piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 18

Witajcie!
widzę że wiele osób zagląda i bardzo mnie to cieszy.Wracam z rozdziałem przeprosinowym ,dłuuugo mnie nie było;(Dziś krótko,ale wracam!
teraz postaram się dodawać częściej,ale nie obiecuje.Dedykuję ten rozdział wszystkim,którzy wciąż zaglądają.
Miłego;)
zapraszam na you-deserve-better-sevmione.blogspot.pl  ;)

-No i uciekłam...-Hermiona właśnie relacjonowała Ginny sytuacje z Draco,ale na widok wciąż rozanielonej miny przyjaciółki westchnęła zrezygnowana.
-Nie szczerz się tak,to obrzydliwe.
-Nic na to nie poradzę Miona.Wiem,że to wszystko jest pokręcone,ale jakimś dziwnym sposobem ta noc mi pomogła.Wiem, że go stracę,a ten ostatni raz był....no cóż ostatnim razem.Pożegnaniem.Nie mówię,że mi to wystarcza i że się cieszę,ale teraz będzie mi łatwiej.Zaznałam miłości,wszelkich jej aspektów i dobrze mi z tym.Gdy wreszcie będzie po wszystkim,nie będę niczego żałować.Takie mamy przeznaczenie,a ja je wypełniam.Nie będę się gryźć z tego powodu.Nie będę płakać.Nie będę kopać.-Prz tym ostatnim głos jej się załamał i gdy Gryfonka na nią spojrzała,poczuła ogromną dumę.
-Och Ginny!Jak ty dojrzałaś przez te pół roku.Jestem z ciebie bardzo dumna.Zrobię tak jak ty.
-Prześpisz się z Malfoyem?
-Nie.Nie będę rozpaczać.Zapamiętam dobre chwile na zawsze.Ruszę na przód.Jasnym okiem spojrzę w przyszłość.
-Nie wiem co to znaczy,ale jeśli tylko tak myślisz to okej.-Uścisnęły się ostatni raz i zeszły na dół na śniadanie.
Atmosfera znów przypominała bardziej pogrzeb niż święta,ale nikt się tym nie przejmował.Blaise zagadywał Draco,ale po kilku próbach zaprzestał.
Umówili się,że wieczorem zejdą na uroczystą kolację,a następnego dnia spakują się i wrócą do szkoły.
Dziewczyny oczywiście pobiegły się pindrzyć,a chłopcy nalali sobie po szklaneczce i wyszli do ogrodu.
Blaise znów spróbował zagadywać,tym razem skutecznie.
-Więc powiesz mi co się stało?
-Wiesz co sobie uświadomiłem?
-Nie?
-Że żyłem w błędzie.Myliłem się.Miałem nadzieje,że jeśli będę jej podkradał całusy jak nikt nie patrzy i gładził jej dłoń przed snem to jakoś to będzie.Chodziłem z nią do biblioteki i do sowiarni,patrzyłem w te jej czekoladowe oczy,widziałem w nich naszą szczęśliwą przyszłość,ale to nie to.Łudziłem się stary.Jeśli czegoś bardzo chcesz,to powinieneś to dostać nie?A guzik.Nigdy już nie zaznam pełni szczęścia.Nie zakocham się tak,jak powinienem.A wiesz czemu?Bo już to miałem.Miałem miłość,uczucie,ciepło.Co prawda w wydaniu okrojonym,ale jednak.I już tego nie mam.Zastanawiałeś się co by było jakbyś nigdy nie zaznał życia z Voldemortem?-Przez cały monolog Diabeł patrzył na niego uważnie i kiwał głową,ale teraz poczuł,że przyjaciel oczekuje odpowiedzi.
-Owszem,ale niezbyt długo.-Machnął ręką,jakby było to coś nieistotnego.
-A dlaczego?
-Bo to już się stało?
-Właśnie.Cały czas uczymy się na błędach,nigdy nie wybiegamy o krok naprzód,a to błąd.Teraz już znamy swoje karty przyszłości i już za późno,ale wtedy mogliśmy działać.-W jego głosie byłą taka gorycz,że Zabini pomyślał,że kumpel przeżywa to o wiele bardziej niż on sam.
-Wiesz jak żałuję,że wtedy nie sprzeciwiłem się ojcu i matce?Wiesz jak...jak chciałbym poznać ją wcześniej?Tę prawdziwą Hermionę,którą znamy oboje.Nie tę zahukaną paple,która uczy się podręczników na  pamięć,choć muszę przyznać,że to też w niej lubię,ale nie.Mnie chodzi o tę dojrzałą,uroczą,inteligentną i pełną zrozumienia istotkę,którą chyba oboje moglibyśmy pokochać,choć we trochę inny sposób.
-Stary,jeśli oczekujesz ode mnie słów w stylu "zaopiekuję się nią dobrze" to nawet nie...
-Tak właśnie coś takiego chce usłyszeć.Że nie ma sensu o nią walczyć,bo ty i tak zajmiesz się nią dobrze.
-Wiesz,że tak będzie,ale to nie znaczy,że masz nie walczyć...
-To bez znaczenia,chcę tylko wiedzieć,że się zrozumieliśmy.Jeśli cokolwiek jej się stanie..
-Wyluzuj.
-Dogadaliśmy się?-Choć Blaise był lekko rozstrojony mową kumpla,przytaknął i oboje ruszyli z powrotem do wnętrza pięknego pałacu jakim był dom Zabiniego.

                                                                           *
Wszystko wskazywało na to,że te święta będą najsmutniejsze z dotychczasowych,ale gdy pod dom podjechała karoca,wszyscy wyszli na dziedziniec zaskoczeni.Z powozu wysiadła piękna śniada kobieta o długich kruczoczarnych włosach lśniących niczym droga peruka.Spojrzała po zgromadzonych,uśmiechnęła się do Draco,skinęła Hermionie i podeszła do Ginny,a jej uśmiech bardzo podobny do synowskiego sprawił,że dziewczynie zmiękły kolana.
-Kochana!Ty pewnie jesteś Hermiona tak?
-Matko!Proszę...
-Och przestań Blaise!-Zaśmiała się perliście.
-Mam na imię Ginny.-Matka Blaise'a zlustrowała ją od góry do dołu i spojrzała jej w oczy.
-No cudnie.To kiedy ten ślub?
-Eee Blaise,żeni się...ma zamiar żenić się z Hermioną.-Wskazała na koleżankę,która stała obok czerwona jak piwonia.
-Szkoda.Wejdźmy,bo zimno.-Nie czekając na niczyj ruch,kobieta energicznie wbiegła po schodach i zniknęła we wnętrzu domu.Dziewczyny z dziwnymi minami ruszyły za nią.Blaise stał z opuszczoną głową,w myślach przeklinając bezpośredniość matki.
Gdy już wszyscy zasiedli w salonie,a przed nimi pojawiły się potrawy,nastała krępująca cisza.Jak można się było tego spodziewać,pierwsza odezwała się gospodyni.
-Kochanie,tyle czasu się nie widzieliśmy,a ty nie masz mi nic do powiedzenia?
-Miałem,zanim wystawiłaś mnie dla kolejnego kochanka.
-Och pysiaczku!On nie był wart mego czasu,ale ty tak.-Prychnięcie syna kazało jej spojrzeć na niego znad kieliszka.-Nie bądź zły,przecież przyjechałam.
-I obraziłaś Hermionę.
-Wcale nie.Zawsze marzyła mi się Ruda synowa z fascynującym błyskiem w oku.-Wzruszyła ramionami jakby rozmawiali o pogodzie,a przy stole nie było nikogo innego.
-Możecie nas na chwilę zostawić?-Zabini spojrzał po twarzach znajomych,a oni widząc to bezradne spojrzenie,po prostu wyszli. Draco zamknął drzwi i nie mogli  usłyszeć toczącej się tam konwersacji.

Za zamkniętymi drzwiami...
-Blaise,nie rozumiem o co tyle szumu?
-O co?Przyjeżdżasz ot tak i nie dość,że robisz z siebie sensacje,to jeszcze dziwnie się zachowujesz w stosunku do dziewczyn.Mamo,to moi przyjaciele,nie musisz przed nimi grać...chciałem...powiedzieć ci jak się czuję,siąść porozmawiać,może nawet zaprzyjaźniłabyś się z Hermioną,a ty odstawiasz jakąś komedie...po co?
-Zrobiłam z siebie idiotkę co?
-Tak,ale zawsze możesz to naprawić.-Uśmiechnął się do niej promiennie i objął ją ramieniem.-Chodź przedstawię ci przyszłą panią Zabini.
Gdy otworzyli drzwi zastali pozostałą trójkę przyczajonych i najprawdopodobniej podsłuchujących.
-Hermiono?Pozwól,że przedstawię ci moją mamę Elenor.-Hermiona wyciągnęła do niej dłoń,na co tamta potrząsnęła nią delikatnie i uśmiechnęła się,ukazując dołeczki w policzkach.
-Miło mi kochanie,wybacz mój wcześniejszy występ.Byłam w szoku.Mój syn jest jeszcze taki młody.No ale nic.Myślę,że znajdziemy jakiś sposób by się nim podzielić.-Mrugnęła do niej,na co brązowowłosa spłonęła rumieńcem.Kiwnęła potakująco i spuściła oczy.
Reszta dnia upłynęła w miłej,acz lekko sztucznej atmosferze. Draco opowiadał ich perypetie z czasów szkolnych,Hermiona biadoliła o egzaminach,a Ginny wyjątkowo cicha,tylko się przysłuchiwała.
Wszyscy rozchodzili się do swoich pokoi,gdy wleciała sowa.
-Co znowu?-Blaise miał wyjątkowo zbolałą minę.Wszyscy domownicy zatrzymali się w pół kroku,gdy matka Zabiniego odczytywała wiadomość.
-Blaise...twój ojciec....
-Nie żyje...
-Nie.Twój prawdziwy ojciec. Przyjeżdża.-Ostatnim co Blaise zobaczył zanim świat zawirował mu przed oczami,był przerażony Draco...


 

2 komentarze:

  1. Super się czyta. Przeleciałam w jedną noc. Kiedy następny bo nie mogę się doczekać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny chce ojca Blaisa ;-)

    OdpowiedzUsuń