśli z całą odpowiedzialnością i mocą możesz mi obiecać, że wykonasz odpowiedni ruch i uśmiercisz wroga, dobrze zrobię to.Złamię ich przysięgę. Przerwę więzy i będziecie mogli robić co chcecie.Ale wtedy ty,złożysz inną przysięgę.A skutkiem złamania jej będzie tym razem twoja śmierć, nie moja.Rozumiesz co chce ci powiedzieć Reginaldzie?
-Nie mogłeś być aż tak głupi...-Reginald momentalnie pobladł i spuścił wzrok.-I nie ma odwrotu?
-Sądzisz, że mógłbym patrzeć na kolejną wojnę z myślą, że tym razem już nie miałbym w zanadrzu cudownego dziecka, które wszystko załatwi?To już lepsza jest śmierć.
Dyrektor smutno pokręcił głową i odwrócił się do ogromnej okiennicy,jaką miał za swoimi plecami.
Zabini poczuł, że to koniec tej rozmowy i że zostali definitywnie pokonani.Zrozumiał, że zawiódł swojego syna i jego przyjaciół.Został zmanipulowany i teraz płacił najwyższą cenę.Nie potrafił jednak zmusić nóg do ruszenia się w stronę drzwi.Patrzył na wysoką sylwetkę Albusa. Kiedyś widział w nim mędrca wielkiej wagi, stratega, może nawet przyjaciela.Teraz widział w nim tylko manipulatora i zgorzknialca.Mimo wszystko podziwiał w nim ten szaleńczy upór by wszystko było jak należy.Tak jakby wziął sobie do serca i na własne barki ciężar odpowiedzialności za szczęście i życie całego magicznego świata.A przecież tak nie było.Od tego mieli Ministra Magii i jemu podobnych.Mimo iż cały ten polityczny galimatias wcale go nie interesował, wiedział, że gdyby kiedyś przyszło stanąć po stronach- wybrałby tę Dumbledore'a .Mógł się z nim nie zgadzać, mógł go nawet nienawidzić, ale jego metody przynosiły rezultaty.I właśnie dlatego nie mógł wyjść na korytarz i spojrzeć w pełne nadziei oczy swojego syna.Nie mógł tego zrobić, ponieważ żadne z nich nie zdobędzie się na zabicie Albusa Dumbledore'a a tym samym uwolnienie się spod przysięgi.Żadne, nawet on i nie za taką cenę.
W końcu jednak poczuł na sobie badawcze spojrzenie swojego rozmówcy, kiwnął głową i niczym kapitulujący żołnierz wymaszerował z gabinetu lekko chwiejnym krokiem.

Gdy dotarł do baru było już grubo po zmroku.Nawet się nie zastanawiał nad zamawianiem jednej Ognistej po drugiej.Zgarnął z kontuaru pełną butelkę i ruszył do stolika.Dziś nie będzie się już niczym martwił.Chciał odkupić swe winy i zaistnieć w życiu utęsknionego syna, ale nie może tego uczyć.Więc nikt nie zabroni mu się upić z tego powodu.


                                                                 *******

-Strasznie długo go nie ma.-Zaniepokojona Hermiona popatrzyła na Blaise'a sceptycznie gdy ten posłał jej spojrzenie mówiące "wyluzuj, to mój ojciec".
Ginny natomiast nic się nie odzywała, bo miała pewne podejrzenia.Skojarzyła momenty kiedy Dyrektor wysyłał jej tak sprzeczne sygnały i doszła do jednego wniosku.Ojcu Blaise'a się nie udało.Spojrzała po swoich przyjaciołach i smutno pokręciła głową.To nie miało się prawa udać.Ich przysięga pewnie zawierała takie obostrzenia, że nawet sam Dyrektor nie ważyłby się jej złamać, ba nawet nie wiedziałby jak to zrobić.
A ona głupia się łudziła, że będzie mogła być z ukochanym.To było za proste. Wraca jego ojciec a oni ot tak będą mogli wreszcie przestać walczyć z uczuciami?Oczywiście, że nie.To był kolejny test.Zrozumiała, że wybór tych słomek czy cokolwiek to było, nie był przypadkiem.Celowo ich "zamieszał" aby pozostawali w ryzach.Czyli nigdy im nie zaufał.Nie chciał po raz kolejny przechodzić przez piekło wojny, to zrozumiałe, ale żeby w nich upatrywać kolejnych następców tego szaleńca?Niedorzeczne.I niby jak chciał ich uchronić przed wejściem na złą drogę?Przecież on ma chyba z 300 lat, w końcu musi umrzeć a przysięga straci moc, razem z jej twórcą.Pomyślała, że właśnie w jej głowie zrodził się iście diabelski plan, ale postanowiła, że na razie z nikim się nim nie podzieli.Wybada grunt i wtedy uderzy.Ale przede wszystkim musi znaleźć ojca Blaise'a i uciąć sobie z nim małą pogawędkę.
Nie pojawił się jednak przez kolejny tydzień.Mimo, że młodzi wrócili do normalnego szkolnego trybu, to żadne z nich nie myślało o nauce stopniach i esejach.Wszyscy zamartwiali się o ojca Zabiniego oraz o to ,że dziwnym trafem Dyrektora też nie mogą spotkać ani namierzyć.Już samo to było podejrzane.Niestety zarówno Blaise jak i Draco mieli najgorsze przeczucia, że rozmowa nie poszła tak jak powinna i że Reginald znów zniknął.Nie dzielili się swoimi obawami z dziewczynami aby ich nie martwić, ale one wiedziały swoje.
Każda z nich miała swoje zmartwienia i bolączki, ale również na własną rękę próbowały znaleźć zgubę.
Bezskutecznie.
W końcu jednak nadszedł weekend i wszyscy odetchnęli, gdy ujrzeli dwie wysokie postaci stojące na błoniach i patrzące w dal.Oczywiście nie mogli usłyszeć rozmowy, ale sam fakt iż ojciec w końcu się znalazł ich uszczęśliwił.Jak zawsze w takich chwilach nie wiedzieli jak się zachować.Chłopcy poklepali się po skrzydełkach i spojrzeli po raz kolejny z nadzieją na swoje przyszłe żony.Co prawda obaj spojrzeli raz na jedną raz na drugą, ale nie miało to znaczenia.Oni wiedzieli.Wiedzieli , że Reginald im pomoże.


                                                                          ******
Błonia



-Przemyśliwałeś się chyba bardzo intensywnie.Cuchniesz na kilometr.Byłeś chociaż w domu?
-Zrobię to.- Siwobrody mężczyzna spojrzał na niego spod lekko opuszczonych powiek i uniósł brwi.
-Nigdy nie sądziłem inaczej.Szkoda tylko, że musiałeś do podjęcia tej decyzji obalić cysternę alkoholu.
-Wiesz jak to mówią...
-Nie?- Tym razem posłał mu figlarne spojrzenie i Reginald pojął, że Albus od początku wiedział i nawet oczekiwał, że zdobędzie się na gest zabicia go a tym samym przerwania więzi i uśmiercenia samego siebie.Wiedział, że będzie to miał w sobie i że będzie chciał to wykorzystać.Tylko on odkrył to jakoś późno.Tak jakby klamka zapadła już dawno temu, a on znów został wmanewrowany w coś, na co i tak nie miał wpływu.Znów poczuł się jak marionetka, ale tym razem nie ciążyło mu to tak bardzo bo wiedział, że tym razem jego działanie przyniesie wiele dobra.Bardzo wiele.
Jego syn wreszcie będzie szczęśliwy. Ginny wydaje się być odpowiednią dziewczyną dla niego.Ma charakterek i jest cholernie inteligentna.Będzie dobrą matką dla jego wnuków.
-Wnuków, których nigdy nie poznasz -szepnął mu jakiś złośliwy głosik w głowie.

Mężczyźni spojrzeli na ogrom który rozciągał się przed nimi.Na zielone błonia, wzgórze, Zakazany Las, boisko do Quidditcha i każdy z nich pomyślał, że będzie tęsknił za tym widokiem.
-Dajcie mi pół roku.-Szepnął Albus i wolnym krokiem ruszył w dół zbocza.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 20

Wieki mnie tu nie było,to prawda.
Serdecznie przepraszam.Przyszło mi niestety zamknąć pewien rozdział w życiu i stąd taki impas.
Jeeej 10000,wielkie dzięki;)Rozdzialik krótki,ale zależało mi aby go wrzucić właśnie dziś-w urodziny,jako symbol pomyślności na kolejny rok.

Nasza historia powoli się kończy.Teraz gdy będę miała więcej czasu,skupię się na końcowych rozdziałach i od sierpnia ruszę z kolejnym opowiadaniem,jeszcze nie wiem czy będzie do dramione czy sevmione,czas pokaże.
Tymczasem zapraszam na rozdzialik 20 ;)

And you let her go...

         Gdybyśmy planowali wszystko z chirurgiczną precyzją,a każdy moment był tylko sumą konkretnych akcji i myśli,gdzie wtedy byłaby magia?

Jednoznacznie ciężko orzec,co wstrząsnęło Draconem bardziej, czy histeryczny płacz Ginny, który usłyszał z korytarza, czy widok Blaise'a stojącego ramię w ramię z ojcem i Hermiony,leżącej bez ruchu na ziemi.Energicznie podbiegł do grupki i od razu pochylił się nad leżącą dziewczyną.Zemdlała.
-Czy ktoś mi wyjaśni o co chodzi?-Powiódł spojrzeniem po obecnych,ale nikt nie patrzył mu w oczy.
-Nie teraz stary,zanieśmy ją do skrzydła szpitalnego.

Kilka godzin wcześniej...
Blaise zanurzył twarz w myślodsiewni.

-Panie,Elie jest w ciąży,będę miał dziecko.
-Wspaniale Reginaldzie,wspaniale,mam nadzieję,że twój potomek będzie równie oddanym sługą co ty.-Wężowe oczy uważnie śledziły,jak na czoło rozmówcy występuje pot.Bawiło go to.Manipulacja bliskimi swoich ofiar,o tak.Czarny Pan w rodzinie widział słabość.Tam gdzie inni widzieli oparcie,on widział zbędny balast.Dlatego niszczył to,co mogło mu przeszkodzić. Zabini w pokorze spuścił wzrok,jednak nie odezwał się,w obawie,że głos go zawiedzie.
-Taaak,mam dla ciebie małą propozycję.Przenieś się z żoną na czas ciąży do mojej twierdzy,a gdy urodzi wrócicie do siebie.Mamy tu Severusa,o lepszą opiekę nie łatwo...chyba nie muszę wymieniać dalszych zalet tego układu?
-Oczywiście panie,jesteś taki łaskawy...


-Panie,z moją żoną coś jest nie tak!Potrzebuje pomocy!-Reg padł do stóp swojego pana i gorączkowo rozglądał się w około poszukując wsparcia.
-Wiem,Severus już jej dogląda.
-Severus?
-Tak,to normalne,że kobieta w ciąży potrzebuje kilku witalnych eliksirów,maści i ziół.
-Byłem u aptekarzy w Londynie oraz w Mungu,nic nie pomagało.
-To nie ważne,chcę abyś coś dla mnie zrobił,wyruszysz zaraz w Góry Skaliste..
-Góry Skaliste?Po co?Moja żona jest chora,muszę przy niej być.
-Nie chcę niczego insynuować,ale odnoszę wrażenie,że nie ufasz mnie i Snape'owi tak,jak myślałem,że ufasz.Eleonor jest w najlepszych rękach w jakich mogłaby być.Do twojego powrotu wydobrzeje,a jeśli się spiszesz,leki nie będą jej już wcale potrzebne..


-Wyjeżdżam,nie wiem kiedy,ani czy w ogóle wrócę.Opiekuj się małym i nie zapomnij o mnie.
-Nie możesz nas zostawić,przecież nastały mroczne czasy...
-Mam misje,Czarny Pan ufa mi i muszę to zrobić,bo..
-Bo?Nie rozstawiaj nas..




-Och El twój syn to już prawie mężczyzna,powinnaś się cieszyć,że rośnie na gentlemana i wojownika.
-Cieszyłabym się bardziej gdyby był z nami jego ojciec.
-Reg wykonuje misje,których nie powierzyłbym nikomu innemu,ale nie martw się,jest mu tam dobrze.
Mieliście wiele szczęścia,spójrz na Vincenta Melrode, on niestety nie jest już z nami,a mógłby być.Wszystko przez jedną głupią akcję,która wynikła z jego słabości.Przeciwstawił się,a teraz jego żona nie może mieć dzieci.To takie przykre.

Chłopak wraca do teraźniejszości i z trudem łapie oddech.

-Sądząc po wyrazie twojej twarzy zobaczyłeś wszystko.
-Tak.To było straszne.Jak ty to wytrzymywałeś?
-Jedynym co trzymało mnie jako tako,była myśl,że jesteś żywy zdrowy i gdy dorośniesz,zajmiesz się matką.
Nie zawiodłem się.
-Nie wiem...nie wiem,czy będę potrafił przyjąć cię do swojego życia na nowo,ale wiedz,że doceniam to co zrobiłeś i żałuje,że nie dowiedziałem się wcześniej.-Zabini junior wyciągnął dłoń w stronę ojca i czekał  napięciem.Ten jednak zignorował go i porwał syna w objęcia.Stali bez ruchu dobre pięć minut,gdy dostrzegli idące gryfonki.Obie miały niepewne miny,ale gdy zobaczyły uśmiech na twarzy ślizgona,podeszły by się przywitać. Reginald zaprowadził trójkę przyjaciół do jednej z komnat,by przeprowadzić z nimi najtrudniejszą rozmowę,w jakiej dotychczas dane im było brać udział.
Gdy zabrał głos,nastolatkowie wlepili w niego spojrzenia i nie odrywali ich,dopóki nie skończył mówić.
Treść jego słów,wyryła się w każdym z nich i choć powtarzali te słowa w myślach jeszcze wiele razy,nigdy nie straciły one na wartości.
Reginald Zabini oświadczył iż znalazł sposób,aby przekonać Albusa Dumbledore'a do zmiany swojej decyzji,a ty samym,umożliwił im,bycie z tą osobą,z którą naprawdę chcieliby być.
Entuzjastyczne wiwaty oraz podziękowania,zostały jednak niemal natychmiast uciszone,stanowczym głosem postawnego mężczyzny.Przestrzegł ich,  iż plan jest dość ryzykowny,a efekt nie do końca pewny,ale gra warta świeczki,więc spróbuje.Zapewnił również iż nie robi tego,aby przypodobać się synowi,robi to ponieważ tak nakazuje mu przyzwoitość.
Pozwolił aby każde z nich przetrawiło tę informację i w ciszy udali się do dormitorium,po drodze jednak Hermiona zemdlała i nikt nie wiedział dlaczego.

Gdy dołączył do nich Draco,wszyscy poszli do Skrzydła Szpitalnego,aby pielęgniarka mogła się nią należycie zająć.Gdy dziewczynie zostały podane podstawowe eliksiry,a zaklęcie sondujące nie wykryło zagrożenia życia,pozostali wyszli na korytarz,by porozmawiać.Skoro jednak Hermionie nie groziło niebezpieczeństwo,ich rozmowę zdominował temat wspólnej przyszłości,planów i marzeń.Była to jedna z pozytywniejszych chwil ostatnich tygodni.
Jednak jak przestrzegał Reg, pozostało jeszcze załatwić Dyrektora,a nie przedwcześnie święcić sukces.Lekko zgasiło to ich radość,ale nie na długo.Pani Pomfrey wyszła,oznajmiając,że dziewczyna się obudziła i można do niej zajrzeć.Tak też uczynili.
     Spojrzała po twarzach zgromadzonych. Draco patrzył na nią z miłością,wreszcie nie skrywaną,Ginny znów się rozkleiła a Blaise patrzył...z sympatią.Oto miała przed sobą trójkę przyjaciół.którzy byli z nią w trudnych chwilach,niekiedy powodowali ból, rozterki i zawód,ale najważniejsze,że byli, są i będą.
Ojciec Blaise'a szybko się pożegnał,dając młodym chwilę na nacieszenie się sobą i postanowił od razu zmierzyć się z tym co go czeka.
Zapukał do drzwi gabinetu,a gdy przekroczył jego próg,usłyszał:
-Spodziewałem się ciebie,wejdź.


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 19

Witajcie!Dzisiaj tylko tyle,ale przewiduje jeszcze jeden rozdział przed świętami.
Pozdrawiam i wciąż zapraszam na sevmione;)
you-deserve-better-sevmione.blogspot.pl


Blaise delikatnie otwiera oczy,ale wszystko wiruje.Gdy w końcu udaje mu się skupić wzrok,zauważa przedziwną sytuacje.Jego przyjaciel,dziewczyna i dziewczyna którą kocha,stoją nad nim z minami przerażenia,jakby był nieżywy.Obrazu dopełnia matka,siedząca obok z kieliszkiem w ręce i papierosem w ustach z miną,która sugeruje coś bardzo złego.Gdyby tylko przypomniał sobie co się stało...Udaje mu się usiąść,a silne ramiona Draco podciągają go na równe nogi i sadzają na krześle obok matki.Zdezorientowany pociera skronie,ale ból głowy nie ustępuje.Znów patrzy na matkę,ta uśmiecha się z czułością,ale nic nie mówi.W końcu chłopak nie wytrzymuje i krzyczy.
-Ktoś mi powie co tu się wyprawia?
-Zemdlałeś kochanie.-Głos jego rodzicielki jest pogodny i opanowany jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie.
-Ja nie mdleję...w normalnych okolicznościach.-Zaczerwienił się.
-Pamiętasz czego się dowiedzieliśmy?
-Nie.-Spojrzał bezradnie na Ginny,Hermionę i Draco.
-Twoja mama otrzymała sowę...-Gdy Hermiona się odezwała,gdy dotarł do niego sens jej słów,wróciła mu pamięć.
-O nie!Ojciec..przyjeżdża?To nie może być prawda.Muszę się napić!-Wstał z zamiarem nalania sobie czegoś mocniejszego,ale zaraz odwrócił się i wymierzył w matkę wskazujący palec.-Ty!Ty go tu sprowadziłaś prawda?Masz w tym jakiś interes co?Znów się zeszliście?
-Synu.Usiądź uspokój się,porozmawiajmy jak dorośli,dojrzali ludzie.-Przyjaciółki Zabiniego patrzyły na tę scenę z zakłopotanymi minami,nie rozumiejąc ni w ząb,dlaczego Blaise aż tak się wścieka.Tylko Draco zdawał się mieć jako takie pojęcie o sytuacji,bo nie robił nic z wyjątkiem popijania ze szklaneczki.
-Stary,uspokój się,na pewno nie jest aż tak źle jak wygląda.
-Nie jest tak źle?Mam ci przypomnieć co było jak ostatnio się zjawił?
-Yyy...spłodził cię?-Blondyn parsknął,niechcący plując sobie do szklanki.
-Nie żartuj,mam na myśli katastrofę rok po tym jak nas zostawił.-Draco przewrócił oczami,na co Diabeł jęknął.-Nie chce żeby przyjeżdżał.Znów namiesza.
-A czy twój ojciec  wie,jak się mają sprawy?-Cicha jak dotąd Ginny,wreszcie zabrała głos.Blaise pytająco spojrzał na matkę,ale ta tylko uśmiechnęła się smętnie.
-Masz swoją odpowiedź.Wszystko mu wypaplałaś co?-Oskarżycielsko spojrzał na Elenor.
-Kochanie!A nie przyszło ci do głowy,że ojciec choć raz chce zrobić coś dobrego?Że tym razem nic nie zepsuje,a może nawet coś naprawi?
-Ja nie chce jego pomocy!Kiedy będzie?
-Umówił się z Albusem..
-Jak to "umówił się z Albusem"?! Co ten stary piernik ma do tego?
-Blaise!Wyrażaj się!-Chłopak spojrzał na nią z furią.
-No więc,kiedy?
-Przyjedzie do ciebie do szkoły,spotka się z Dyrektorem,zabierze cię na obiad i zniknie.Znowu.
-Nie mów mi,że za nim tęsknisz...
-Nie!-Jakoś zupełnie za szybko zaprzeczyła,ale Blaise nie miał już siły dalej się nad tym zastanawiać.
-Wracam do Hogwartu.
-A co ze świętami,choinką,prezentami?Nie możesz tak po prostu wrócić.
-Mogę i wrócę.






                                                                                *


Gdy już dali spokój ckliwym pożegnaniom i dramatom,4 uczniów aportowało się do Hogsmead. Wszyscy mieli raczej posępne miny,ale Diabeł to wyglądał dosłownie jak w żałobie.Z nikim nie rozmawiał,cały czas patrzył pod nogi. Dosłownie uszło z niego życie.Śladu nie było po tym dawnym pełnym życia wesołku sprzed kilku godzin.Pozostali,nie chcąc pogarszać sprawy,również milczeli.Przyjazd ojca Blaise'a zdawał się być nie tylko szokiem,ale i tragedią dla samego ślizgona.
Już w zamku sprawy wcale nie wyglądały lepiej.Dyrektor,jakby przewidując że się zjawią,wyszedł im na przeciw.Od razu objął Blaise'a w ojcowskim geście i nie zważając na pytające spojrzenie Hermiony,ruszył z nim do swojego gabinetu.


-Usiądź chłopcze.Dropsa?
-Do rzeczy.
-Zapewne wiesz,po co cię tu zabrałem?-Uśmiechnął się dobrotliwie,ale w jego oczach czaiła się niema groźba.
-Chodzi o mojego ojca.Co Panu powiedział?
-Reg...ekhem. Reginald obiecał złożyć mi wizytę,gdy będzie w kraju.Prosił również o możliwość spędzenia z tobą czasu,na co oczywiście przystałem.
-Ale to nie wszystko.-Nie pytał.Nie musiał.
-Tak.Słusznie podejrzewasz.Widzisz...twój ojciec...odniósł wrażenie,jakby to ująć...że do czegoś cię zmuszam.Ciebie i Dracona.
-A nie jest tak?-Chłopak popatrzył na niego z błyskiem w oku.
-Doprawdy?-Profesor zaśmiał się tubalnie,przez co aż mu okulary zaparowały.Gdy wreszcie złapał oddech,jego rozmówca przewrócił oczami.-Czego nie rozumiesz?Dałem wam wybór,czyste sumienia,czyste kartki,świeży start,pod jednym tylko warunkiem.Właściwie nie nazwałbym tego warunkiem,raczej lekką niedogodnością.W końcu z posiadania pięknej żony też można wynieść korzyści prawda Blaise?A może powiesz mi,że wcale ale to wcale nie pociąga cię panna Granger,że wcale nie marzysz już o dzieleniu z nią małżeńskiego łoża?-Gdy ich oczy się spotkały,ślizgon  w lot pojął.Podpuszczał go.Albo przyzna się,że nie do końca trzymał się umowy,albo....no właśnie co?
-Co Pan proponuje?
-No!Spotkam się z twoim ojcem,odbędę miłą pogawędkę,pochwalę twoje stopnie i grę,a ty w zamian opowiesz mu,jak bardzo szczęśliwy jesteś z Hermioną,oraz że dana ci szansa,jest wszystkim czego pragniesz.Obu nam zależy,aby była to ostatnia taka wizyta prawda?
-Tak.
-Wszystko zostaje w tym gabinecie?Myślę,że się zrozumieliśmy?
-Aż za dobrze.-Dyrektor nie spostrzegł,ale pod stołem chłopak zaciskał ręce w pięści i trudem powstrzymywał się przed okazaniem,jak bardzo się zrozumieli.Gdy starszy czarodziej uniósł się,jego dobrotliwy uśmiech przypominał bardziej grymas obrzydzenia i Zabini w myślach zastanowił się,jak mógł kiedykolwiek uważać go za nieszkodliwego,lekko zdziecinniałego staruszka.
-Jeszcze jedno.Przekaż matce,że niedługo złożę jej wizytę.


                                                                         
                                                                           *

Tymczasem w dormitorium dziewczyny dosłownie szalały z niepokoju,co też mogło skłonić Dyrektora do tej pogawędki. Draco usiłował je uspokoić i był właśnie w trakcie tłumaczenia,że przecież to Dyrektor głowa szkoły i może chodzić o cokolwiek,gdy drzwi się otworzyły i wszedł Blaise.Natychmiast nastała cisza,a jedyny dźwięk wydawały kostki lodu,które z chrzęstem opadały na dno szklanki z Ognistą.Gdy brunet wychylił szklankę jednych haustem,wszyscy spodziewali się najgorszego,ale jednak nie tego co usłyszeli.
-Dumbledore pochwalił mnie za wyniki w nauce i grę w Quiddicha i pozwolił mi się spotkać z ojcem.
-To dlaczego wyglądasz jakby ktoś umarł?
-Nie no co wy?Po prostu trochę się stresowałem,widocznie wciąż mam głupią minę.Nie chciałem was nastraszyć.-Poklepał Draco po ramieniu w niby pewnym siebie geście,ale ręce mu się trzęsły i w sumie nie miałby teraz nic na przeciwko,gdyby wszyscy zostawili go w spokoju.Butelka Ognistej,cisza i spokój.Jak ma wymyślić jak przechytrzyć Dropsa,jeśli wszyscy będą patrzyli na niego tym zaniepokojonym wzrokiem?
-Pójdę się położyć,jestem zmęczony.-Był prawie pewny,że nikt nie kupi jego wykrętu,dlatego odetchnął z ulgą,gdy już zapieczętował zaklęciem wejście do pokoju i rzucił się na łóżko.


Następnego dnia,choć próbował zachowywać się normalnie,nie udawało mu się.Widział jak inni na niego patrzą i bardzo go to denerwowało.Kurczę,robić dobrą minę do złej gry?W porządku.Ale ukrywać wszystko przed przyjaciółmi?Było to ciężkie zadanie.Chłopak postanowił jednak,że nie da nikomu satysfakcji,nie ugnie się i poradzi sobie z  tym wszystkim.Spotka się z ojcem i wtedy zadecyduje co dalej.
Na szczęście przyjaciele,choć niechętnie to schodzili mu z drogi przez kilka następnych dni.Gdy w końcu nastał wyznaczony termin,Blaise już od rana chodził na lekkim rauszu i co chwilę przytulał się na zmianę to do Ginny to do Hermiony.Choć widać było,że mają mnóstwo pytań,obie tylko w milczeniu go pocieszały,jakby nie do końca rozumiejąc po co to robią.
Chwilę przed wyjściem ślizgon obiecał,że jak wróci to wszystko im wytłumaczy i choć sam nie do końca wiedział co im powie,to już w myślach odliczał minuty do powrotu.



Reginald Zabini,postawny,bardzo przystojny mężczyzna objął syna i choć ten nie za bardzo się garnął,poklepał go przyjacielsko po plecach.W milczeniu usiedli. Zabini senior spojrzał na swojego potomka i uśmiechnął się szeroko.
-Ja i twoja matka dogadujemy się w małej ilości spraw,ale jedno trzeba przyznać...jesteś naszym wspólnym osiągnięciem.
-Możesz skończyć?Nie będzie żadnego ojcowskiego paplania!Mów po co przyjechałeś i spadaj.
-Chcę ci pomóc,więc może trochę grzeczniej?
-W czym?
-Dobrze wiesz w czym.-Gdy wreszcie na niego spojrzał i nie ujrzał fałszu ani pogardy jakiej się spodziewał,aż się wzdrygnął.Ojciec patrzył na niego z nieskrywaną troską i szczerością.
-Nie wiem co matka ci nagadała,ale nie bardzo jest w czym pomagać.-Mimo iż chciał,nie pozbył się lodu oraz nieufności ze swojego głosu.Lata rozłąki,nie mogły ot tak pójść w niepamięć.
-Posłuchaj mnie uważnie.Nie proszę cię o wybaczenie i o to byśmy od teraz utrzymywali stałe kontakty i odbudowali więzi.Wiem co ci zrobiłem.Proszę tylko o chwilę cierpliwości i zrozumienia.Opowiem ci pewną historię,a gdy już mnie wysłuchasz,odpowiem na wszystkie twoje pytania i wtedy zadecydujesz co dalej.Może tak być?-Gdy nie doczekał się odpowiedzi,zaczął swój monolog,niepewny czy nie zostanie mu przerwane.O dziwo,Blaise siedział cicho i w skupieniu wsłuchiwał się w melodyjny głos ojca,przez całą opowieść.Gdy ten wreszcie skończył,twarz chłopaka lśniła od niechcianych łez rozgoryczenia i złości,a jego oczy wyrażały taką bezradność,że nawet sam Reginald posmutniał.Mimo iż opowiedział wreszcie skrzętnie skrywaną tajemnicę,czuł jakby z jego ramion ściągnięto ogromny głaz.
-Więc...twierdzisz,że wcale nie chciałeś zostawiać mnie i matki?-Popatrzył na niego z niedowierzaniem,jakby nie do końca ufając temu co usłyszał.
-Nie,tego nie powiedziałem.Byłem głupi,dałem się omamić perspektywie pieniędzy,sławy,a możliwość pracy dla samego Voldemorta...Sam wiesz jak to było w tamtych czasach.
-Nie nie wiem.Miałem wtedy 2 latka pamiętasz?
-Ja...wstydzę się tego.Czarny Pan wcale nie zagroził,że zrobi wam krzywdę,tobie i mamie,ale nie mogłem ryzykować,że mógłby.Rozumiesz?
-Więc łatwiej było odejść?Myślałeś,że wyświadczasz nam przysługę?Wiesz jakie to uczucie,co roku spędzać święta z innym tatulkiem i nie wiedzieć gdzie jest ten prawdziwy?Wiesz,że życzyłem sobie,żeby to Henry był moim biologicznym ojcem?Nienawidziłem cie!A teraz przychodzisz i sprzedajesz mi jakąś smętną bajeczkę,że musiałeś nas zostawić,abyśmy mogli żyć?Czy ty się słyszysz?Czy tak postępuje mężczyzna?Nawet ojciec Pottera bronił żony i dziecka przed samym Czarnym Panem,a ty uciekłeś,tak po prostu!-Blaise uderzył pięścią w stół i podniósł się energicznie.
-Daj mi dokończyć.Kiedy twoja matka chodziła jeszcze w ciąży,zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Miewała bóle i dziwnym trafem tylko eliksiry tworzone przez Snape'a na polecenie Czarnego Pana działały.
Tak jakby dawał mi do zrozumienia,że jesteście na jego łasce.Gdyby...nie donosiła ciąży,to byłaby moja wina.Więc...załatwiałem dla niego różne rzeczy,niekiedy były to proste drobiazgi,ale czasami,aż sam się brzydziłem spojrzeć w lustro.Jednak gdy...spojrzałem na ciebie,zdrowego rozwrzeszczanego noworodka,a zaraz potem zostałem wezwany,już wiedziałem co muszę zrobić.Mogłem być śmierciorzercą,ale przede wszystkim byłem ojcem.A obowiązkiem ojca,jest chronić swoje dziecko,ponad wszystko.
-Reg spojrzał na syna ponad stołem,a w jego oczach był taki upór jakby faktycznie wierzył w to co mówi.Zabini junior chwilowo nie był w stanie się odezwać więc tylko patrzył na dogasającą świecę,z której wosk skapywał na stół.Gdyby teraz dmuchnął,świeca by zgasła,a on musiałby sam przed sobą przyznać,że to czego zawsze pragnął,było teraz na wyciągnięcie ręki.Wystarczyło tylko wybaczyć.Czy zdobędzie się na ten krok?
-Wytłumacz mi jeszcze jedno.Dlaczego przed Wielką Bitwą nie zwróciłeś się do Dyrektora o ochronę,przyjąłby cię i już od dawna mógłbyś żyć jak człowiek,a nie w ukryciu.
-Powody są dwa.Po pierwsze...wstyd.Tak bardzo żałuję tego co zrobiłem!Dopiero wieść o tym,że masz poważne kłopoty,dała mi kopa i zapaliła do działania.Pomyślałem że to moja szansa.Skoro wyrosłeś na tak zaradnego chłopca,mężczyznę,to mogę wrócić.Włos ci z głowy nie spadł,a słyszałem że brałeś również czynny udział w bitwie,więc tym bardziej poczułem się głupio.
-Głupio?Wiesz co ja musiałem robić?Do czego byłem zmuszany?Gdybyś tu był,wszystko byłoby inaczej!
-Wiem....rozumiem twoje rozgoryczenie i nie usprawiedliwiam się.Gdybym mógł wróciłbym.
-Dlaczego tego nie zrobiłeś?Jaki jest drugi powód?
-Voldemort stale dostawał raporty o moim pobycie i poczynaniach.Wszędzie byli szpiedzy,nie wiedziałem komu ufać.A gdyby dowiedział się,że złamałem obietnicę i wróciłem,nie sądzę by chciał mnie oszczędzić.Nawet Albus by mnie nie uchronił,a ja liczyłem że mimo wszystko wygramy tę wojnę i wtedy wszystko ci wyjaśnię.
-Czyli....siedziałeś w ukryciu przez te wszystkie lata,na ciepłej posadzie u Lorda,gdy ja nawet nie byłem pewien czy następnego dnia dożyję do kolacji?Byłem jego generałem rozumiesz?To nie była twoja wojna.Tylko nasza.Moja,Draco,Hermiony,całej reszty z Zakonu.Wiele osób oddało życie,a ty siedziałeś w Albanii czy gdzieś i piłeś Martini czekając,aż ktoś odwali za ciebie czarną robotę!
-Blaise proszę...zrozum mnie.To było jedyne słuszne wyjście.
-Nie!-Głos chłopaka przeszedł już w histeryczny wrzask.Jego ciałem wstrząsały konwulsje.-Powinieneś tu być!Pomóc mi.Dawać nadzieje!Zaopiekować się mamą.Poznać mnie!Razem dalibyśmy sobie radę!-Gdy głos mu się załamał,ojciec przeszedł koło stołu i objął syna.Ten mocno przygarnął się do jego piersi,zacisnął pięści na jego czarnym płaszczu i zaczął cicho łkać.Gdy w końcu jego oddech się uspokoił,puścił poły płaszcza i podniósł wzrok na wysokiego mężczyznę.Ich oczy się spotkały,a ślizgon ze zdziwieniem stwierdził,że to te same oczy,które widzi codziennie w lustrze.Myśl ta tak go uderzyła,że gdy wreszcie odwrócił się w stronę stolika,a jego ojciec wrócił na swoje miejsce,nie potrafił opanować drżenia rąk.Wreszcie to do niego dotarło.Był tu.Żywy, z krwi i kości,najprawdopodobniej przedstawiał obraz jego samego za kilkanaście lat..i prosił o wybaczenie.Chłopak bez słowa wstał i wyszedł z lokalu.Nikt go nie gonił.W ciszy aportował się do Trzech Mioteł i od razu poprosił o butelkę.Gdy już został obsłużony,znalazł miejsce w najciemniejszym kącie.Bił się z myślami.Bądź co bądź to jego ojciec.Osoba,która...powinna być przy nim zawsze,a nie uciekać.Ale gdy tak zaczął się zastanawiać,pewne fakty do niego wróciły.W szeregach Czarnego Pana,był chyba najmniej karany,ze wszystkich.Co więcej,lepsze kwatery od niego zajmował tylko Lucjusz Malfoy. Czyżby ta historyjka faktycznie miała sens?Przeżył tę wojnę,praktycznie bez szwanku,tylko dlatego że Voldemort trzymał w szachu Reginalda?Jeśli to prawda....Pewna myśl zaświtała mu w głowie.Wspomnienia.Jeśli ojciec pokaże mu rozmowę z Lordem,z której jasno wyniknie,że musi zniknąć,to mu uwierzy i być może przebaczy.Napełniony nową nadzieją ruszył by wysłać patronusa do ojca,ale nie zdążył tego zrobić,bo zastał go siedzącego na głazie,przed lokalem.
-Wspomnienia!Pokaż mi wspomnienia,które będą dowodem na to,że mówisz prawdę.Że chroniłeś mnie,a nie siebie.Pokaż mi.-Reg spojrzał na niego smutnym wzrokiem i pokręcił głową.
-Nie chcę byś to oglądał.
-Ale ja chcę.To jedyny sposób.Jeśli nie pokażesz mi tych wspomnień...możesz już teraz iść do diabła.
-Jesteś pewien?-Syn spojrzał na niego twardym wzrokiem i lekko kiwnął głową.
Aportowali się na błonia.Drogę do zamku pokonali w milczeniu,nawet na siebie nie patrząc.Później,w gabinecie Dumbledore'a gdzie wtargnęli jakby się paliło,usiedli i w skupieniu spojrzeli na myślodsiewnię.
W końcu Reginald wyciągnął odpowiednie wspomnienie i przybliżył się do misy,zastał jednak powstrzymany gestem.
-Chcę zrobić to sam.
-Choć ten jeden raz pozwól mi być przy tobie.
-Nie.Nie było cię przez całe życie,to i teraz być nie musisz.-Starszy mężczyzna przymknął powieki,nie chcąc okazać jak bardzo zabolały go te słowa.
-Znajdź mnie jak skończysz.
 

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 18

Witajcie!
widzę że wiele osób zagląda i bardzo mnie to cieszy.Wracam z rozdziałem przeprosinowym ,dłuuugo mnie nie było;(Dziś krótko,ale wracam!
teraz postaram się dodawać częściej,ale nie obiecuje.Dedykuję ten rozdział wszystkim,którzy wciąż zaglądają.
Miłego;)
zapraszam na you-deserve-better-sevmione.blogspot.pl  ;)

-No i uciekłam...-Hermiona właśnie relacjonowała Ginny sytuacje z Draco,ale na widok wciąż rozanielonej miny przyjaciółki westchnęła zrezygnowana.
-Nie szczerz się tak,to obrzydliwe.
-Nic na to nie poradzę Miona.Wiem,że to wszystko jest pokręcone,ale jakimś dziwnym sposobem ta noc mi pomogła.Wiem, że go stracę,a ten ostatni raz był....no cóż ostatnim razem.Pożegnaniem.Nie mówię,że mi to wystarcza i że się cieszę,ale teraz będzie mi łatwiej.Zaznałam miłości,wszelkich jej aspektów i dobrze mi z tym.Gdy wreszcie będzie po wszystkim,nie będę niczego żałować.Takie mamy przeznaczenie,a ja je wypełniam.Nie będę się gryźć z tego powodu.Nie będę płakać.Nie będę kopać.-Prz tym ostatnim głos jej się załamał i gdy Gryfonka na nią spojrzała,poczuła ogromną dumę.
-Och Ginny!Jak ty dojrzałaś przez te pół roku.Jestem z ciebie bardzo dumna.Zrobię tak jak ty.
-Prześpisz się z Malfoyem?
-Nie.Nie będę rozpaczać.Zapamiętam dobre chwile na zawsze.Ruszę na przód.Jasnym okiem spojrzę w przyszłość.
-Nie wiem co to znaczy,ale jeśli tylko tak myślisz to okej.-Uścisnęły się ostatni raz i zeszły na dół na śniadanie.
Atmosfera znów przypominała bardziej pogrzeb niż święta,ale nikt się tym nie przejmował.Blaise zagadywał Draco,ale po kilku próbach zaprzestał.
Umówili się,że wieczorem zejdą na uroczystą kolację,a następnego dnia spakują się i wrócą do szkoły.
Dziewczyny oczywiście pobiegły się pindrzyć,a chłopcy nalali sobie po szklaneczce i wyszli do ogrodu.
Blaise znów spróbował zagadywać,tym razem skutecznie.
-Więc powiesz mi co się stało?
-Wiesz co sobie uświadomiłem?
-Nie?
-Że żyłem w błędzie.Myliłem się.Miałem nadzieje,że jeśli będę jej podkradał całusy jak nikt nie patrzy i gładził jej dłoń przed snem to jakoś to będzie.Chodziłem z nią do biblioteki i do sowiarni,patrzyłem w te jej czekoladowe oczy,widziałem w nich naszą szczęśliwą przyszłość,ale to nie to.Łudziłem się stary.Jeśli czegoś bardzo chcesz,to powinieneś to dostać nie?A guzik.Nigdy już nie zaznam pełni szczęścia.Nie zakocham się tak,jak powinienem.A wiesz czemu?Bo już to miałem.Miałem miłość,uczucie,ciepło.Co prawda w wydaniu okrojonym,ale jednak.I już tego nie mam.Zastanawiałeś się co by było jakbyś nigdy nie zaznał życia z Voldemortem?-Przez cały monolog Diabeł patrzył na niego uważnie i kiwał głową,ale teraz poczuł,że przyjaciel oczekuje odpowiedzi.
-Owszem,ale niezbyt długo.-Machnął ręką,jakby było to coś nieistotnego.
-A dlaczego?
-Bo to już się stało?
-Właśnie.Cały czas uczymy się na błędach,nigdy nie wybiegamy o krok naprzód,a to błąd.Teraz już znamy swoje karty przyszłości i już za późno,ale wtedy mogliśmy działać.-W jego głosie byłą taka gorycz,że Zabini pomyślał,że kumpel przeżywa to o wiele bardziej niż on sam.
-Wiesz jak żałuję,że wtedy nie sprzeciwiłem się ojcu i matce?Wiesz jak...jak chciałbym poznać ją wcześniej?Tę prawdziwą Hermionę,którą znamy oboje.Nie tę zahukaną paple,która uczy się podręczników na  pamięć,choć muszę przyznać,że to też w niej lubię,ale nie.Mnie chodzi o tę dojrzałą,uroczą,inteligentną i pełną zrozumienia istotkę,którą chyba oboje moglibyśmy pokochać,choć we trochę inny sposób.
-Stary,jeśli oczekujesz ode mnie słów w stylu "zaopiekuję się nią dobrze" to nawet nie...
-Tak właśnie coś takiego chce usłyszeć.Że nie ma sensu o nią walczyć,bo ty i tak zajmiesz się nią dobrze.
-Wiesz,że tak będzie,ale to nie znaczy,że masz nie walczyć...
-To bez znaczenia,chcę tylko wiedzieć,że się zrozumieliśmy.Jeśli cokolwiek jej się stanie..
-Wyluzuj.
-Dogadaliśmy się?-Choć Blaise był lekko rozstrojony mową kumpla,przytaknął i oboje ruszyli z powrotem do wnętrza pięknego pałacu jakim był dom Zabiniego.

                                                                           *
Wszystko wskazywało na to,że te święta będą najsmutniejsze z dotychczasowych,ale gdy pod dom podjechała karoca,wszyscy wyszli na dziedziniec zaskoczeni.Z powozu wysiadła piękna śniada kobieta o długich kruczoczarnych włosach lśniących niczym droga peruka.Spojrzała po zgromadzonych,uśmiechnęła się do Draco,skinęła Hermionie i podeszła do Ginny,a jej uśmiech bardzo podobny do synowskiego sprawił,że dziewczynie zmiękły kolana.
-Kochana!Ty pewnie jesteś Hermiona tak?
-Matko!Proszę...
-Och przestań Blaise!-Zaśmiała się perliście.
-Mam na imię Ginny.-Matka Blaise'a zlustrowała ją od góry do dołu i spojrzała jej w oczy.
-No cudnie.To kiedy ten ślub?
-Eee Blaise,żeni się...ma zamiar żenić się z Hermioną.-Wskazała na koleżankę,która stała obok czerwona jak piwonia.
-Szkoda.Wejdźmy,bo zimno.-Nie czekając na niczyj ruch,kobieta energicznie wbiegła po schodach i zniknęła we wnętrzu domu.Dziewczyny z dziwnymi minami ruszyły za nią.Blaise stał z opuszczoną głową,w myślach przeklinając bezpośredniość matki.
Gdy już wszyscy zasiedli w salonie,a przed nimi pojawiły się potrawy,nastała krępująca cisza.Jak można się było tego spodziewać,pierwsza odezwała się gospodyni.
-Kochanie,tyle czasu się nie widzieliśmy,a ty nie masz mi nic do powiedzenia?
-Miałem,zanim wystawiłaś mnie dla kolejnego kochanka.
-Och pysiaczku!On nie był wart mego czasu,ale ty tak.-Prychnięcie syna kazało jej spojrzeć na niego znad kieliszka.-Nie bądź zły,przecież przyjechałam.
-I obraziłaś Hermionę.
-Wcale nie.Zawsze marzyła mi się Ruda synowa z fascynującym błyskiem w oku.-Wzruszyła ramionami jakby rozmawiali o pogodzie,a przy stole nie było nikogo innego.
-Możecie nas na chwilę zostawić?-Zabini spojrzał po twarzach znajomych,a oni widząc to bezradne spojrzenie,po prostu wyszli. Draco zamknął drzwi i nie mogli  usłyszeć toczącej się tam konwersacji.

Za zamkniętymi drzwiami...
-Blaise,nie rozumiem o co tyle szumu?
-O co?Przyjeżdżasz ot tak i nie dość,że robisz z siebie sensacje,to jeszcze dziwnie się zachowujesz w stosunku do dziewczyn.Mamo,to moi przyjaciele,nie musisz przed nimi grać...chciałem...powiedzieć ci jak się czuję,siąść porozmawiać,może nawet zaprzyjaźniłabyś się z Hermioną,a ty odstawiasz jakąś komedie...po co?
-Zrobiłam z siebie idiotkę co?
-Tak,ale zawsze możesz to naprawić.-Uśmiechnął się do niej promiennie i objął ją ramieniem.-Chodź przedstawię ci przyszłą panią Zabini.
Gdy otworzyli drzwi zastali pozostałą trójkę przyczajonych i najprawdopodobniej podsłuchujących.
-Hermiono?Pozwól,że przedstawię ci moją mamę Elenor.-Hermiona wyciągnęła do niej dłoń,na co tamta potrząsnęła nią delikatnie i uśmiechnęła się,ukazując dołeczki w policzkach.
-Miło mi kochanie,wybacz mój wcześniejszy występ.Byłam w szoku.Mój syn jest jeszcze taki młody.No ale nic.Myślę,że znajdziemy jakiś sposób by się nim podzielić.-Mrugnęła do niej,na co brązowowłosa spłonęła rumieńcem.Kiwnęła potakująco i spuściła oczy.
Reszta dnia upłynęła w miłej,acz lekko sztucznej atmosferze. Draco opowiadał ich perypetie z czasów szkolnych,Hermiona biadoliła o egzaminach,a Ginny wyjątkowo cicha,tylko się przysłuchiwała.
Wszyscy rozchodzili się do swoich pokoi,gdy wleciała sowa.
-Co znowu?-Blaise miał wyjątkowo zbolałą minę.Wszyscy domownicy zatrzymali się w pół kroku,gdy matka Zabiniego odczytywała wiadomość.
-Blaise...twój ojciec....
-Nie żyje...
-Nie.Twój prawdziwy ojciec. Przyjeżdża.-Ostatnim co Blaise zobaczył zanim świat zawirował mu przed oczami,był przerażony Draco...


 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Miniaturka IV Only Sex(18+)



Mojej kochanej Lúthien wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!!
 
Miniaturka z przymrużeniem oka;)
Miłego.





Choć Hermiona,wciąż Granger,nie mieszkała z Draco,to czuła się jak jego matka,żona i kochanka w jednym.Naprawdę. W dzień załatwiała wszystko,prała,gotowała,wieczorami masaż,ciepła kolacyjka,a w nocy...W sumie to ostanie nie bardzo jej przeszkadzało,bo seks był świetny,ale przecież nie tylko tym człowiek żyje nie?

Kiedy po raz kolejny zamiast zobaczyć się z nią poszedł prosto po pracy do Pottera,by znów grać w karty i pić ognistą,ona znów siedziała w pokoju i wylewała łzy.Dlaczego jedyne co im wychodzi to seks?Dlaczego jej czuły,namiętny i uważny partner,nie jest taki również w dzień,ale tylko pod osłoną nocy?Czy tak trudno jest mu uprać skarpety,ugotować coś,czy zwyczajnie w świecie nie widzieć się z kumplami przez tydzień?Zachowuje się,jakby w ogóle mu nie zależało...!Choć przecież sama go tego nauczyłaś prawda?Cichy głosik jej sumienia niestety nie dawał spokoju.Ich relacje i zasady "widywania się" wciąż ustała ona...Nie chciała się angażować,wolała szaleć i on podzielał jej zdanie od początku,co więc się zmieniło?Ja się zmieniłam.Czy to źle,że chciała zapewnień,oddania no i wyłączności?Co prawda nie zastrzegali sobie stwierdzeń:mój/moja,ale kiedy już zaczęli się tak zwracać,ciężko było przestać.Dla niej ten luźny układ już dawno przestał obowiązywać i już powinna stać na ślubnym kobiercu,albo przewijać dziecko.Jak powiedzieć o tym facetowi,który myśli w jego skarpety piorą skrzaty domowe?To musi się zmienić!Tylko jak...jak przekonać wiecznego kawalera,że miłość nie gryzie?


-Hej kochanie gdzie byłaś?-Spojrzał na nią przelotnie i na powrót zatopił wzrok w nagłówku Proroka.
-Widziałam się z Ronem i ludźmi z pracy,a ty?-Siliła się na pogodny ton,ale w duchu zastanawiała się czy okaże jakąś zazdrość.
-To świetnie,widzisz się z nim też w przyszłym tygodniu?Wiesz...ten wyjazd,nie gniewaj się okej?-Sama nie wierzyła,że to powiedział.Rocznica,ich piąta już rocznica,a on wyjeżdża?I jeszcze każe jej siedzieć z Ronem?
-Wiesz co?Jak dla mnie, możesz już nie wracać.-Nie oglądając się za siebie wyszła,trzaskając drzwiami.Jeszcze bardziej bolało,że jej nie gonił.Łzy popłynęły same.Same również kierowały ją nogi.Nawet nie zauważyła, a znalazła się przed drzwiami mieszkania państwa Weasley,to jest Rona i Mary.W życiu by się nie przyznała,ale zazdrościła przyjacielowi wczesnego ożenku i dziecka które było w drodze.Choć ożenił się młodo,on i jego partnerka nieustannie gdzieś razem bywali,uprawiali sporty no i...kochali się.Było to widoczne na pierwszy rzut oka.
Gdy rudowłosy otworzył drzwi ujrzał zapłakaną byłą gryfonkę a w jej ręku plecak podróżny i walizkę.Bez słowa przepuścił ją w drzwiach,a gdy przekroczyła próg przywierając do niego,odwzajemnił uścisk.Poprowadził ją do kuchni,gdzie za jednym machnięciem różdżki pojawiły się dwie szklaneczki Ognistej.
-Opowiadaj.-Spojrzał jej w oczy,a bezbrzeżny smutek jaki w nich ujrzał kazał mu położyć jej rękę na kolanie i ścisnąć w geście otuchy.
-Mam już tego dość!Robię co mogę,dwoje się i troje a on i tak nie chce się wiązać na poważnie.Przed setką chyba nie uda mi się do zaciągnąć przed ołtarz.
-Dlaczego chcesz to zrobić?-Popatrzyła na niego jak na wariata.Dlaczego?Czy to nie oczywiste?
-Noo żeby założyć rodzinę,mieć dziecko,być szczęśliwą,tak jak ty zresztą.-Umknął gdzieś w bok,jego wzrok spoczął na kredensie,ale dziewczyna nawet tego nie zauważyła.
-Przecież kiedy...byliśmy razem,nigdy nie wspominałaś ani o dzieciach,ani o ślubie...co się zmieniło?
-Sama nie umiem tego wytłumaczyć,nagle zachciało mi się stabilizacji,poważnych deklaracji i oświadczyn.Czy to dziwne?
-W przypadku każdej innej osoby na ziemi?Nie.W twoim przypadku?Absolutnie. Hermiona. Gdybyś tylko dała mi jakiś znak,wiesz ze upadł bym do twoich stóp,zawsze o tym marzyłem.Ale ty szłaś w zaparte,żadnych dzieci,żadnych deklaracji,więc czemu?Dziewczyno!Nie wpuszczałaś mnie do sypialni,żeby przypadkiem nie było wpadki!
-Nie wiem.Poza tym serio?Upadłbyś mi do stóp?-Popatrzyła na niego sceptycznie,ale to co ujrzała w tym spojrzeniu lekko ją rozstroiło.
-Przecież wiesz że tak.
-Ron,bez takich...jesteśmy przyjaciółmi pamiętasz?
-Najlepszymi,ale właśnie dlatego jesteś tutaj a nie u niego w domu.Bo na mnie zawsze możesz liczyć i zawsze będziesz mogła.A on?jaką masz gwarancję?
-Przekonam go.
-Sama w to nie wierzysz.
-Celna uwaga,ale będę próbować do skutku,aż się uda.Czasami zapominam,jak dobrze mnie znasz.Chyba najlepiej na świecie co?
-Zgadza się.-Uśmiechnął się,widząc że wraca jej humor.-Chodź odprowadzę cię do domu.Daj ten bagaż.
-Ale ja myślałam,że tu zostanę.
-Ok ale dopiero gdy mój plan zawiedzie.
-Co ty knujesz?
-Nic nic....Mary wychodzę.-Krzyknął tylko i już ich nie było.



                                                                  *


Tak porządnie podpita nie była już od...chyba nigdy.Ron zafundował jej doskonałą kurację Malfoy-odwykową.Siedzieli w jakimś mugolskim barze i sączyli którąś tam już butelkę,uśmiechając się głupawo i co chwilę latając do toalety.Wtem w wyrazie twarzy Weasley'a coś się zmieniło,dostrzegła to mimo procentów spożytych tej nocy. Podążyła za jego wzrokiem i wtedy to zobaczyła.Stał tam,nonszalancko oparty o framugę,rozmawiał z jakąś ślicznotką.Był tam też Zabini,Potter z Ginny i kilku innych których w sumie nie znała.
-Czy ja jestem od niej ładniejsza?-Ron z furią w oczach nie odpowiedział,tylko ruszył w stronę Dracona.

-Hej Draco.-Podszedł i po męsku wyciągnął dłoń.Blondyn uścisnął ją po czym przyklepali sobie skrzydełka jak dobrzy kumple.
-Co tam?Co to za śliczności ze sobą przyprowadziłeś?-Dodał to konfidencjonalnym tonem,nachylając się do rudego.
-Te śliczności,byłyby twoje,gdybyś umiał o nie dbać. Hermiona?Idziemy?-Wyminął kumpli,poczekał na dziewczynę i przepuszczając ją w drzwiach odszedł. Draco stał chwilę oniemiały,jednak zaraz się ocknął.
-Chłopaki,czy to właśnie kumpel wyszedł z moją dziewczyną,czy mi się wydawało?
-Hej Smoku,nie mówiłeś,że ty i Granger jesteście parą!-Zabini poklepał go po plecach w geście aprobaty.-Kiedy oświadczyny?-Chłopak spojrzał na stojącą koło niego śliczną blondynkę i pomyślał,że jak zaraz jej nie przeleci,to zwariuje.Uśmiechała się kusząco,choć w trochę wyniosły sposób,zupełnie inaczej niż Hermiona.Spojrzał niżej,jej piersi sterczały kusząco,a gdyby się nachylił ujrzałby zapraszające sutki.Porównywalne,choć troszkę zbyt chude ciało.Bez pięknie wyprofilowanej talii,no i lekko zaokrąglone tam gdzie trzeba,powinno być doskonałą pociechą.Chwycił dziewczynę za rękę i bez słowa wyszedł.Od razu teleportował ich do swojej klitki.W momencie gdy go pocałowała,poczuł,że to nie te usta.Były jakby obce.No i świetnie!Tym lepiej,że była tak różna od gryfonki.Bez ceregieli uniósł ją by następnie rzucić na łóżko i machnięciem różdżki rozebrać.Gdy chodzi o przygodny seks nie bawił się w ceregiele i rozpalanie dziewczyny do gorączki.Tak postępował tylko z Hermioną.Ona wymagała stałej uwagi,a to co wyprawiała z ustami!Boże czy on na prawdę jest w łóżku z aniołem o ciele aktorki porno i rozmyśla o Granger robiącej mu dobrze?Coś jest nie tak.Nie tracąc jednak rezonu wszedł w nią i zaczął rytmicznie się poruszać.Przecież to tylko seks...jak z każdą.Tylko nie z Hermioną. Dlaczego nie?Bo ją lubisz...a nawet...
Boleśnie przygryzł jej brodawkę.Zdawał sobie sprawę,że dziewczyna jest zachwycona,ale chciał ją intuicyjnie zranić.Skoro dzieli ze mną łóżko,niech podzieli również mój ból.Po chwili znów odleciał.Ciekawe co robi Hermiona.I co ten dupek miał na myśli,mówiąc,że nie dba o Hermionę....o swoją dziewczynę?Dochodząc głośno i przeciągle analizował wydarzenia sprzed  godziny.Wcześniej pokłócił się z Hermioną o służbowy wyjazd,wyszła,zobaczył ją w towarzystwie kolesia któremu ufał jak bratu,a jednak paląca zazdrość kazała mu zaciągnąć tutaj tą laskę.Nie dość,że nazwał ją swoją dziewczyną,to myślał o niej w ten sposób od jakiegoś czasu.Nie był stworzony do trwałych związków,ale w sumie kto był?Ludzie zdradzali na prawo i lewo cały czas.Bez mrugnięcia okiem.A on...ile to już sypiał tylko z nią?I w tym momencie go olśniło...5 lat.Jezu!Uwiązała go na 5 lat,a on nawet nie zauważył.Mieli się nie angażować tak?To co to za przedstawienie ona odpierdala?Jak bez zobowiązań,to czemu nie może w spokoju wypieprzyć tej dziewczyny bez przerwy nie myśląc o tej której naprawdę pragnie?Gwałtownie się podniósł i spojrzał na rozkosznie wyglądającą istotkę,pomyślał o powtórce.
-Idź i zrób to samo ze swoją Hermioną.
-Skąd znasz jej imię?
-Ty idioto!Doprowadziłeś mnie na szczyt,ale sam cały czas szeptałeś i wykrzykiwałeś jej imię.Masz mnie za idiotkę?Wiem,że myślałeś o niej a nie o mnie.Idź sobie.
-Jesteśmy u mnie.-Spojrzał na nią rozbrajająco się uśmiechając,ale w środku aż dygotał.Ona mnie opętała.Muszę się jej pozbyć nim zaciągnie mnie przed ołtarz.


                                                                       *

Właśnie zaśmiewała się z czegoś co powiedział Ron gdy ujrzała sowę Dracona.
-Nie idź tam.Daj sobie czas.
-Nie Ron.Chce wiedzieć na czym stoję,czy mam na co liczyć.


Wiedział że się nie aportuje,tylko zapuka do drzwi.Zawsze tak robiła.Gdy jej otworzył,aż go zatkało.Miała na sobie skórzany kombinezon,który samym swoim połyskiem sprawił,że spodnie zrobiły się za ciasne.Bez słowa wpuścił ją do środka.Nalał dwie szklanki ognistej i usiadł na stołku w kuchni.
-Słuchaj musimy porozmawiać.-Spojrzał na nią z nadzieją,że nie będzie mu tego utrudniać.
-Dobra była?-Sugestywnie uniosła brew dając do zrozumienia,że wie co robił jeszcze nie dawno.
-Miewałem lepsze.-Gdy tylko to powiedział,wymierzyła mu siarczysty policzek.Zaraz po tym złapała się za głowę i zrobiła zbolałą minę.
-Już?Jesteśmy kwita?
-A co chcesz wrócić do swojej zdobyczy i pieprzyć ją do rana?
W momencie doskoczył do niej i chwycił za nadgarstki.Odnalazł jej usta i wpił się w nie łapczywie.Nie spodziewał się,że odda pocałunek,ale jednak to zrobiła.Momentalnie zjechała dłonią na jego kark.Tak dobrze znał ten gest.Była to jedna z jego ulubionych pieszczot.Taka...bliska...taka ich.Przygryzł jej wargę,pogłębił pocałunek i wbijał ją w ścianę,ani trochę nie ustępując napierającemu na niego ciału.Polizał jej szyję a cichy jęk jakim go obdarzyła oznaczał jedno:NIE PRZESTAWAJ.Przez te lata zdążyli już nauczyć się swoich ciał na pamięć,a jednak seks zawsze był cudowny.W scenariuszu właśnie zjeżdżał językiem w jej cudowny dekolt a ona odpinała mu spodnie jęcząc w niebo głosy,jednak teraz zrobi to inaczej.Jednym ruchem obrócił ją tyłem do siebie.Odpiął zamek w kombinezonie i przejechał palcami po łopatkach,nie przestając jej całować.Położył jej rękę na mostku pochylając ją,co posłusznie uczyniła.Oparła ręce na ścianie i pojękiwała cicho.On tym czasem boleśnie dociskał się do niej,chcąc już się w niej zanurzyć.Na to też przyjdzie kolej.Ale później.Gdy już zsunął jej kombinezon do pasa,oderwała jedną rękę i zaczęła pieścić go przez spodnie.Pozwolił jej na to.Z zadowolenia zamruczała jak kot.Był już tak twardy,że pewnie gotuje się do finiszu.Wiedziała jednak,że to nie prawda.Zawsze dbał o nią jak o księżniczkę i bez przynajmniej dwóch orgazmów,nie wypuszczał jej z łóżka.Tymczasem ściskał bardzo delikatnie jej sutki i i gładził brzuch,cały czas wbijając jej przód jeansów w cudowny tyłeczek.Gdy się jednak wypięła w odpowiedzi,rzucił ją na kolana.Momentalnie pojęła w czym rzecz i zabrała się za odpinanie guzików.Gdy już uwolniła sterczącego penisa,jej oczy zaświeciły się jakby była gwiazdka.Pochyliła się do przodu by chwycić go w usta,ale Draco się cofnął.Chwycił swoją męskość w dłonie i zaczął się stymulować.
-Tak pogrywasz?Okej.
Zaczęła ściskać swoje sutki i pojękiwać coraz głośniej.Odwróciła się do niego tyłem i zaczęła zjeżdżać kombinezonem w dół.Od razu doskoczył do niej i brutalnie ją pocałował.Jej ręce powędrowały ku członkowi.Ścisnęła go,po czym wsadziła sobie w usta.Draco raptownie się zatrzymał i ułożył rękę na jej głowie.Dziewczyna co chwilę jęczała i łapała spazmatycznie powietrze,a penis którego właśnie wylizywała,prężył się dumnie.Chłopak oddychał głośno,nie kryjąc,że jest mu cudownie.Ścisnął jej włosy,od razu zrozumiała,że ma maksymalnie przyspieszyć,jednak nie pozwoliła mu dojść.Poderwała się do góry i pociągnęła zaskoczonego chłopaka w stronę blatu stołu.Ułożyła się na nim i zacisnęła ręce chłopaka na swoich piersiach.Ten jęcząc zsunął jej kombinezon do kostek i znów zaczął ją całować.Wszystko to wydawało się postępować jak w gorączce.Pogładziła go po policzku,gest pełen miłości i oddania.Gdy chłopak to zrozumiał,sam nie wiedział jak i czemu,ale wyjęczał:
-Wyjdź za mnie.Opętałaś mnie,a ja nie umiem sobie bez ciebie poradzić.
-I dlatego dziś pieprzyłeś inną?
-To nie tak..ona...
Nie dała mu jednak dokończyć,gdyż sprawnie się na niego nabiła przerywając wszelkie dyskusje.Chłopak chcąc nie chcąc nacierał na nią coraz mocniej,co chwilę liżąc jej sutki-wiedział,że to uwielbiała.Gdy spojrzał w jej oczy,lekko zasnute mgłą,pochylił się i delikatnie ją pocałował a ona dochodząc wyszeptała kocham cię Draco.Chłopak zamarł na sekundę,jednak zaraz się opamiętał i znów przyspieszył by za chwilę opaść na nią z głośnym jękiem.
 -Chyba musimy ustalić parę zasad,kochanie.-Wciąż nagi Draco,pochylił się,zrobił do niej minę.
-Najpierw powiedz to jeszcze raz.
 -Nie.
-Dlaczego?
-Mówiłam pod wpływem impulsu.
-Taaaak?No to ja dam ci kolejny impuls.-Szybko opadł na kolana i począł lizać jej łechtaczkę.Dziewczyna zaczęła się wić i jęczeć.Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała.Wciąż była mokra jak diabli,orgazm murowany.
-Kocham cię.-Gdy to powiedziała kolejny orgazm przeszył jej ciało.Draco momentalnie podniósł się z klęczek,założył spodnie i z iście ślizgońskim uśmiechem odezwał się.
-To dobrze bo mam zamiar zmienić wiele rzeczy.
-Tzn?
-Mam kilka mankamentów...zdaje sobie  z tego sprawę,no i....ja ciebie też kocham,ale pod jednym warunkiem.-Gdy tak na niego spojrzała,zrozumiała,że cokolwiek by to nie było,zgodzi się.Przystojny,dobrze zbudowany,chyba właśnie szykował się do oświadczyn...czego chcieć więcej?
-Klękaj.
Tego nie musiał jej dwa razy powtarzać.

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 17


Udało mi się nakreślić te kilka słów,bo ostatnio brakuje czasu na cokolwiek.Informuje iż powoli zbliżamy się do końca.Równocześnie informuje,że z chwilą skończenia tego bloga,ruszy moje sevmione.Link z prologiem powinien ukazać się już pod kolejną notką.Jeśli ktoś lubi takie klimaty,serdecznie zapraszam.
Nie przedłużając,miłego czytania;)

Wybaczcie nie panuję nad czcionką.






Nim ktokolwiek się obejrzał,biały puch pokrył okoliczne pola,błonie i uliczki zwiastując to,co i tak miało nadejść. Skończyła się wielobarwna,tchnąca nadzieją jesień,a swoje rządy rozpoczęła mroźna,nieustępliwa zima. Było już zbyt chłodno aby przesiadywać na polu czy urządzać sobie przejażdżki na miotle. Wszędzie można było spotkać uczniów w grubych płaszczach i kurtkach,którzy gorączkowo nakładali na siebie zaklęcia ogrzewające. Za kilka dni skończy się semestr i uczniowie jak co roku powrócą do swoich rodzin i domów aby cieszyć się świętami w gronie najbliższych. Dla wielu osób był to najbardziej magiczny czas,pełen śmiechu,radości,obdarowywania. Hermiona jak zawsze w tym okresie uczyła się więcej,dłużej i bardziej wytrwale,wmawiając wszystkim,że zawsze jest coś czego jeszcze można by się dowiedzieć,lub informacje które musi powtórzyć,choć wszyscy wiedzieli,że bardziej chodzi o nich. Wolała zakopać się w książkach,w swojej prywatnej fortecy,która jeszcze nigdy jej nie zawiodła,niż przebywać w prawdziwym świecie,gdzie wszystko jest na opak. Jej przemiły chłopak Blaise z którym o dziwo dogadywała się rewelacyjnie. Jej przyjaciółka Ginny,której w przerwach pomagała z opanowaniem trudniejszych zaklęć i Draco...chłopak,który jednym spojrzeniem powodował u niej kilka sprzecznych emocji. Ekscytację na myśl o przeszłości,poczucie winy na myśl o teraźniejszości i przeogromny smutek na myśl o przyszłości. Podczas tych kilku tygodni unikania go,nauczyła się już maskować swoje uczucia prawie że do perfekcji. Jednak nadal nie potrafiła sobie odmówić przyglądania mu się,kiedy siedzieli naprzeciw siebie w bibliotece udając,że czytają. To znaczy ona udawała. Znała już przecież Historię Magii praktycznie na pamięć. Nie mogła nie zauważyć podkrążonych oczu,lekko zapadniętych policzków i wystających spod skóry żył,które znaczyły ręce blondyna. Było jej go żal. Wiedziała że zraniła jego ego,ale chodziło też o ból wewnętrzny. Nigdy nie będą razem,bo ona tak zadecydowała i nie pozostało mu nic innego jak tylko podporządkować się.
Co prawda mógł ją porwać do jednej ze swoich rezydencji w Anglii,ale chciał ją mieć dobrowolnie i z miłości a nie dzięki przekrętom. Dlatego też odizolował się od niej jak tylko się dało. Nadal był uprzejmy i chłodno opanowany w jej towarzystwie,ale maskował ból złamanego serca. Wiedziała o tym ona i reszta ich przyjaciół.
Wieczorami,kiedy już nikt nie myślał o niczym tylko o pysznej kolacji i śnie,ona rozsiadała się w salonie. Tworzyła tę śmieszną barykadę z książek,która zawsze wydawała mu się urocza. W zasadzie to nawet w czasach ich nienawiści bardzo go to bawiło,ale za nic by się do tego nie przyznał. Często wracając z kolacji przystawał jak urzeczony,patrzył na jej napiętą twarz w skupieniu wertującą gruby tom i dopóki nie przyłapała go na gapieniu się stał bezruchu. Gdy delikatnie unosiła głowę znad książki i ich oczy się krzyżowały,natychmiast wycofywał się do swojego pokoju i walił pięścią w ścianę. Nikogo to nie dziwiło.
Draco to Draco wiadomo że był twardy,ale nawet ktoś taki jak on musiał odreagować. Dlatego też często Ginny leczyła mu połamane palce,delikatne skaleczenia czy zadrapania. Pozwalał jej na to nie tylko dlatego że nie lubił pielęgniarki ze Skrzydła Szpitalnego. Była to też jego forma podziękowania,za to że Ruda bez sprzeciwu zaakceptowała go jako swojego chłopaka i nie czuła się aż tak bardzo skrępowana gdy musieli silić się na czułości,gdy ktoś akurat patrzył.Wiedział że przecież może mu kazać spadać na drzewo,w końcu to że jego dusza byłą poniekąd w jej rękach to nie powód do marnowania jej życia. A ona doskonale weszła w rolę i stała się naprawdę mu bliska.Nie w romantyczny sposób,ale  w ten całkiem przyjacielski. Gdy był kretynem,czyli dość często,dokopywała mu z taką samą siłą,kiedy miał jakiś problem chętnie pomagała,jednak najbardziej lubił w niej to,że nie oceniała go. Potrafiła wysłuchać jego kilku godzinnych wynurzeń na temat Hermiony czy tego,że boi się iż plan nie wypali,a potem po prostu przytulała go,całowała w policzek i obiecywała,że wszystko będzie dobrze. A on łapał się na tym,że chce aby miała racje. Chce spokojnego domu,rodziny,życia jakiego jeszcze nie zaznał. Dzięki Rudej,taka wizja stawała się całkiem znośna,mimo że nie zawierała w sobie osoby jemu ukochanej. Często potrafili również śmiać się z siebie samych,a nawet ostatnimi czasy kiedy emocje opadły,przekomarzali się na temat swojego feralnego pocałunku. Ich koledzy nie rozumieli co jest w tym zabawnego,a to powodowało u nich jeszcze większe ataki śmiechu. Hermiona w swojej paranoi myślała że tym sposobem Malfoy chce wzbudzić jej zazdrość,ale wtedy przypominała sobie,że przecież to jej wyznał miłość i to ona go odrzuciła tak?Dlatego tylko prychała zrzędliwie i wracała do swoich zajęć ciągnąc Blaise'a za sobą.

Łudząco podobne do siebie dni upływały uczniom na odliczaniu czasu do przerwy świątecznej,bitwach na śnieżki i gromadzeniu prezentów dla bliskich. Hermiona bardzo się denerwowała. Tegoroczne święta miała spędzić w posiadłości Zabinich
- kolejny wymysł Dumbledore'a i aż kipiała z nerwów przed tym wydarzeniem. To nie będą zwykłe święta,jak co roku spędzane z kochanymi Weasley'ami  czy w rodzinnym domu z ojcem,ale święta prób,błędów wyrzeczeń i kłamstw.T ego ostatniego miała już dosyć. Ciągle czegoś od niej wymagano,a w większości nawet nie chciała spełnić tych wymagań. Chciała żeby wszyscy zostawili ją w spokoju,a najlepiej żeby Malfoy porwał ją gdzieś daleko gdzie nie ma magii i aby mogli prowadzić szczęśliwy choć mugolski żywot. Niestety nic takiego nie wchodziło w grę gdyż chłopak był czystej krwi i nie wyzbył by się swojej magiczności nawet dla niej.Choć w sumie go o to nie pytała,wie jaką odpowiedź by otrzymała. Gdy robiło jej się nader ckliwie,wyobrażała sobie dziedzica Malfoyów z żelazkiem w ręce,malującego płot,dojącego krowę,przewijającego dziecko...STOP!W takich chwilach łzy lały się strumieniami,jednak w miarę szybko opanowywała je i doprowadzała się do porządku.
Z kolei "państwo Malfoy" mieli zostać razem w Zamku z racji tego,że w posiadłości byliby zupełnie sami. Tak więc dla Ginny pozornie nic się nie zmieniło,tyle tylko,że nie będzie mogła dzielić się świąteczną radością z Ronem,George'm Fredem i pozostałymi braćmi. Można powiedzieć,że spędzą z Malfoyem romantyczne chwile tylko we dwoje. Pojedynkowanie się,gra w szachy na pieniądze,bitwy na jedzenie,normalka. Potem obdarują się prezentami i pójdą spać,marząc by to inne ramiona tuliły ich do snu.

Dzień rozstania Gryfonek nadszedł zdecydowanie za szybko. O poranku,jeszcze przed śniadaniem usiadły na kanapie by pocieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami. Weasley wyraźnie ciągnęło na wspomnienia,jednak Miona obiecała sobie w duchu,że nie będzie się rozklejać,choć to przecież ich pierwsze osobne święta. Gdy Ginny z rozrzewnieniem opowiadała jak bliźniacy pochowali Ronowi wszystkie jego skarpetki i zmuszony był chodzić w tych Harrego, Hermiona wbrew sobie rechotała na całego. Przy kolejnej wspomince,jak zwierzały się sobie z obaw o bliskich tuż przed Wielką Bitwą,obie już ocierały policzki z łez.Te wspomnienia,czy dobre czy złe,były w każdej z nich i zawsze będą. To spajało je w jedno i nadawało ich przyjaźni tak wielką wagę i moc.
Chłopcy zastali je w dość komicznej sytuacji. Hermiona leżała na kanapie z wymachując dziko nogami w powietrzu.Jej głowa zwisała luźno,a całe ciało wstrząsało niepohamowanymi spazmami śmiechu. Ginny za to praktycznie na niej siedziała,jedną ręką przytrzymując jej dłonie a drugą łaskocząc ją gdzie popadnie. Sama była przy tym roześmiana i czerwona na twarzy niczym burak.
W zasadzie,gdyby Smok nie potknął się na ten przeuroczy widok i nie pociągnął za sobą Diabła,który w szoku próbował zachować równowagę,to dziewczyny nawet nie zauważyłyby,że nie są same. Usłyszawszy hałas,momentalnie znieruchomiały,by zaraz zlecieć z hukiem na podłogę. To w pełni wystarczyło chłopcom. Przekoziołkowali bliżej nich i zaczęli na przemian łaskotać swoje towarzyszki,które śmiały się i krzyczały jakby co najmniej miała miejsce orgia,a nie zwykłe wygłupy. W końcu jednak wszyscy opadli bez sił na dywan i dyszeli ciężko. Hermiona - jak zawsze mózg każdej operacji,wyczarowała dzbanek z lemoniadą i 4 szklanki,które wszyscy bardzo szybko opróżnili,spoglądając na nią z wdzięcznością. Nawet Draco zdobył się na uśmiech,który jednak nie sięgnął jego oczu.
-Co Smoku dobra zabawa,szkoda tylko,że dziewczyny nie wystąpiły w bardziej odpowiednich strojach.
-Noo,albo najlepiej bez nich-Odparł Blondyn,podejmując grę przyjaciela.
-Zielonym skąpym bikini też bym nie pogardził.-Blaise wykonał gest rękoma jakby chciał uchwycić dziewczyny w obiektyw kamery.-Noo już dziewczynki proszę mi się ładnie objąć.-Dziewczęta,również podejmując grę,wydęły wargi i popatrzyły na siebie zalotnie. Miona przejechała ręką po obojczyku Ginny,na co ta rumieniąc się wściekle zachichotała uwodzicielsko.
-Tak tak,jeszcze więcej słodyczy moje drogie.-Zabini przemieścił się,aby "uchwycić" dziewczyny z lewego profilu. Draco tymczasem z rozleniwionym uśmiechem na ustach obserwował te perwersyjne pozy i ukradkowe spojrzenia i aż kusiło go,by zamienić się z Ginny miejscem. Chciał by to na niego tak patrzyła Hermiona. By pożerała go wzrokiem,nie ważne że były to tylko udawane wygłupy,chciał tego doświadczyć. I mógł to mieć,gdyby tak bardzo nie skopał sobie życia wcześniej. Że też nie dostrzegał jaką piękną,ponętną dziewczyną była!I mogła być jego,gdyby nie te wszystkie okropieństwa,które skazały go na Weasley. Poprawka,sam się skazał.Ona nie była niczemu winna i dobrze o tym wiedział,a jeszcze lepiej wiedział,jak bardzo sama cierpiała z powodu tego układu.W "normalnym życiu" bardzo cieszyłby się,że jego kumpel i taka wspaniała dziewczyna zakochali się w sobie,ale teraz...kiedy nikt z ich czwórki nie miał być szczęśliwy....
Kiedy w końcu Draco oprzytomniał Hermiona siedziała na podłodze,na swoich kolanach miała głowę przyjaciółki i pochylała się w jej stronę z zachęcająco rozchylonymi ustami. Nie wytrzymał.
-Dobra już dosyć!Nie wydurniajcie się.-Krzyknął wkurzony,w sekundzie znalazł się w drzwiach i zniknął za nimi. Odprowadziły go tylko 3 pary zszokowanych oczu i twarze z których nie do końca zniknęło rozbawienie. Nim ktokolwiek zdążył się odezwać w drzwiach ponownie pojawił się Malfoy,trzymając kilka toreb podróżnych. Posłał im lodowate spojrzenie.
-Idziesz Zabini,czy nadal będziesz robił za amatorskiego porno-fotografa z nadzieją,że zaproszą cię do swoich igraszek?
-Nie wiem Smoku co cię ugryzło i nie wiem również co robisz z tymi bagażami.Nie zostajesz?-Popatrzył na niego zdezorientowany.
-Zmieniłem zdanie. Dusze się w tym zamku,jadę z tobą.-Popatrzył mu hardo w oczy,dając znać,że mówi poważnie.
-Ale...co na to Dumbledore?
-Nie wiem i nie interesuje mnie to. Chyba nas nie zmusi to pozostania w szkole,skoro tego nie chcemy prawda?
-Czekaj czekaj Draco,chcesz powiedzieć,że wszyscy w czwórkę pojedziemy od mnie?
-Tak.
-Zajebiście!Nie dziewczyny?-Odwrócił się w ich stronę i popatrzył niepewnie,wzrokiem nakazując im,aby przytaknęły. Obie ochoczo pokiwały głowami i bez zbędnych słów wyszły z pokoju,zapewne aby spakować Ginny.

Na peronie jak zawsze ludzie się ściskali,wymieniali uśmiechy i biegali w każdą stronę. Chłopcy siedzieli w przedziale z innymi ślizgonami,a dziewczyny ku uciesze swoich kolegów,usiadły z Harrym,Ronem i Nevillem.
Ron z przejęciem opowiadał jakie ma plany na cały ten wolny czas,czyli w skrócie,nie robienie absolutnie niczego,a skoro Hermiony nie będzie obok,najprawdopodobniej nikt mu w tym planie nie przeszkodzi. Z kolei Neville zapytany jakie są jego świąteczne plany wzruszył tylko ramionami i udał,że zapada w drzemkę.


Podróż minęła im niezmiennie na wspominkach,jednak żadna z dziewcząt nie chciała ujawnić,dlaczego akurat w tym roku nie chcą spędzić świąt z Weasley'ami tak jak dotychczas. Zapytane o to,uśmiechnęły się tajemniczo i zmieniały temat. Dziewczyny nawet nie spostrzegły,że tak bardzo tęskniły za towarzystwem Gryfonów,za głupimi docinkami i śmianiem się z Puchonów. Ani Ron ani Harry nie przyznaliby się do tego głośno,ale pokój wspólny bez dwóch przyjaciółek to już nie to samo. Jednak nie zamierzali zarzucać ich poczuciem winy. Oboje czuli,że skoro żadna jeszcze nie wróciła z płaczem wyzywając ślizgonów od najgorszych,to widocznie było im dobrze tak jak było. A dziewczyny właśnie zaczęły zastanawiać się nad swoimi wyborami. Gryfoni znali je jak nikt inny na świecie i ufały im również z całą mocą,dlatego gdy przybyli już do Londynu i nadszedł czas pożegnania,obie miały nietęgie miny i oczy pełne łez. Chłopcy jak to chłopcy wyściskali je ochoczo unosząc wysoko w górę i bez zbędnych ceregieli odeszli w stronę Artura Weasleya. Dziewczyny z kolei rozejrzały się w poszukiwaniu blond czupryny i ciemnoskórego dryblasa,ale nigdzie ich nie było widać.W końcu jednak udało im się znaleźć i teleportowali się do posiadłości Zabiniego. Tam dziewczęta wprost oniemiały.Był to istny pałac,jaki każda z nich znała z innych okoliczności. Ginny widywała takie tylko w baśniach jakie czytywała jej mama,Hermiona zaś znała takie budowle z telewizji,którą przecież oglądała od najmłodszych lat.Stały więc na dziedzińcu patrząc na piętrzący się na wzgórzu obiekt,marząc by w środku okazał się równie piękny,co na zewnątrz. Posiadłość otaczał gruby i wysoki mur,a droga do niej prowadząca usiana była krzaczkami i najróżniejszymi drzewami,teraz udekorowanymi w śnieżne szaty.Zdziwienie dziewcząt było jeszcze większe gdy koło nich pojawiły się dwa przepiękne konie.Oba postawne z błyszczącą sierścią i mądrymi oczami.Podeszły do nich powoli i już chciały dosiąść każda "swojego", gdy przeszkodził im wybuch śmiechu chłopaków.
-A my to co?mamy wlec się za wami w taki ziąb?-Blaise zrobił obrażona minę i podszedł do Ginny. Szybkim ruchem podsadził ją i zaraz znalazł się za nią. Draco zrobił to samo i objął Hermionę w pasie.Dziewczyny nawet nie próbowały ukryć zaskoczenia.Chłopcy chcąc się popisać pospieszyli konie i tym sposobem pokonali drogę do pałacu w zastraszająco szybkim tempie,jednak dłonie którymi opasali talie swoich towarzyszek dawały im trwałe poczucie bezpieczeństwa.Zawsze tak było,nic się nie zmieniło.
U szczytu wzgórza Blaise zeskoczył z konia i poszedł do wejścia.W momencie kilka latarni rozświetliło mrok tym samym ukazując setki malutkich płateczków wirujących na wietrze.Gestem zaprosił zebranych do środka a sam zniknął już w ciemnościach.Arystokrata w każdym calu.-Pomyślała Ginny.
Gdy tylko mrok rozjaśnił blask świec umieszczonych w kagankach,gryfonkom ukazał się chyba największy hol jaki widziały w życiu.W rogu stało pianino,oświetlane przez przepiękny kryształowy żyrandol.Gospodarz widząc zachwyt na twarzach młodych dam,przewrócił teatralnie oczami i pociągnął Smoka w stronę schodów.Dziewczyny rozglądały się nerwowo na boki,jakby oczekiwały,że zaraz wyskoczy skądś kamerdyner i poprosi o ich bure niemodne płaszcze.Nic takiego jednak się nie wydarzyło,dlatego podążyły za ślizgonami.U szczytu schodów czekało na nie kolejne zaskoczenie.Piękne złocone zwierciadło,zdobione herbem rodu od razu pochłonęło ich uwagę.Gdy jednak zorientowały się,że zostały na półpiętrze same,szybko wybiegły po kamiennych schodkach,by dogonić partnerów. Dracon i Blaise siedzieli w fotelach wyglądających jak staromodne,ale z góry można było założyć,że był to modny hit wśród wyższych sfer.Nieśmiało podeszły w ich stronę i usiadły na dwóch z pozostałych czterech foteli.Po środku pomieszczenia stał zwykły stolik kawowy,niby nie pasujący do reszty otoczenia,a jednak robiący wrażenie swoją prostotą i głęboką czernią koloru.Szybko pojawiły się na nim cztery szklaneczki z brązowo-złotym płynem i kostkami lodu. Hermiona z nadmiaru wrażeń zapomniała języka w gębie,jednak nie byłaby sobą,gdyby nie zapytała:
-Kim do cholery ty jesteś?!-Draco posłał mu rozbawione spojrzenie jakby chciał powiedzieć "mugole".
-To tylko mój salon,poczekaj aż zobaczysz resztę.-Mrugnął do niej zalotnie,na co Ruda prychnęła z pogardą.
-Jak to "to tylko mój salon"?
-Noo dalej są moje sypialnie,garderoba,minibarek,minikuchnia,spiżarka,studio tatuażu,pracownia artystyczna i koncertownia.
-Pieprzysz.
-Ok ok,nie mam własnego studia tatuażu,ale tylko dlatego,że boję się igieł.-Udał,że się trzęsie i pokazał jej język.
-No to może chociaż nas oprowadzisz po całej posiadłości,skoro już wiemy,że masz się czym pochwalić.
-Jutro,dziś myślę że jeszcze po szklaneczce i trzeba się będzie położyć,jutro ciężki dzień.
-Co masz na myśli?-Wreszcie odezwała się Ginny,przypominając wszystkim o swojej obecności.
-Jutro poznacie moją matkę...-Zrobił potwornie poważną minę,na co Smok parsknął śmiechem i zakrył usta dłonią.
-Ppooznamy twoją matkę?-Hermiona i Ginny były blade z przerażenia.
-Jeeezu wyluzujcie,to trzecia najfajniejsza babka na świecie.Od razu ją polubicie,a ona was,gwarantuje.
-Skąd ta pewność?-Hermiona popatrzyła na niego sceptycznie za pewne mając na uwadze swoje i Ginny pochodzenie.
-Stąd,że skoro my was uwielbiamy,to ona też będzie,bo jesteśmy jej oczkami w głowie.
-No rzeczywiście nas uspokoiłeś Draco.-Ruda popatrzyła na niego wrogo,ale zaraz uśmiechnęła się widząc pokrzepiającą minę Blaise'a.
-Obyście mieli rację.To co kładziemy się?
-Poczekaj jeszcze Herm,napij się,potem czeka was niespodzianka.
-Niespodzianka?Jaka niespodzianka,przecież wiesz że uwielbiam niespodzianki!
-Wiem.-Odpowiedzieli równocześnie Blaise i Draco,co spotkało się z zakłopotanym spojrzeniem obu dziewczyn.
Gdy w końcu dopili drinki i gospodarz się podniósł wszyscy ruszyli za nim.Otworzył piękne dębowe drzwi,a za nimi ukazał się pokój wielkości Pokoju Wspólnego Gryfonów.Po środku stało ogromne łoże z baldachimem,obok toaletka z identycznym lustrem jak to na półpiętrze.Dziewczyny stały jak zaczarowane.
-No to może być pokój którejś z was...-W tym momencie Ginny wbiegła do pomieszczenia,rzuciła płaszcz na łoże i krzycząc "zaklepane" zniknęła za kolejnymi drzwiami,jak się okazało do łazienki.Pozostała trójka ruszyła w głąb korytarza i zatrzymała się przed kolejnymi drzwiami.
-Tutaj śpi Smok,rozumiem że mam nie prowadzić cię dalej?
-Tylko zerknę.-Spojrzała na niego spłoszona,ale zdawał się dobrze bawić więc i ona nie robiła afery.Gdy przestąpiła próg,zobaczyła istną ślizgońską siedzibę.Zasłony długie do samej podłogi.Ich odcień jednoznacznie podpowiadał kto tu pomieszkuje.Wszędzie panował pedantyczny porządek.Na ścianie wisiał piękny obraz,pięknej kobiety jaką kiedyś była Narcyza Malfoy.O ile ten widok zdziwił Hermionę,to nie dała tego po sobie poznać.Pogładziła tylko ramę i szybko odeszła w drugi kąt pokoju.Biblioteczka jakiej nie powstydziłaby się Pani Pince,odebrała dziewczynie mowę,więc tylko gorączkowo zerknęła na Draco błagalnie,a ten bezgłośnie jej skinął.Było tak jak przewidział Blaise,gryfonka nie chciała się stamtąd ruszyć.Na początek wzięła dwie pozycje widniejące na liście Ksiąg Zakazanych w szkole,a które bardzo pragnęła kiedyś przeczytać.Widząc to chłopcy wycofali się z pomieszczenia obiecując dać jej spokój,ale ona już była w swoim świecie.
Zaczytawszy się,nawet nie zauważyła upływającego czasu,dopiero gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu,jakby ocknęła się z transu. Draco stał nad nią z kpiącym uśmieszkiem.
-Ty się nigdy nie zmienisz co?Tak samo pilna,oczytana,gryfońska...zdążyliśmy urządzić sobie przejażdżkę konną wokół posiadłości i zjeść kolacje,a ty nawet się nie przebrałaś.Jest już blisko północ.Połóż się tutaj jeśli chcesz,ja mogę spać u ciebie.
-Te wszystkie książki,one...to wspaniała kolekcja wiesz?
-Szkoda,że nie przypadną ci w udziale jako Pani Malfoy co?-Nie była pewna czy mówi to serio czy żartem,ale tak czy tak,właśnie żałowała i tego i tego.
-Chciałbyś mnie jako wisienkę na torcie twoich podbojów co?-Dodała tym samym tonem.
-Chciałabyś.
-Chciałbyś.
-Wiem Granger.Śpij dobrze.-Odwrócił się i już znikał za drzwiami.



                                                         *

Dzień przywitał ich istną nawałnicą śnieżną.Według słów Blaise'a,do południa mieli zająć się sobą,pozwiedzać,pograć w mini quiddicha lub robić cokolwiek(Hermiona wciąż tęsknie spoglądała na drzwi jej dotychczasowego lokum).Jednak pogoda,jakby na złość zmusiła ich do siedzenia tylko w środku,więc zdecydowali się na turniej szachów. Ginny Grała z Hermioną,chłopcy razem,a potem wygrani i przegrani z obu par mieli się zmierzyć ze sobą.Przypadło niestety,że zarówno Blaise jak i Ginny wygrali.Ich pojedynek był aż nazbyt przewidywalny.Diabeł dawał jej takie fory,że chyba tylko godność nie pozwoliła jej tego zauważać.W końcu jednak nie wytrzymała,kiedy jego koń wykonał najgorszy ruch jaki tylko mógł,zamiast pogrążyć ją samą.
-Czy ty możesz przestać?
-Niby co?-Spojrzał na nią niewinnie,na co pozostali,prócz rzeczonej gryfonki zachichotali.
-To miał być pojedynek!
-A nie jest Panno Weasley?
-Nie wygłupiaj się Diable!
-No okej okej już gram.
Dalszy pojedynek minął im w ciszy,jednak straty jakich narobił sobie ślizgon i tak doprowadziły do jego porażki,co Ruda wypominała mu jeszcze długo długo.Gdy przed planszą zasiedli Draco i Hermiona,dziewczyna od razu ostrzegła go.
-Od razu mówię,nie próbuj żadnych sztuczek,jak mam wygrać,to tylko uczciwie.-Chłopak jednak tylko uniósł prowokacyjnie brew i gestem ręki kazał jej wykonać pierwszy ruch.Minuty mijały,gryfonka przed każdym ruchem cofała rękę przynajmniej parę razy i mamrotała ciągle niezrozumiale.Kilkakrotnie blondyn zaklął,gdy zorientował się jakie popełnił błędy.Koniec końców,dziewczyny triumfowały.Brązowowłosa uniosła pięść w geście wygranej.Podbiegła do koleżanki i razem odtańczyły śmieszny,połamany taniec zwycięstwa śmiejąc się jak opętane.Chłopcy z kwaśnymi minami usiedli w ciszy i jak zawsze popijali ognistą.Zamieszanie w salonie przerwało cichutkie stukanie w szybę.Cztery pary oczu spostrzegły sowę,natarczywie próbującą dostać się do ciepłego wnętrza.
-To nasza rodzinna Flania.
-Otwórz jej,na polu jest koszmarnie.-Gdy tylko wpuścił ptaka do środka,odebrał od niego list i bezgłośnie usiadł.Cisza w salonie przeciągnęła się na tyle długo,że wszyscy troje spoglądali na czytającego Zabiniego z niepokojem.W końcu blondyn nie wytrzymał.
-Co jest stary,ktoś umarł?-Powiedział to żartobliwie,jednak,gdy cisza się przedłużała,spojrzał z przerażeniem na dziewczyny i widząc ich karcące spojrzenia,spuścił wzrok.
-Gorzej...
-Kto ci to przysłał Blaise?-Hermiona podeszła bliżej i położyła na ramieniu chłopaka dłoń,której nie strącił.
-Matka.Nie przyjedzie,bo nowo poznany kochaś zabiera ją na Seszele,czy inne badziewie.Jak zwykle,ktoś okazał się ważniejszy niż ukochany synek.Kij,że miała poznać moją przyszłą żonę,przedyskutować przyszłość,kij z tym wszystkim!-Energicznie wstał i podszedł do okna.Pozostali spojrzeli na siebie niepewnie.W końcu Hermiona,mózg,ruszyła pewnie pod okno,obróciła chłopaka w swoją stronę i pozwoliła mu wtulić się w jej ramiona,zagarniając go mocno.Nie czuła się skrępowana,raczej współczująca,że chłopak poczuł się tak odrzucony.Nie wiedziała jednak co miałaby mu powiedzieć.Wszystko wydawało się tandetne i miałkie.Usłyszała tylko ciche kroki jej przyjaciół i zamykane drzwi.Gdy Blaise powoli się od niej odsunął spojrzała mu w oczy.Ból w nich był przytłaczający,więc uśmiechnęła się najbardziej pokrzepiająco jak się dało.Chłopak niepewnie wygiął wargi i uchylił je by coś powiedzieć,ale głośne trzaśnięcie drzwi mu przeszkodziło.Prefekci zaskoczeniu trzaskiem obrócili się a scena która się przed nimi rozegrała,zapadła w ich pamięci jeszcze na długo.Ginny ubrana w strój seksownej kelnerki stała przed nimi z tacką w jednej ręce i paczką papierosów w drugiej.Uśmiechała się przy tym promiennie,dosłownie pożerając oniemiałego Blaise'a wzrokiem.Gdy się pochyliła by podpalić mu papierosa,ukazał się jej głęboki dekolt.Wtem dziewczyna wypuściła zapalniczkę za siebie.Z piskiem obróciła się tyłem do zebranych i teatralnym gestem pochyliła się by ją podnieść,przy okazji jej miniówka podjechała wysoko w górę,ukazując o wiele więcej niż powinna.Chłopak zlustrował ją od góry do dołu,skupiając uwagę na czarnych wysokich szpilkach,podwiązkach i ślicznym uśmiechu.Zaciągnął się mocno,w tym czasie Ruda podeszła jeszcze bliżej i uwodzicielskim głosem zapytała czy nie życzy sobie czegoś jeszcze.Może masaż?Nie czekając aż odpowie,chwyciła Hermionę pod rękę i prawie siłą wypchnęła ją za drzwi,szepcząc tylko ciche "zaufaj mi" i już jej nie było.Gryfonka nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić,więc postanowiła poszukać Malfoya.


                                                                    *
Przemierzał w ciszy kolejne metry,rozmyślając o tym co się stało.Wiedział dobrze jak kumplowi zależało na akceptacji ze strony matki.Cóż, życie,nie pierwszy i nie ostatni raz tak?Na szczęście była jeszcze Weasley, która miała głowę na karku.Poprawi mu humor samym swoim strojem,tego był pewien,a co będą robić za zamkniętymi drzwiami,to już go nie interesuje.Ciekawe tylko gdzie się podziała Granger?Jakby ją przywołał,z zakrętu wyszła rzeczona dziewczyna.Śnieg mocno prószył więc nie od razu go dostrzegła.Jej twarz przyozdobił niepewny uśmiech.Podeszła bliżej i dostrzegła jego wyciągnięte w jej stronę ręce.Ujęła je i padła mu w ramiona.Zaraz jednak ją odsunął i okręcił nią w okół własnej osi.Dopiero po chwili zrozumiała,że próbował z nią tańczyć.Poddała się i wirowali w takt nieistniejącej muzyki,która rozbrzmiewała tylko w ich sercach.Arystokrata tulił dziewczynę do swojej piersi,a ona pewnie się na nim opierała.Oboje zamknęli oczy rozkoszując się tą chwilą bliskości,której oboje tak bardzo potrzebowali.Gdy gryfonka uniosła twarz i napotkała stalowe spojrzenie,już wiedziała co ma za chwilę nastąpić.Nie mogła jednak do tego dopuścić,wyrwała się z objęć blondyna i pobiegła przed siebie na oślep.Chłopak stał jak wmurowany,ze zwieszoną głową a jego myśli zaprzątało jedno zdanie.Dlaczego?Przecież cię kocham! Nie wiedział jednak,że w głowie jego biegnącej ukochanej kołatała się jedna myśl.Za bardzo cię kocham Draco.



Po raz kolejny Albus Dumbledore,choć nie obecny ciałem,zepsuł nastrój zebranych,samym swoim istnieniem,choć pewnie nawet nie zdawał sobie  z tego sprawy.Dyrektor we własnej osobie,w czasie romantycznych uniesień gryfonki i ślizgona,odpakowywał kolejną parę skarpet,kolejny prezent świąteczny.W myślach życzył sobie,aby jego plan dał jak najlepsze efekty,a sądząc po zachowaniu prefektów,idzie świetnie.Oboje wariowali,bo nie mogli być razem.Tam gdzie nie ma poświęcenia,nie ma miłości i szczerości prawda?Pomęczy ich jeszcze przez najbliższy semestr,a potem się zobaczy.Może w końcu dzieciaki zrozumieją,że robi to dla ich dobra.