piątek, 30 maja 2014

Rozdział 12


W tym rozdziale nie tylko Draco da upust emocjom,Hermiona też,choć z trochę innej strony.
Typowo dla mnie,będzie słodko-kwaśny jednak nie zabraknie słodyczy ślizgońsko-gryfońskiej. Jeśli ktoś zastanawiałby się dlaczego oni wciąż i wciąż bawią się w kotka i myszkę ze swoimi uczuciami,powiem tylko,że taki jest zamysł całego opowiadania-oszukiwać pragnienia,uczucia i walczyć z własnymi potrzebami.
Miłego!;)
ps.Kolejna część skupi się na Blinny i balu jesiennym;)






-Ciebie.
Pozwolił aby te słowa zawisły między nimi,jako cieniutka nić kiełkujących uczuć.Jednak dziewczyna wiedziała,że choć deklaracja była dość wyraźna,to nie może niczego oczekiwać,bo chłopak był temperamentny i często mówił coś impulsywnie by zaraz czynem zaprzeczyć słowom i na odwrót.Mimo wszystko na chwilę dało jej to poczucie szczęścia i lekkiego drżenia serca na myśl o przyszłości.Sama była tym nawet zaskoczona,ślizgon i poczucie bezpieczeństwa?Stabilizacji?Te pojęcia się wzajemnie wykluczały a mimo to było jej dobrze tak jak było.Nawet nie pomyślała o Ginny,Blaisie czy Dumbledorze...Powoli znów odpływała w krainę snu,delikatnie ściskąc ciepłą dłoń blondyna.Mogła się mylić,ale czuła że podobnie jak u niej,na jego twarzy gości uśmiech.Delikatnie uniosła głowę i widok,który miała przed oczami zaparł jej dech.Księżycowa poświata otulała jego twarz,łobuzerskie ogniki tańczyły w pięknych stalowych oczach,które mimo wszystko wydały się ciepłe,przyjazne i spokojne.Takie,za które naprawdę można było dać się pokroić.Zaczęło do niej docierać dlaczego żeńska część slitherinu,hafelpuffu,rawenclowu,a nawet część gryfindoru,wzdycha do arystokraty,który zapewne o tym wie.Ale leży teraz w pokoju życzeń zdala od tego wszystkiego,razem z nią-gryfonką,której uprzykrzał życie przez cały okres nauki w Hogwarcie.
O ironio!Leży w łóżku,w magicznym pomieszczeniu,gdzie nikt inny nie może ich znaleźć, z chłopakiem,z którym nie powinna nawet rozmawiać w sposób wykraczający poza relacje "ja toleruje ciebie,więc nie wchodź mi w paradę."A mimo to jest jej błogo i radośnie.Nie wyobraża sobie innego miejsca na spędzenie tej nocy i innej osoby,która miałaby dzielić z nią ten czas.Nie do końca świadomie przysunęła się bardziej,oparła na łokciach i zajrzała chłopakowi w oczy.Na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały i poczuli się jakby wzajemnie zaglądali sobie wgłąb duszy.On chciał by ujrzała jego niepewność względem Blaise'a,czysto koleżeńską sympatię do rudej i ciężki do zdefiniowania pociąg do denerwowania i przyprawiania o palpitację serca niej samej.Ona z kolei chciała odsłonić przed nim sprzeciw dla bawienia się jej uczuciami,chęć poczucia akceptacji wszystkich wad,zalet i wyglądu,niepewność w dokonywanych wyborach i zdrową iskrę sympatii jaką on  sam w nią tchnął.Nie mogli wiedzieć,że w tej jednej chwili czytali w sobie jak w otwartych księgach i skrywane emocje,niedopowiedziane słowa i przerwane gesty stały się przejrzyste i pomocne w ocenie sytuacji.
Chłopak delikatnie uniósł głowę i koniuszkiem idealnego nosa trącił jej policzek.Przymknęła oczy i rozkoszowała się jego oddechem na swojej twarzy.Chwila iście magiczna.Chwycił jej dłonie i zaplótł sobie na karku,następnie uniósł ją wtulając się.Opierała się całym ciałem na nim i wciąż z przymkniętymi oczami złożyła delikatny pocałunek na jego szyi.Cichutko westchnął co dało jej sygnał,że może kontynuować.Odpięła jeden z guzików jego koszuli,potem dwa kolejne i przejechała chłodną dłonią po jego torsie.Rozgrzane ciało w kontakcie z lodowatą ręką zadrżało,ale wcale nie z zimna.Nie odrywając od niej oczu przesunął dłonie na jej biodra i podciągając delikatnie koszulkę,pogładził jej nagą skórę.Bliżej nieokreślony pomruk z jej gardła powiedział mu,że ma nie przestawać.Jej delikatnie muskające usta zabrnęły już prawie na mostek i znów sunęły ku górze zostawiając za sobą gęsią skórkę i ciche westchnienia.Kiedy poczuł jej ciepły oddech na skórze wokół sutka,lekko się spiął i krzywo uśmiechnął.A to ci mała kokietka,teraz będzie mnie torturować!-pomyślał.Przymknął oczy i znów podciągnął jej górę tak,że jakby się nachylił,zobaczyłby brzuch i zarys biustonosza,oraz jej szkarłatny rumieniec.Ale tego nie zrobił,nie chciał psuć tej idealnej chwili przez niepotrzebne skrępowanie.Jednak chwilę później kiedy przełożyła nogi po obu stronach jego ud i usiadła na nim okrakiem pomyślał,że zaraz nastąpi krępująca chwila,kiedy dotrze do niej,że nie nosi w kieszeniach ani cegieł,ani żadnych innych twardych przedmiotów.Czuł,że jego kompromitacja jest już blisko i wyrzucał sobie,że szkoda psuć tak piękną intymną chwilę,zgubnym pożądaniem,jakby był tylko napalonym małolatem.A wcale się tak nie czuł.Owszem podniecała go,ale nie tylko w czysto fizyczny sposób o czym już się przekonała.Również kręciła go jej wszechwiedza i choć często z tego szydził,imponowała mu,bo nie było tematu na który kiedyś kiedyś nie mogliby porozmawiać, jak Dumbledore w końcu osiągnie piękny wiek tysiąca lat i zacznie mieć sklerozę.Lubił jak broniła siebie i swoich przyjaciół,również przed nim samym i choć miał ochotę przelecieć ją jak diabli,wiedział,że tego nie zrobi.Nie za cenę tego,że kiedy już wróci do "Draco skurczybyka",ona będzie tego żałować.A on nie zasługiwał na jej uczucie,na jej kuszące ciało,ani na nic innego co pewnie z chęcią by mu oddała,mimo tego jak wredny nieraz był.W momencie kiedy zbierała się by odpiąć kolejny guzik jego koszuli przewrócił ją na plecy tak,że teraz to ona leżała pod nim.Posłała mu zdziwione spojrzenie i znów się zaczerwieniła.Sam nie wiedział czemu,ale jeszcze bardziej go to podkręciło.Samokontrola prawie już się wyłączyła,jednak-prawie.
-Słuchaj...wszystko ładnie pięknie,ale nie wiem czy powinniśmy..w zaistniałej sytuacji ledwo mogę sklecić logiczne zdanie,więc doceń to,nie każ mi się więcej produkować i...chodźmy spać ok?-Jeśli jej gryfońska duma ucierpiała to nawet nie dała tego po sobie poznać.Trochę bawiło ją to,że w takiej chwili,idealnej wręcz,on jest osobą,która się wycofuje.Ciekawe czemu?Nieraz już byli w sytuacjach mniej sprzyjających i wtedy tylko ona broniła się przed namiętnością,a on prawie nie zważał na jej protesty.Tutaj..w miejscu gdzie dosłownie nikt im nie przeszkodzi,seks unosił się w powietrzu,a okazja aż prosiła się by ją wykorzystać.Mimo tego wszystkiego chłopak ułożył się koło niej,przygarnął bliżej siebie,pocałował w czoło i zamknął oczy.Ona jednak wcale nie szykowała się do snu,jej serce wciąż kołatało się w piersi,a przez cienki materiał koszuli czuła,że jego również biło jak oszalałe.Wtuliła się w niego i wbrew samej sobie,poczuła się odrzucona.Wiedziała że tak będzie!Cały czas się nią bawił...Nie mogła tylko pojąć dlaczego?Przecież byli już tak blisko...prawie tak blisko jak za pierwszym razem,kiedy to on zainicjował pocałunek.Kiedy potem mu odbiło i wrócili do szlam i arystokratycznych dupków,była załamana,jednak czuła,że coś jest nie tak.Teraz natomiast w ogóle nie potrafiła tego pojąć.Miał ją jak na tacy!Czuła,że był podniecony tak samo jak ona,o ile nie bardziej,a mimo to się wycofał.Musiała to wyjaśnić.Podniosła się znów na rękach i spojrzała na jego twarz i przymknięte powieki.Chłopak nawet nie drgnął.
-Gapisz się.-Usłyszała.
-Wcale nie,wierz mi nie jest to najpiękniejszy widok na świecie.-Postanowiła,że dopiecze mu słownie tak,jak on dopiekł jej tym odrzuceniem.
-Jaaaasne,to czemu nie możesz oderwać ode mnie wzroku i wciąż masz nadzieje na spędzenie resztki tej nocy inaczej?
-Wcale nie,ja cię tu nawet nie zatrzymywałam.
-I dlatego macałaś moje cudowne ciało wzdychając jak w ekstazie?
-Wcale nie wzdychałam!-Teraz to już była oburzona.
-Tylko co robiłaś?-Nie musiała na niego patrzeć,żeby wiedzieć że kpiący uśmieszek znów jest na swoim miejscu.
-Duszno tutaj ok?-Warknęła,zła na siebie,że on dobrze wie jak na nią działa.
-Mów sobie co chcesz,ale pragnień nie oszukasz,a nie jest tajemnicą,że lecisz na mnie od pierwszej klasy.-Chłopak błyskawicznie podniósł się do pozycji siedzącej,tym samym lekko popychając dziewczynę na łóżko.Parsknął śmiechem,równocześnie podnosząc ją do pionu i przygarniając do siebie.
-No już Hermionko chodźmy spać,jutro muszę napisać dwa eseje,a ty pewnie masz milion książek do nauczenia się na pamięć.
-Nie mów do mnie Hermionko!W twoich ustach brzmi to jak obelga.-Mimo że minę miała obrażoną to bez słowa protestu wtuliła się w niego.
-Hej...popatrz na mnie ok?-uniósł jej podbródek w identycznym geście jak kilka godzin wcześniej.
-Po co?Żebyś znów mnie rozpalił,potem znów odrzucił,potem pobłogosławił paroma szlamami a potem znów zacałował na śmierć?Nie graj ze mną Malfoy!
-To że nie chce cię przelecieć to żadna gra,po prostu mi się nie podobasz w taki sposób ok?
-Nie podobam?Jesteś nie możliwy!Skoro ci się nie podobam to po co to wszystko?Po co ciągle za mną łazisz,całujesz,burzysz moje mury,komplikujesz relacje.Powiedz,że to dla rozrywki,a przysięgam,że cię przeklnę,nie żartuje.
-Aż tak ciężko jest ci uwierzyć w to,że możesz kogoś nie pociągać?Nie marzę o trwałym związku,ani poważnych relacjach z nikim,a już na pewno nie z tobą,więc to chyba zrozumiałe,że przelecieć cię też nie chce.
-Albo chcesz tego wszystkiego przed czym się wzbraniasz,tylko się boisz.-Złowrogi błysk pojawił się w jej oku.
-Czego niby?-Prychnął.
-Boisz się,że tak ci się spodoba,że nie będziesz potrafił z tego zrezygnować.
Nie wiedział jak to zrobiła,ale rozszyfrowała go doszczętnie.W tym jednym zdaniu zawarte było wszystko,czego nie chciał przed nią odkryć.Bał się,że jak raz sobie pozwoli na utratę kontroli,to później już nie będzie odwrotu i albo Hermiona go znienawidzi ,przeklnie i będzie nieszczęśliwa,albo oboje się znienawidzą i nie będą w stanie już w miarę normalnie funkcjonować we własnym towarzystwie.Nie chciał tej jednorazowej przygody,ale też czuł,że nic więcej jej dać nie może.Zawiódł by wszystkich,zniszczył szansę na lepsze jutro,Dumbledore by go zabił,gdyby się dowiedział,że nie potrafił poskromić pożądania i ucierpiała jego ukochana gryfonka. No i Blaise...tego chłopak obawiał się najbardziej.Przyjaciel by mu nie wybaczył,że zamiast myśleć głową,myślał...czymś innym.Z drugiej strony wiedział też,że gdyby raz dali się porwać emocjom o wiele bardziej niż dotychczas,to potem wciąż i wciąż by jej chciał,a mieć nie mógł.Znów zaczęły by się intrygi,kombinowałby jak koń pod górę,byleby tylko ukraść jej kilka chwil sam na sam i choć to wszystko brzmiało dokładnie tak jak jego dotychczasowe kroki,to wtedy byłyby o wiele bardziej niewłaściwe i krzywdzące.Dlatego po raz kolejny schował się do skorupy i zasłonił kurtyną ironii.
-Myślisz,że aż tak dobrze byś się mną zajęła?-Posłał jej zniewalający uśmiech i znów mocniej objął.
-Nie wiem czy to ważne skoro i tak nie masz zamiaru się przekonać.-Odpowiedziała w identycznym tonie.
-A gdybym powiedział,że masz racje,jestem tchórzem i boję się?
-Pomyślałabym,że to twoja kolejna gierka,ty nigdy otwarcie nie mówisz o słabościach.
-Nie ufasz mi?
-Nie ufam sobie w twoim towarzystwie.-Odpowiedziała dwuznacznie.
-Ja sobie też nie,dlatego dobrze zrobimy,jak pójdziemy spać ok?
-Jak chcesz..pamiętaj tylko jedno.-Usiadła koło niego i popatrzyła mu w oczy z determinacją.W tej chwili to właściwie trochę go przerażała.
-Słucham.-Powiedział to z miną mówiącą"oświeć mnie"
-Za parę miesięcy...kiedy będziemy stali po przeciwnych stronach ołtarza...ty jako pan młody,ja jako druhna Ginny..pamiętaj,że twoja szansa na szczęście...ubrana jest w różową sukienkę,nie białą.. i że to ty sam wybrałeś kolor...dobranoc.-Odwróciła się do niego plecami,tak by nie zauważył,że oczy zaczęły ją niebezpiecznie piec.
-Cholera Granger musisz?!
-Co znowu?-Warknęła.
-Wszystko tak cholernie utrudniać,jakby moje życie dotychczas było usłane różami.
-To już twój problem...ja powiedziałam co uważam,a teraz jeśli pozwolisz pójdę spać.
-Czemu mi to robisz?
-Bo tak cholernie mi smutno z myślą,że jedyny chłopak który wprawia mnie w drżenie serca,jest równocześnie przeznaczonym mojej przyjaciółce kretynem,jak również bufonem,za którym wskoczyłabym w ogień!Pewnie chciała coś jeszcze powiedzieć,abo raczej krzyknąć,ale nie zdążyła bo blondyn porwał ją błyskawicznie w ramiona i zaczął całować dziko i z pasją,jak jeszcze nigdy wcześniej.Oddawała pocałunki z takim samym zapałem,osuwając się tylko aby zaczerpnąć powietrza,by zaraz znów ginąć w jego zachłannych ramionach.Znów znajome uczucie spełnienia i rozkoszy zagościło w ich ciałach i umysłach i żadne z nich nie chciało tego przerywać.Leżeli w konfiguracji "gryfoni górą"  co i rusz głośno wzdychali lub pojękiwali.Myśli obojga w tej chwili były przykładem wielkiej harmonii.Oboje pragnęli tylko siebie nawzajem,do końca świata i jeden dzień dłużej,najlepiej z uwzględnieniem zostania tutaj.Na zawsze.Na tym łóżku.W jego ramionach.W jej ramionach.
Po bardzo długim i namiętnym pocałunku odsunął się od niej i popatrzył jej w oczy.Dostrzegł w nich samego siebie z bardzo głupim wyrazem bezgranicznego szczęścia na twarzy.Ona zresztą wyglądała podobnie,tylko jej oczy troszkę się szkliły pewnie od łez.Teraz go to nie obchodziło.
-Niech mnie szlag jeśli nie było warto.Może mnie piekło pochłonąć jeśli miałbym sobie tego odmawiać każdego dnia do końca życia.
-Co ty chcesz przez to powiedzieć?-Patrzyła na niego z nadzieją i nowo rozbudzonym ogniem.
-Chcę powiedzieć,że wolę kilka ukradzionych chwil z tobą i resztę życia w piekle,niż "całe życie w niebie o nazwisku Weasley"-Wykonał znak cudzysłowia w powietrzu.Dziewczyna mimowolnie parsknęła,nadal ciasno go obejmując.
-Ja chyba też,wiesz?-Popatrzyła na niego zalotnie i po chwili znów tonęli w pocałunku,który wyrażał całą ich tęsknotę,przerażenie i miłość?
-Co ty na to,żeby dokończyć to co zaczęliśmy?-Ona pierwsza przerwała chwilę bliskości.
-No sam nie wiem...jesteś pewna,że podołasz?
-Przekonaj się.-Zadziornie pokazała mu język,by za chwilę jęknąć prosto w jego usta,gdy posadził ją sobie na kolanach i przytrzymał za biodra dociskając do swoich.Chwilę znów się całowali,tym razem nie spiesznie,smakując siebie nawzajem.W głowie dziewczyny huczały fanfary zwycięstwa i radości.W jej żyłach krew krążyła tak szybko,jakby miała zaraz przeżyć zawał,ona jednak po prostu poddawała się pieszczotom,sama również obdarzając nimi chłopaka.Teraz kiedy wreszcie odsłonili swoje prawdziwe pragnienia i pognali im na przeciw,mogli sobie pozwolić dosłownie na wszystko.Bardzo powoli ręce chłopaka wślizgnęły się pod jej koszulkę i delikatnie ugniatały jej talię.Mimo,że robili dokładnie to samo co jeszcze nie dawno,teraz żar,chęć i pragnienie były o wiele bardziej przejmujące,ale równocześnie delikatniejsze i zdawały się celebrować z nimi to co najlepsze.Wydawać by się mogło,że ich umysły są teraz rozmyte,skupione tylko w jednym punkcie,ale wcale tak nie było.Powoli powoli,kiedy już chcieli pozbyć się ubrań,jak na trzy-cztery w ich umysłach zapaliły się alarmy. Ginny i Blaise.Co zrobią?Zabiją ich,Dumbledore ich zabije,mogą od razu sami się zabić,jak Romeo i Julia,romantycznie,STOP!
-Draco czekaj..
Podniósł na nią mętne oczy i już wiedział,że nic z tego nigdy nie wyjdzie.Ona chyba w tym samym momencie oprzytomniała,że to co robią jest równocześnie cudowne i właściwe dla nich,ale też krzywdzące i wstrętne względem innych.Mogli się oszukiwać,przemykać po kątach i skradać pocałunki,ale to wciąż pozostanie oszustwo.Dali słowo i nie mogą go łamać choćby nie wiem jak bardzo tego chcieli.Oboje.Bo teraz już przynajmniej mieli tą pewność,że ogień który ich połączył,miał wspólne źródło.Nie mogli tego zrobić ludziom którym na nich zależało,którzy liczyli na ich "niekoniecznie happyend".Tej nocy zapomnieli o przyjaciołach,rodzinie i wszystkich którzy chcieli wierzyć w przemianę ślizgonów i gryfoński zdrowy rozsądek.Wraz z nastaniem świtu powrócą do wspólnych komnat i do końca roku będą żyć wspólnie,ale jednak najbardziej osobno jak tylko się da.Ostatni raz mogli pozwolić maskom opaść,jednak nie potrafili się już z tego cieszyć.Dziewczyna zeszła z jego kolan,spojrzała w stalowe tęczówki z których jeszcze nie do końca uszedł ogień pożądania i pomyślała,że to śmieszne,żałosne.Tyle lat nienawiści,prawie kończy się dzikim bzykankiem w pokoju życzeń,a przecież powinno być tak od początku,powinni się poznać,porozmawiać i zakochać jak normalni ludzie!Pójść czasem do Hogsmeade,poprzytulać w Wielkiej Sali i robić wszystko inne co mogłyby robić nastoletnie pary w zamku w Hogwarcie.Ale nie,oni musieli być z różnych domów,nienawidzić się przez ideologię czystej krwi,szlamowatej krwi i jakiejś tam jeszcze krwi..A teraz jeszcze te śluby.Niech by po prostu nie dane im było skończyć razem,ale żeby od razu musieli żenić się z najlepszymi przyjaciółmi ukochanych?To chore.Po raz kolejny przeklneli Starca w myślach,jego i te głupie pomysły.
Wtuleni w siebie zasnęli.Świt nastał o wiele za szybko.Z ociąganiem podniosła się z posłania i zdała sobie sprawę,że ma przed sobą widok,który mogłaby oglądać codziennie do końca życia,a najprawdopodobniej widzi go ostatni raz.Cichutko zapłakała,ale zaraz się opanowała,bo blondyn zdawał się przebudzać.Nie mogła wiedzieć,że on chwilę przed nią myślał o tym samym wpatrzony w jej spokojną twarz.Teraz w miarę naturalnie uniósł powieki i lekko się uśmiechnął.
-Dzień dobry Granger.
-Cześć Malfoy.
-Dobrze spałaś?
-Mogłabym tak zasypiać i budzić się każdego dnia.-Ziewnęła przeciągle nie zauważywszy,jak piorunujące wrażenie zrobiły na nim te słowa.Tak jakby chciała coś zadeklarować,tak po prostu.
-Mam pomysł,ukradnę rudej włosa,wypijesz wielosokowy i będziemy się potajemnie spotykać i bzykać w nieskończoność!-Popatrzyła na niego jak na wariata,zaraz jednak dostrzegła,że był to jeden z jego żartów.Zaśmiała się dźwięcznie,a on ją przytulił.Przygarnęła się do niego i po chwili ich twarze znów zmierzały do pocałunku.
-Nie nie możemy.
-Ostatni raz,proszę.-Chłopak jeszcze bardziej nachylił się nad nią i potem cały świat przestał istnieć.Tak jakby ten pokój był ich azylem,gdzie jedyne prawo jakie trzeba stosować to "czerp z chwili jak najwięcej,nie żałuj."
Z ociąganiem opuścili pomieszczenie,przy drzwiach oboje wciąż się obejmując spojrzeli smętnie na pokój by zapamiętać to miejsce na zawsze.Wyzwoliło w nich uczucia,które chcieli zdusić,pokazało wersje nich samych,które nie mają racji bytu.Pozwolili by pożądanie wzięło górę jednak w porę się opamiętali.Jedna noc w tym miejscu,wywróciła ich życie do góry nogami,uzmysłowiła,że przede wszystkim zostawią tu wizję wspólnej przyszłości,ale też,że zostawiają tu przeszłość.Lata wzajemnej nienawiści uciekły gdzieś,tym razem naprawdę odegnane uczuciami o wiele gorętszymi,jednak nie trwalszymi.Musieli zastosować się do tekstu jednego z mugolskich filmów:"what happens in vegas stays in vegas".
Wrócą teraz do swojego wspólnego dormitorium znów będą się mijać.Podjęli wspólnie decyzję,że łatwiej im będzie głośno na siebie warczeć i po cichu kochać niż silić się na koleżeńskie stosunki.Jak widać nic się nie zmieniło,a jednak,zmieniło się wszystko.
Idąc korytarzami śpiącego jeszcze zamku nie odzywali się do siebie wcale.Nie było takiej potrzeby.Wszystko co miało zostać powiedziane,zostało powiedziane,każdy gest,oddech czy spojrzenie już straciły swoją moc,a pozostały tylko wspomnienia.Nie było ich w dormitorium niecałe 24 godziny,a czuli się jakby wracali z długiej podróży,pełnej wrażeń,uniesień,bólu.Tuż przez gargulcem przystanęli i Hermiona niepewnie się odezwała.
-Co im powiemy,że dlaczego nas nie było?Domyślą się,że razem byliśmy.
-Nie spinaj się pójdziemy na żywioł,chrzanię co sobie pomyślą!Witaj z powrotem arogancki dupku.-Pomyślała dziewczyna.
-Hej poczekaj,chcę tylko,żebyś wiedział,że...-Nie dał jej dokończyć i tym razem.
-Granger,bo się popłaczę,ckliwe mowy zostaw Rudej ok?Mnie nic po twoich słowach.
-Jesteśmy tu sami,nie musisz udawać takiego kutasa ok?-Była wściekła.
-Rzecz w tym kotku,że ja nie udaje.-Powiedział to dramatycznym tonem,jakby cytował jakiegoś mafiosa z filmu.-Nie no,udaje oczywiście,że tak,ale sama wiesz,że trzeba się przyzwyczaić,że znów się nie lubimy,nie wytrącaj mnie z roli ok?-To powiedział już normalnym tonem i pogłaskał ją czule po policzku.Zarumieniła się ogniście i pociągnęła za klamkę. Draco poczekał,aż drzwi będą się już prawie zamykały i też przestąpił przez wejście.Wszystko było tak samo,ale jednak czuło się jakąś inną atmosferę w powietrzu.Jakby wstępowali w nowe życie.Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na salon by stwierdzić,że w dormitorium nie ma nikogo.
-Gdzie oni się podziali?-Hermiona była wyraźnie zaniepokojona(ach te gryfonki).
-Nie wiem,może też urządzili sobie małe randewu tak jak i my?
-Malfoy do cholery to nie jest śmieszne,jest 6 rano,gdzie niby mieliby być?
-Wracamy do Malfoy'a?Chodź do łóżka,gdziekolwiek są,znajdą się.-Ziewnął przeciągle.
-Chyba nie myślisz,że pójdę...
-Nie wariatko,ja do siebie ty do siebie,no chyba,że jednak..
Podeszła do niego szybkim krokiem,pocałowała w policzek i już stała przy drzwiach swojej sypialni,kiedy się odwróciła i powiedziała.-Dobranoc wrogu,miłych koszmarów.
-Tobie też kochanie,to znaczy Granger.-Walnął się w czoło i też poszedł do sypialni.









środa, 21 maja 2014

Rozdział 11

Doradźcie mi!Zrobić drugą część minaturki,czy może skupić się na kolejnej?Czekam na waszą opinię w komentarzach;)
Miłej lektury.






Szybkim krokiem posprawdzali wszystkie dostępne pomieszczenia odnajdując tylko ziejącą zewsząd pustkę.Współlokatorzy nie zostawili żadnej wiadomości i od momentu powrotu Ginny i Blaise'a nie dali znaku życia.Było to co najmniej podejrzane.Chłopak wpadł na pomysł,aby jeszcze raz pójść do dyrektora i poinformować go o tym dziwnym zdarzeniu. Ginny jednak stwierdziła,że przecież do gabinetu sami się nie dostaną,a dyrektor na pewno już śpi.Zrezygnowani ułożyli się obok siebie na kanapie w salonie,na wypadek gdyby jednak coś złego się stało i trzeba było by szybko działać.Minuty mijały jednak nic się nie działo.Dosłownie.Ani ślizgon ani gryfonka nie odzywali się do siebie,chyba nie bardzo wiedząc co mogą powiedzieć...że to był błąd?że bardzo im obojgu ten błąd przypadł do gustu?że zrodzi to tylko nowe problemy?Każde z nich wiedziało,że sytuacja i tak już jest popieprzona,nie trzeba jej komplikować kolejną dawką nielogicznych wydarzeń.Jednak kiedy dopuści się tłamszone uczucia do głosu,logika wychodzi na spacer i nie prędko z niego wraca...
Powoli głowa Ginny zaczęła ześlizgiwać się z oparcia i w końcu wylądowała na ramieniu chłopaka.On jednak nie spał i dokładnie to poczuł. Przekręcił głowę zaskoczony i gdyby dziewczyna nie spała to spojrzałby dokładnie w jej piękne oczy.Ona jednak nie zdawała sobie z tego sprawy.Z nieznanym sobie rozczuleniem odgarnął jej włosy z twarzy,przypatrzył się piegom zdobiącym jej skórę i cicho westchnął.Nadal wyrzucał sobie,że tak ich poniosło.Nie powinien jej całować,bo teraz nie dość,że "zdradził"
Hermionę,to jeszcze zrobił dokładnie to samo co ona niedawno.Obcałowywał się z osobą z którą nie powinien być nikim więcej niż kolegą.Wtem rzeczona Gryfonka stanęła mu przed oczami.Była tak inna od młodszej koleżanki.Bardziej kobieta niż dziewczyna,ale równocześnie bardziej poważna niż kobieca...sam nie wiedział co kusiłoby go bardziej...albo raczej wiedział tylko nie chciał tego przyznać.Jedna delikatna i wiotka,druga zdecydowana,śmiała i pewna siebie.Jedna była mu pisana,druga sama weszła w jego życie z butami.Sam nie wiedział czy ma się cieszyć czy płakać?Gdyby nigdy nie odbyło się żadne ciągnięcie słomek i miał z nimi mieszkać ot tak,to pewnie inaczej by to wszystko rozegrał..a tak?Z Draconem i tak ma problem bo ich nić zaufania została nadszarpnięta,czas ucieka,a Ginny wyraźnie dała do zrozumienia,że jest dla niej kimś więcej niż współlokatorem.Jest wspaniała,to na pewno,ale czy warto zaprzepaścić pakt,odkupienie win,dla własnych pragnień?Nie wiedział.No i czy nie to samo chciał zrobić Draco?Tylko,że jemu jakby nagle odbiło.Czuł coś do brązowowłosej,to pewne,ale nagle stwierdził,że już nic nie czuje i trzeba postępować według planu.Blaise wciąż był bardziej niż pewien,że to tylko gra,ale ostatnie oschłe stosunki z dziewczyną podkopały jego teorie.Jeszcze nigdy nie było między nimi tak źle.
Nie dalej jak 4 godziny temu zastał ich w prowizorycznej garderobie,jak warczeli na siebie.Obojgu migotały złowrogie ogniki w oczach,ale jak teraz się zastanowił,równie dobrze mogło to być pożądanie.Nawet nie zapytał o co się kłócili,tylko cicho wycofał się z pokoju,aby nie wchodzić w sam środek burzy.Wszystko to było pogmatwane,a teraz nawet nie ma ich w pokoju i tego było pewien-zniknęli gdzieś razem..
Kiedy w końcu zaczął usypiać,Ginny przekręciła się na bok mocno uderzając go w żebra,ale nie przeszkadzało mu to bo poczuł wyraźnie,mocno bijące od niej ciepło.Wtuleni w siebie usnęli.Tuż nad ranem prawie równocześnie otworzyli oczy i od razu ich spojrzenia się spotkały. Gryfonka podniosła się na rękach i zorientowała się,że nie opiera się na poduszkach,tylko na klacie chłopaka.Od razu zrobiło jej się głupio więc opadła z powrotem,lecz to też nie był jej najgenialniejszy pomysł.Blaise chciał trochę się podciągnąć aby usiąść i w rezultacie ich usta dzieliły milimetry.Zapatrzyli się w swoje oczy,niepewni następnego ruchu.Równocześnie jednak ona objęła go za szyję a on chwycił ją za biodra przygarniając do siebie i znów zatracili się w pocałunku.Mimo,że kilka sekund wcześniej się ocknęli,zdawali się być bardzo rozbudzeni.Tym razem,był to wyraźny sygnał dla obojga. Chcieli tego,więc to zrobili.Nie było mowy o próbie,tak jak przy pierwszym razie czy chęci pożegnania się tak jak przy drugim.Po prostu im się spodobało i dlatego to powtórzyli.Po chwili jednak pozycja w której dziewczyna leży na ślizgonie a on dociska jej biodra do swoich,stała się nie wystarczająca.Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i ułożył Rudą na swoich kolanach,co spotkało się z cichym pomrukiem aprobaty.Powoli zaczął wędrówkę wzdłuż jej kręgosłupa i kiedy natrafił na zapięcie od stanika minimalnie się zawahał.Jednak ona,wyczuwając wahanie pocałowała go jeszcze goręcej,dając do zrozumienia,żeby się nie powstrzymywał.Chyba to mu nie wystarczyło,bo przerwał pocałunek patrząc jej głęboko w oczy.Ujrzał tam to,co pewnie sam zobaczyłby w swoich oczach.Nie przekonało go to i tak.
-Ginny..ja..jesteś piękna i bardzo mi się podobasz..ale..chyba za wcześnie..musimy się poznać..ja nie chcę komplikować.-Jego ostatnie słowa podziałały na nią jak płachta na byka.
-Komplikować?-Skoczyła na równe nogi i z furią w oczach patrzyła na niego nie dowierzając,że się nie przesłyszała.
-Tym dla ciebie jestem?Komplikacją?Blaise,zastanów się do kogo mówisz.Wkurzał cię Draco,bo nie potrafił walczyć z własnymi pragnieniami i prawie zniszczył waszą przyjaźń przez romans z Hermioną,równocześnie,kiedy się od niej odwalił  to już jest twoim kumplem,ale ty sam jesteś większym dupkiem.Możesz się ze mną całować,ale jak zrobi się zbyt poważnie to uciekniesz...Jesteście takimi dupkami.-Wymierzyła w niego palec wskazujący.-Otwarcie powiedziałam ci co czuję.Jeśli nie czujesz tego samego,to co tu robisz?Hermiony nie ma,to chcesz pocieszenia?
-Dasz mi się wytłumaczyć?-Chłopak zrobił krok w jej stronę i próbował objąć.Odtrąciła jego rękę.
-Co chcesz tłumaczyć?Że jesteś nic nie wartym ślizgonem,który wykorzystał zakochaną w nim idiotkę,która niczym się nie wyróżnia i jest nikim przy wielkiej Hermionie Granger?-Teraz już łzy otwarcie spływały jej po twarzy.-W nosie mam waszą umowę!Człowiek powinien mieć możliwość,zadecydować z kim chce spędzić życie i zrobić to,na przekór wszystkim!Wybrać to co upragnione a nie to co słuszne!Nie rozumiesz?
-Ja...NIGDY NIE KOCHAŁEM SIĘ Z KOBIETĄ!-Kiedy to wykrzyczał,uciekł spojrzeniem w bok i udawał,że bardzo interesuje go motyw na dywanie. Ginny zrobiła minę jakby nie wiedziała czy ma płakać czy śmiać się w głos i toczyła wewnętrzną walkę,bo sytuacja była dosłownie komiczna.Nerwowo parsknęła,na co chłopak rzucił jej gniewne spojrzenie i wstał z miejsca.
-Niech cię diabli wezmą Weasley!
-Chyba już ustaliliśmy,że na to nie mam co liczyć.-Posłała mu firmowy uśmiech i chwilę później oboje tarzali się po ziemi,płacząc ze śmiechu.Tego im było trzeba.Oczyszczenia atmosfery.Kiedy jednak chwila głupawki minęła,spojrzeli na siebie wciąż ciężko oddychając.
-Nie patrz tak na mnie,moja godność i tak już prawie nie istnieje.
-Nie chciałam,żeby to tak wyszło,cofam to co powiedziałam..
-Hm..trochę na to za późno,nie sądzisz?
-Ale ja wcale tak o tobie nie myślę...zrozum..
-Dość...nie róbmy afery tam gdzie jej nie ma...jest..ok.
-Na pewno?
-Nie,ale zawsze lubiłem się oszukiwać,więc i tym razem mogę.
-Blaise.-Dziewczyna wykonała ruch jakby chciała go objąć,jednak wstał z podłogi i odszedł w kierunku łazienki.
-Daj spokój,koniec tematu.-Opuścił pomieszczenie zostawiając gryfonkę z gigantycznym poczuciem winy,mieszanką zawstydzenia i nie ostygłej ochoty na więcej.Nie wiedząc co zrobić innego,Ginny zapłakała cicho i żałośnie,tym razem z żalu.W jej głowie,kołatała się tylko jedna myśl..Jak taki przystojny i świetny facet,mógł nigdy tego nie robić?Przecież to śmieszne..nawet ona już dawno miała to za sobą...a Blaise?Gdyby chciał mógłby mieć dosłownie każdą dziewczynę..ale nie!On musi być z pieprzoną Hermioną bo pieprzony Dumbledore tak sobie wymyślił!
W końcu jednak chcąc nie chcąc wycofała się do swojej sypialni,użyła zaklęcia zmniejszającego na potrzebnych w drodze rzeczach i wciąż markotna,wyszła do salonu,gdzie już czekał podopieczny Severusa Snape'a.
-Idziemy?
-Chyba nie mamy wyboru...

Kilka godzin wcześniej,drugie piętro koło pokoju życzeń.

-Odkryj się!Muszę się szybko dostać do środka!-Hermiona gorączkowo chodziła w te i z powrotem,próbując zmusić magiczne drzwi do ukazania się.Im bardziej się jednak denerwowała,tym bardziej jej myśli rozpraszały się i nie potrafiła się skupić.W końcu jednak ku jej wielkiej uldze,drzwi ukazały się.Pewnym krokiem weszła do środka i zastała tam to,co sobie wyobraziła.Biurko,kilka zwojów pergaminu,pióro,atrament i przekąska.Tego jej było trzeba.Oprócz tego w pokoju znajdował się również fotel i biblioteczka pełna opasłych tomów.
Przybiegła tutaj zaraz po kolejnej kłótni z Malfoy'em.Miała nadzieję,że gdzieś po drodze natknie się na Ginny jednak,tu spotkało ją rozczarowanie.Blondyn znów jej dopiekł,tym razem do żywego,jak za dawnych czasów.Najpierw rozmawiali normalnie,w sumie o niczym,jednak potem ich rozmowa przybrała dziwny obrót.
-Powiedz mi Draco,dobrze się bawiłeś moim kosztem?
-Znów zaczynasz?Przecież powiedziałem,że było fajnie,ale trzeba się trzymać planu.
-Taaak,a ja od razu uwierzę,że tak nagle postanowiłeś robić to co ci się każe?
-Nie moja wina,że wylosowałem Ginny a Blaise ciebie...
-A gdyby było na odwrót?
-To konałbym w cierpieniach u twego boku.-Posłał jej swój firmowy uśmiech.
-Bardzo śmieszne...
-Wiesz dobrze,że ani ja ani Blaise nie chcemy tych ślubów,mogliśmy się hajtnąć z jakimikolwiek ślizgonkami..
-To po co mi o tym powiedziałeś?Przecież znalazłybyśmy sobie z Ginny innych chłopaków i wtedy Dumbledore mógłby się wypchać...
-To tak nie działa..godząc się na to..podpisaliśmy..magicznie wiążący kontrakt i tylko dzięki tym ślubom będziemy w pełni oczyszczeni z win..tylko węzeł małżeński nas oczyści.
-To już wiem,po co to powtarzasz..?
-Żeby dotarł do ciebie sens tych słów.-Znów ten kpiący wyraz twarzy,jakby chciał ją upewnić,że i tak tego nie zrozumie.
-Mów o co chodzi,albo spadaj!
-Nie bądź taka...chce żebyś to pojęła i więcej mnie nie dręczyła.Kiedy..zaliczyliśmy nasz mały wypad do zakazanego lasu,czułem się wspaniale,co jeszcze dziwniejsze,dzięki tobie się tak czułem.-Gryfonka bezwolnie się zaczerwieniła.
-Nie czerwień się,już mi minęło.-Jej mina od razu się zmieniła i teraz miotała pioruny.-Kontynuując..nie wiem,nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak było,bo ja cię nawet nie lubię i nie potrafię też powiedzieć,dlaczego do cholery pozwoliłaś się tak całować?Przecież my się nienawidzimy!-Nakazał jej ręką,że ma siedzieć cicho.-Więc nie wiem czemu cię całowałem,nie wiem dlaczego liczyłaś się tylko ty i nie wiem dlaczego miałem ochotę cię przelecieć,ale...-Tu zrobił dramatyczną pauzę,dla wzmocnienia efektu.-....znów jestem sobą i znów się tobą prawie brzydzę.
Dziewczyna bez chwili namysłu uderzyła go w twarz.Oniemiały stał i patrzył na nią w szoku.Złapała się za usta i wydała z siebie cichy pisk.W kolejnej chwili chłopak tak ją zaskoczył,że jeszcze do teraz jej serce biło jak opętane.Podszedł i przygwoździł ją do ściany.Jego oczy miotały gromy i znów w tych pięknych tęczówkach ujrzała tak dobrze znaną nienawiść i obrzydzenie.Złapał jej ręce i złączył je w żelaznym uścisku nad jej głową równocześnie wyrywając różdżkę.
-Powiedz mi Granger...kto dał ci prawo bić,ba nawet dotykać arystokraty?Taka szlama jak ty nie powinna oddychać tym samym powietrzem,a ty podnosisz na mnie rękę?Pożałujesz...
Stał tak blisko,jak kiedyś,również czuła jego oddech na swojej twarzy,jednak wtedy czuła bijące od niego pożądanie,teraz towarzyszyła mu tylko furia.Czuła,że zaraz stanie się coś złego i to ona będzie ofiarą.Niepewnie uniosła głowę by ostatni raz mu się przyjrzeć.Nieprzeniknione stalowe oczy nakazywały jej ugiąć się i odwrócić wzrok.Nie zrobiła tego jednak.Skoro chce jej zrobić krzywdę,to niech chociaż zrobi to patrząc jej w oczy.Sama nie wiedziała czy to jeszcze odwaga czy już głupota,ale odezwała się w miarę pewnym głosem.
-Powiedz mi Malfoy...skoro tak bardzo się mnie brzydzisz i ci przeszkadzam,to czemu stoisz tu,trzymasz mnie za ręce,wręcz ocierasz się o mnie jak wygłodniały lew,czyżbyś znów chciał mnie przelecieć?-Wiedziała że tak kpina w głosie może ją drogo kosztować,ale i tak zaryzykowała.
-Niech mnie Granger,ciebie to bawi?Mógłbym cię zabić jednym ruchem różdżki,zgwałcić lub nie wiadomo co jeszcze ci zrobić,a ty jeszcze ze mnie kpisz?Oszalałaś chyba ze strachu.-Jej spojrzenie jednak jasno mówiło mu,że przestała się bać i mówiło mu również,że zdaje sobie sprawę,że wciąż na niego działa.A działa.Sam Salazar to wiedział.Miotało nim,kiedy widział jak Blaise,próbuje jej zaimponować i zwrócić jej uwagę.Dla samej przekory nawet,poderwałby ją i pewnie nawet by się nie zmęczył.Nie żeby go coś obchodziła.Po prostu lubił dobrą zabawę,a coś mu podpowiadało,że z tą gryfonką byłaby przednia.Jednak mimo wszystko nie mógł. Szlama to szlama.Dobrze,że chociaż Weasley była czystej krwi,nie będzie się musiał martwić o wątpliwy status krwi swojej narzeczonej.Albo raczej przyszłej narzeczonej.Wszystko to było oszukiwanie się i gdyby nie takie właśnie sytuacje to szłoby mu to świetnie.
-Gdybym nie był zmęczony...pokazałbym ci do czego tylko się nadajesz.-Prawie wywarczał jej to w usta.
-No to pokaż.-Znów to harde spojrzenie.
-Czego ty chcesz?-Teraz to on był zaskoczony.
-Żebyś skończył gierki i pokazał prawdziwe uczucie względem mnie!Nie obchodzi mnie czy nienawiść,obrzydzenie,pożądanie miłość,cokolwiek byleby było prawdziwe a nie wystudiowane i wymierzone rozumiesz?
-No już bardziej wymierzone jak twój policzek być nie może.
-Nie kpij.
-Ok sama tego chciałaś.-Pochylił się jeszcze bardziej,dotknął nosem jej nosa i oboje mocno wciągnęli powietrze.Gryfonka w myśli zanotowała jego piękny zapach i spojrzenie stalowych oczu by zapamiętać je i odtwarzać sobie jak już będzie leżeć martwa w trumnie.
-Powiesz coś w końcu?Czy będziesz tak stał i wyglądał jak młody bóg?-Wykonała ruch jakby chciała zasłonić sobie usta dłonią już drugi raz.Teraz jednak jej się nie udało bo mocno ją przytrzymał i zaczął się bardzo dźwięcznie śmiać...tak jakby radośnie,bez kpiny.
-Wymsknęło się co?-Sugestywne uniesienie brwi,które tak lubiła.
-Nie ciesz się,w chwilach dużego stresu,po prostu bredzę.
-Nie tylko wtedy.
-Oh zamknij się i puść mnie wreszcie!Jeżeli nie masz zamiaru powiedzieć nic szczerego,daj mi wyjść i zrobić wreszcie coś pożytecznego.
-Dobrze,powiem tylko jedno zdanie,już bardziej szczery nie będę chyba nigdy w życiu.
-A zdążysz to powiedzieć zanim się zestarzejemy?
-Przypominam ci,że to ja jestem ten silniejszy,przystojniejszy no i mam różdżkę,więc bądź grzeczna jak chcesz przeżyć.-Zrozumiała,że kpiny,tylko go drażnią więc ledwo zauważalnie skinęła głową i popatrzyła mu w oczy.W tym momencie jedną ręką chwycił jej podbródek jak do pocałunku,kciukiem pogłaskał skórę tuż koło ust i uśmiechnął się słodko.W całej tej sytuacji,gdyby ktoś oczywiście umiał z niego czytać jak z otwartej księgi,zrozumiałby jedno. Draco Malfoy,wbrew samemu sobie i Dumbledore'owi czuł coś do niej.Bez eliksiru,bez kręcenia,tak po prostu mu się podobała.Wciąż miał dla niej zarezerwowane pogardliwe uwagi,nienawistne spojrzenia i cały arsenał niewybrednych obelg,wszystko to jednak uciekało z jego świadomości kiedy byli sami i nie musiał przed nikim udawać.Nie musiał być pojony amortencją,żeby go załatwiła.Oczywiście Profesor tego nie wiedział.Nie mógł.Wystarczyła sama przekora i chęć stawania jak zawsze okoniem.Pomagała nienaganna figura,gracja no i oczywiście inteligencja,a że Blaise wylosował Granger?Świetnie.Przeciwność losu,to jego drugie imię.Obiecał sam sobie,że będzie udawał nienawiść i obojętność wobec niej,jednak w chwilach takich jak ta,zapominał się i nie dość,że za bardzo wchodził w rolę i znów był Draco-śmierciożercą,to jeszcze zaraz potem mu przechodziło i musiał się hamować,by nie uczynić państwa Granger dziadkami.Wciąż te ograniczenia i granie na dwa fronty.On kiedyś od tego oszaleje!Tu musi grzecznie prowadzać się z Rudą pod okiem Starca,tu znów łatać przyjaźń z Blaisem,która była bardzo ważna i między tym wszystkim musiał tak pognębić Hermionę,żeby myślała,że jej nienawidzi,a nie pragnie.Albo nienawidzi jej,bo jej pragnie.
-Granger..
-Tak Malfoy?-Uniosła zamglone oczy.
-Musiałabyś ubrać push-up i stringi żebym cię przeleciał.-Nim się spostrzegła była wolna,a chłopak już zamykał za sobą drzwi garderoby śmiejąc się w głos.Wybiegła z dormitorium nawet się nie oglądając,w myślach formułując co chciałaby zobaczyć w pokoju do którego zmierzała.
Kiedy już się tam znalazła wreszcie zapłakała cicho.Nie wiedziała czemu on się tak zachowuje.Czuł coś do niej, tego była pewna ale, albo mu przeszło,albo po prostu uczucie nie było tak silne jakby chciała...
Podeszła do biurka i zaczęła skrobać po pergaminie.Nim się spostrzegła,zapisała cały zwój a jej żołądek odezwał się głośnym głuchym dźwiękiem,sygnalizującym,że musi być tuż przed ciszą nocną.
-No no Granger...-ten głos rozpoznałaby wszędzie.Był to ten sam chłopak,który tego samego dnia doprowadził ją na skraj i podniecenia i rozpaczy.Stał oparty o framugę,a jego twarz jak zawsze zdobił ironiczny uśmiech.
-Nie wiem Malfoy jak tu wszedłeś,ani po co,ale możesz już sobie pójść?Nie jesteś tu mile widziany..
-Jesteś pewna?
-Tak?-Odparła niepewnie,patrząc na niego z zaciekawieniem.Zauważyła,że zmienił strój.Teraz miał na sobie granatową koszulkę z guzikami,która cudownie podkreślała stal jego oczu.
-Wyobraź sobie gryfoneczko idę korytarzem i pomyślałem "przydałoby się pognębić Granger jeszcze przed kolacją" i wtem usłyszałem w głowie twój głos a zaraz potem zobaczyłem przed sobą drzwi.Nie zastanawiałem się długo.I tak,siedzę tu już jakieś 2 godziny,a ty niczego nie zauważyłaś.
-Więc chcesz mnie pognębić?Uwierz mi bardziej niż ostatnio się nie da.
-Czyli jednak zalazłem ci za skórę?To nie jesteś tak twarda jak myślałem.
-W sumie to na wzajem.
Ten dwuznaczny tekst tak go zirytował,że poczuł palącą potrzebę udowodnienia jej,że jak chce i potrzebuje to jest twardy,tak jak powinien.W kilka sekund znalazł się przy niej i już sięgał do jej twarzy by zainicjować pocałunek,gdy dziewczyna się odsunęła i na miękkich nogach usiadła w wygodnym fotelu.
-CO ty robisz Granger?-Potarł ręką brodę,jakby nie dowierzając,że tak po prostu go odrzuciła.
-Siadam?
-Czemu?
-Bo bolą mnie nogi.
-Siedziałaś w jednym i tym samym miejscu jak zahipnotyzowana przez kilka godzin,więc nie wmówisz mi,że to ze zmęczenia.
-Nie mam ochoty się z tobą obściskiwać,by chwilę później usłyszeć kolejny raz,że jestem szlamą i że trzeba się trzymać planu Malfoy!
-Jeeezu,dobra nie chcesz to nie,w sumie mi już też przeszło.
-Taa.-Popatrzyła na niego kpiąco,jakby dając do zrozumienia,że gdyby mu pozwoliła to już pewnie tarzaliby się po ziemi.
-Nie wierzysz mi?
-Ależ skąd wierzę ci,w końcu jesteś zawsze ze mną szczery i zawsze mówisz to co myślisz,a nie to co akurat jest wygodne.
-Nie kpij ze mnie,już ci mówiłem.
-Nie kpię,mówię jak jest,sam wiesz,że byłeś szczery tylko ten jeden raz.Dzisiaj.
-O tak,to była najczystsza szczerość.Kiedy zaczniesz ubierać się jak kobieta,to może,ale tylko może..się na ciebie skuszę.
-Nie muszę ubierać prowokującej bielizny żebyś się skusił.Myślisz że nie widzę jak nieraz pożerasz mnie wzrokiem?
-Hm...nie wiem czy wiesz,ale jestem świetnym aktorem i robię to tylko,żeby nie było ci przykro.
-Oczywiście,wierzę ci.
-Serio?
-Jasne że nie,dupku.
-Nie mów tak do mnie..-Znów w jego oczach pojawił się złowrogi błysk.
-Dlaczego?
-Bo na to nie zasługuję,przynajmniej nie zawsze.
-Tak samo jak ja nie zasługuję,na wszystkie szlamy z twoich ust.
-A na co zasługujesz?
-Zasługuję na to,by nosić mnie na rękach,komplementować i rzucić mi do stóp cały świat.
-Takie mrzonki zostawiam Blaise'owi.Taaak on na pewno traktuje cię jak księżniczkę,ale z nim nigdy nie byłoby ci tak dobrze jak ze mną.-O dziwo powiedział to bardzo poważnie,a w jego głosie dało się wyczuć szczerość.
-Pewnie nie,ale przecież i tak się nie przekonamy,prawda?-Powiedziała to lekkim głosem,ale i tak wyczuwało się te niepewność.
-Przyznałaś mi rację?
-Nie,to fakt.
-Który,potwierdza,że wolałabyś być przyszłą panią Malfoy niż Zabini.
-Tego nie powiedziałam.Prawdą jest jednak,że ja i Blaise nie do końca do siebie pasujemy,brakuje mu trochę temperamentu i miejscami jest nudno,ale ja sama nie wiem czemu ci to mówię.
-Bo na mnie lecisz?
-Śnij dalej ślizgonie.
-Tak jak ty śnisz o mnie?
-O czym ty mówisz?-Na jej twarzy odmalowało się bardzo widoczne przerażenie.Jeden jedyny raz kiedy śnił jej się blondyn zapamięta do końca życia.W jej głowie roił się obraz chłopaka klęczącego pomiędzy jej nogami,a ona sama trzymała rękę na jego włosach i cicho pojękiwała.Teraz w duchu modliła się do Merlina,by to nie o tej sytuacji mówił współlokator.
-Cóż,kiedyś po jednej z naszych wspaniałych kłótni siedziałem do późna w salonie,kiedy usłyszałem jakieś dziwne dźwięki,jakby jęki.W sumie trochę się przestraszyłem,nie wiadomo co mogłaś sobie zrobić jak cię wkurzyłem.Uchyliłem drzwi,wiesz co tam zobaczyłem?
-Nnnie...-Oblała się szkarłatem i nie była w stanie na niego spojrzeć.
-Zobaczyłem pewną gryfonkę,która leżała na łóżku,jak się okazało śpiąc.Włosy miała rozsypane na poduszce kilka kosmyków opadało jej luźno na twarz,ona sama oddychała bardzo szybko,delikatnie się poruszając jakby w spazmach.Mamrotała coś w stylu "nie nie podchodź co ty robisz",pomyślałem,że ma koszmar senny i już chciałem ją obudzić,w końcu coś o koszmarach wiem,nic przyjemnego.Podszedłem bliżej łóżka,a wiesz co zrobiła ta dziewczyna gdy się nad nią pochyliłem?Prosto w moje usta wyjęczała "oo tak Draco,mocniej"Chwilę później jej ciałem wstrząsnął dreszcz i powiem ci,że moje imię,jeszcze nigdy nie brzmiało tak seksownie w ustach kobiety,a wiem co mówię,bo słyszałem je setki razy.-Gryfonka gdyby mogła zapadłaby się pod ziemię.Jednak nie mogła..musiała tutaj siedzieć z palącymi policzkami i niemożnością wypowiedzenia choć jednego słowa.Wlepił w nią swoje stalowe oczy i choć patrzyła w ziemię,czuła dokładnie, że jego twarz zdobi kpiący uśmiech od ucha do ucha.Już chciała się odezwać kiedy chłopak ją ubiegł.
-Słuchaj,nie przejmuj się,po prostu dołączyłaś do grona dziewczyn,które fantazjują o mnie.
-Ja nie fantazjowałam,nie mam wpływu na to co mi się śni!-Próbowała obronić resztki godności,choć czuła,że będzie jej to wypominał jeszcze długo,długo.
-A może opowiesz mi co ci się śniło?Co takiego robiłem,że aż tak ci się podobało?-Wykorzystując fakt,że nadal wstydziła się podnieść na niego wzrok,bezszelestnie podszedł do fotela i stanął za jego oparciem.Nachylił się do jej ucha i uwodzicielsko szepnął:-Mogę na żywo sprawić,że będziesz jęczeć moje imię jeszcze długo po tym,jak osiągniesz spełnienie.-Na dźwięk jego głosu i zapachu perfum zareagowała drżeniem dłoni i głośnym przełknięciem śliny,jednak wciąż nie była w stanie stawić mu czoła tak jak na gryfonkę przystało.
- Malfoy...ja....muszę już iść..albo nie!ty wyjdz ja byłam tu pierwsza,więc się wynoś,chce pobyć sama.
-By znów o mnie myśleć?Kotku jestem tu,nie musisz usychać z tęsknoty.
-Malfoy wynocha!
-ok ok ju sobie idę...na pewno nie chcesz żebym został?-Teraz wydał jej się mały i przygaszony,jakby każąc mu wyjść odebrała mu całą męskość.Odwróciła głowę w stronę okna i spostrzegła tam majestatyczne łoże z baldachimem,które wydało jej się zupełnie nie na miejscu.Zignorowała fakt,że chłopak miał zdecydowanie niecne zamiary,wskoczyła na łóżko,opadła na poduszki i cicho westchnęła.
-Możesz zostać ale śpisz na fotelu.
-Jak to śpię na fotelu?-Popatrzył w jej stronę ogłupiały.
-Noo chyba nie sądzisz,że teraz kiedy już pokazałeś,że chętnie pobawiłbyś się ze mną w doktora,pójdę z tobą do łóżka?
-Prawdę mówiąc...tak..
-Daj spokój nie o to mi chodziło.-Machnęła ręką z powrotem siadając.
-Czyli mogę zostać,ale tylko jeśli będę grzeczny?
-Dokładnie tak.
-No to...cześć Granger,do zobaczenia na śniadaniu.-Pomachał ręką w jej stronę i już go nie było.
-Pieprzony slitheryński dupek!Zakochany w sobie bufon,przeklęty kłamca!-Jej litanii nie było końca nawet 15 minut później,kiedy drzwi z trzaskiem się otworzyły i rzeczony chłopak stanął w nich nonszalancko opierając się o framugę.
-Kochanie!Wróciłem!
-Malfoy co,pozostałe 500 dziewczyn w zamku też cie nie chciało i postanowiłeś jednak mnie pognębić?
-Nie...przyniosłem ci kurczaka,proszę.-Roztoczył przed nią cudowny zapach nóżek,kartofli i sałatki warzywnej,którą tak uwielbiała,a wszystko to podane na pięknej srebrnej tacy,którą pewnie ukradł skrzatom,ale nie dbała o to.Przyniósł jej jedzenie,znaczy że mu zależy.Logika głodnej Hermiony troszkę kulała,ale co tam.Bez słowa rzuciła mu się na szyję,trochę go przyduszając,ale zaraz potem opadła na poduszki i prawie dławiła się wszystkim po trochu,nawet nie zawracając sobie głowy sztućcami.10min. później i 6 nóżek z kurczaka później westchnęła i cicho jęknęła:-oh Draco to było cudowne..możesz tu zostać,jeśli chcesz,chcesz?-Popatrzyła na niego z nadzieją,w sumie złość już jej przeszła i może mogliby dokończyć to co sama tak brutalnie przerwała.
-Hm...poproś.
-Słucham?
-Poproś abym został to zostanę.
-Noo...niech będzie.-Teatralnie przewróciła oczami.-Draco zostań proszę.
-Sam nie wiem...czemu miałbym zostać?Każesz mi spać na fotelu,a u nas mam wygodne wspaniałe łóżko..nie wiem czy warto się tak poświęcać.
-Noo dobra..możesz spać ze mną na łóżku,ale nie waż się mnie tknąć!Jasne?
-Jak słońce.-Podszedł do łóżka i delikatnie położył się koło gryfonki na plecach.Zapadła błoga cisza.Żadne z nich nie chciało jej przerywać,bo tak jak było,było dobrze,w sumie nawet nie mieli siły się już kłócić.W końcu blondyn nie wytrzymał i odezwał się szeptem.
-Dlaczego pozwoliłaś mi zostać?
-Żebym mogła wszystkim w zamku chwalić się,że spędziłam noc z Malfoy'em Wspaniałym.
-A tak poważnie?
-Nie wiem...-nieoczekiwanie dla niej samej przesunęła się w jego stronę,położyła głowę na jego piersi,a lewą nogę oplotła z jego prawą i ścisnęła jego dłoń.Odwzajemnił gest i mruknął przeciągle.
-I pomyśleć,ze udawała taką niedostępną.-Prychnął cicho,ale już nie komentował.
Powoli oboje odpływali w krainę snu,oddechy się uspokajały,a myśli już nie krążyły nerwowo.Ostatnim co zarejestrowała dziewczyna,była ręka blondyna gładząca jej policzek.
Kiedy obudziła się w środku nocy w słabym świetle spostrzegła błyszczące tęczówki.
-Czemu nie śpisz?
-Mam koło siebie naczelną dziewicę Hogwartu i miałbym przespać moment w którym znów będziesz jęczeć przez sen?Nie ma mowy!
-To wcale nie jest śmieszne!-Dała mu lekkiego kuksańca w bok.
-Jest,a wiesz co jest nawet śmieszniejsze?
-?
-Śmieszniejsze jest,że ty nigdy się nie przyznasz,że chcesz mnie,a nie Blase'a,że dla dobra sprawy poświęcisz siebie i swoją przyjaciółkę.Że mimo iż zżera cię od środka jak idziemy,a moja ręka ślizga się po jej jędrnym pośladku,mimo to wszystko,ty i tak wolisz być pionkiem w grze Dumbla niż po prostu wziąć to czego pragniesz..
-A ty?Czego pragniesz?
-Z tych bardziej wykonalnych rzeczy?
-Tak.-Popatrzyła mu w oczy i dostrzegła tam dziwne zmieszanie i jakby żal.
-Chcę być ministrem magii.
-A w takim razie z rzeczy awykonalnych,czego pragniesz?
-Ciebie.

środa, 14 maja 2014

Miniaturka II-Some silhouettes are not just silhouettes..


Miniaturka nie jest typowym dramione.Jest smutna i nostalgiczna jednak może się wam spodoba.
Wczytując się w nią pomyślcie o wyborach jakich dokonujemy każdego dnia i o ich skutkach a także o tych których już nie ma a chcielibyśmy aby nadal byli.
Niezmiennie proszę o komentarze;)
Miłego dnia.





Choć wydawać by się mogło,że jak jesteś dobry i postępujesz zawsze zgodnie z sumieniem, to już nic cię nie złamie, nie przekreśli twojego doczesnego, pięknego życia. A jednak...

W tym momencie życia Hermiona Granger została postawiona przed wyborem. Biła się z myślami, potrafiła siedzieć i godzinami rozważać za i przeciw każdej z możliwości, by potem tuż przed snem znów zmienić zdanie. Rozumiała aż za dobrze powagę sytuacji i dlatego tak ciężko było jej zadecydować.
Nie potrafiła tak jak wielki Albus Dumbledore w ciągu jednej sekundy się określić. "Harry musi zginąć zabijając Voldemorta? Oczywiście że to zrobi!" 
Gdyby ktoś pół roku wcześniej powiedział jej, że będzie decydować o życiu znajomych jej osób i żadna z tych decyzji nie ograniczy jej bólu, pewnie popukałaby się po głowie i odrzekła z uśmiechem:
- Ja? Hermiona Granger? Nie nie, to wybraniec podejmuje takie decyzje, nie bez powodu jest wybrańcem.
Niestety postawiono ją przed faktem dokonanym. Ronald Weasley, jej ukochany Ron, przyjaciel w życiu, brat w walce i przede wszystkim druga najbliższa osoba, za którą gdyby mogła - oddałaby życie bez wahania. Ten dobry, młody człowiek zginął jak bohater i tak też był opłakiwany przez cały magiczny świat.
Harry Potter - chłopiec, a właściwie mężczyzna -który-poległ-w-walce-uwalniając-świat-od-Voldemorta. Kolejna niechciana, nie zasłużona, a jednak nieunikniona śmierć. Została sama. Z wielkiej Trójcy Hogwartu, to właśnie ona - kobieta, najsłabsza fizycznie, jednak najlepiej przygotowana teoretycznie, zachowała życie. Jednak co to za życie? Codziennie patrzy w puste oczy Weasley'ów, oczy które od niej jak od nikogo innego żądają odpowiedzi. Powinna była zginąć! Ale przeżyła...i stoi teraz przed ważnym wyborem...
Śmierciożercy i wszyscy zwolennicy Czarnego Pana, którzy zostali złapani, są poddawani przesłuchaniom. Jeśli sypną dostają kilka lat mniej w Azcabanie. -"Co to za polityka? Czym to się niby różni od Jego rządów...no tak ministerstwo nie zabije ot tak...wysyła cię po prostu na wakacje z których wcale nie wrócisz." - Pomyślała rozgoryczona. Nie bardzo podobał jej się pomysł, że ma jako zaszczytna persona w świecie magii pomóc przy przesłuchaniach i rozprawach śmierciożerców. Uważała, że owszem człowiek pod wpływem strachu robi najgorsze rzeczy, jednak czy skazując kogoś na pocałunek dementora nie stajemy się jeszcze gorsi? Cierpienie rodzi cierpienie. To już wie, aż za bardzo. Kiedy jej przyjaciele odeszli spędziła kilka godzin błąkając się bez celu po Privet Drive, potem po Dolinie Godryka. Z tęsknoty wmówiła sobie, że skoro Feniksy odradzają się z popiołów, to powinna czekać w tych najbardziej szczególnych miejscach, a jej przyjaciele do niej wrócą. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Stało się jednak coś o wiele gorszego.
      Przechadzała się po cmentarzu, rozmyślając o Tym Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać. Jak bardzo człowiek musi być rozbity, złakniony towarzystwa, akceptacji, mocy i potęgi, że gdzieś po drodze gubi samego siebie? "Gdyby nie ty Tom,nie byłoby mnie tutaj.Właśnie odbierałabym dyplom ukończenia szkoły, a moi przyjaciele przekomarzaliby się,którą z sióstr Patil zaprosić na randkę. Niech cię szlag Riddle! Z rozmachem kopnęła wazon stojący na jednym z nagrobków, upadła na kolana i znów załkała.Tym razem jednak jej płacz nie był ukradkowy, krzyczała, zanosiła się głośnym szlochem, a kiedy wydawać by się mogło że już zabrakło jej łez, ktoś za jej plecami odezwał się. Znieruchomiała, niepewna czy to nie był kolejny głos w jej głowie. Co Malfoy robiłby w mojej głowie?
Powoli odwróciła głowę i mimo, że wiedziała kto to, ciężko jej było w chudym, poranionym chłopcu o pustym spojrzeniu dostrzec choć cień dawnego arystokraty, który tak bardzo każdego dnia w Hogwarcie zatruwał jej życie.
- Zapytałem, jak bardzo jest z tobą źle? - Zrobił kilka kroków do przodu i wtedy zauważyła, że kuleje, a jego spodnie są rozerwane na nogawce, po której cieknie krew.
- Nie wiem, jeżeli przyszłam tu bo myślałam, że Harry i Ron mogą powstać z martwych i wrócić do mnie to...sam oceń. - Ku jej własnemu zdziwieniu nie wyśmiał jej tylko podszedł jeszcze kawałek i cicho jęknąwszy, opadł na kolana tak samo jak ona chwilę wcześniej. Z bliska jego twarz wyglądała o wiele bardziej dojrzale niż ją zapamiętała. Gdzieniegdzie widniała zaschnięta krew, pewnie niekoniecznie jego własna. I te oczy...mogli się nienawidzić przez całe życie, jednak patrząc teraz w te oczy nie widziała w nich nienawiści. Tylko ból i jakiś ciężki do określenia żal. A potem oczy te złagodniały i wypuściły kilka niechcianych łez. Dawna Hermiona nie odeszła kilka godzin temu, przynajmniej nie do końca. Wiedziona impulsem uniosła dłoń i starła palcami słone krople. Już chciała zabrać dłoń w obawie, że jak w szkole wyzwie ją, albo co gorsza strąci dłoń i ucieknie. On jednak przytrzymał jej rękę przy swoim policzku i zaczął tulić do siebie niczym dłoń ukochanej dziewczyny po wyznaniu jej miłości. Dla nich jednak ta chwila była jedyną w swoim rodzaju, katharsis. Ten jeden raz zjednoczyli się w bólu i pewnie żadne by się nie przyznało, ale gdyby nie incydent na cmentarzu - oszaleli by. On - z poczucia winy, ona - z tęsknoty.
W końcu jednak złudna chwila bliskości minęła, chłopak wypuścił jej dłoń i nie podniósł na nią wzroku.
Trwali w ciszy i słychać było tylko drżące oddechy i przyrodę powoli przypominającą o swoim istnieniu. Ptaki zaczęły śpiewać, trzmiele brzęczały, gdzieś w oddali nawet zapiał kogut..wszystko budziło się do życia,oprócz dwóch samotnych istot, którym nic, ani nikt nie może pomóc.
- Co ty tutaj robisz? - Odważyła się odezwać, jednak nie liczyła na odpowiedz. Wiele lat ignorowania, nienawiści i wzajemnych wyzwisk nie zniknie ot tak. Nie może złapać Malfoya za rękę i odejść w stronę wschodzącego słońca zapominając o minionych 24 godzinach. Choć gdyby mogła to pewnie i tak by tego nie zrobiła. W końcu ból i wspomnienia, są tym co czyni nas silniejszymi tak?
Ku jej konsternacji Malfoy odsunął się, podniósł z ziemi i wyciągnął do niej dłoń. Niepewnie ją ujęła, nie do końca wiedząc dlaczego mu ufa. Bez słowa wskazał na nagrobek. I wtedy to do niej dotarło.

Narcyza Malfoy - Ukochana Matka.

Data sugerowała, że już od dłuższego czasu chłopak jest sam na tym świecie. Ojca wariata chyba nie można uznać za najbliższą osobę na świecie. Chciała coś zrobić. Złapać go za rękę, albo bez słowa przyciągnąć do siebie, żeby dał upust tym wszystkim dniom bólu i tęsknoty za matką. Stała jednak w miejscu i jak zahipnotyzowana patrzyła na miejsce w którym jej największy wróg zostawił serce. Jak na ironie doskonale go rozumiała. Jej rodzice prawdopodobnie jedzą homary albo inne ośmiornice gdzieś na Bahamach, nie wiedząc nawet, że mają córkę. To tak jakby w ciągu kilku sekund stała się sierotą. Tak jak Malfoy...
-Słuchaj..ja chyba już pójdę, muszę jeszcze coś zrobić.
-Nie idź..- Jego głos brzmiał tak żałośnie, że aż musiała podnieść na niego oczy, niepewna czy to on to powiedział.
-Chcesz...żebym tutaj została? Z tobą?
-Nie wiem..w sumie ty też nie masz nikogo z kim możesz porozmawiać, a nie ma już Voldemorta, który mógłby mnie zabić za przebywanie z kimś takim jak ty więc..możemy zatańczyć ze szczęścia, ale boli mnie noga.- Na sekundę znów był tym samym przystojnym dupkiem z kpiącym uśmiechem,którego pamiętała ze szkolnych korytarzy.
- Stoisz nad grobem matki i chcesz tańczyć?
- Nie rozumiesz? NIE MA GO! Mogę wstać rano i pomyśleć "Dziś zjem naleśniki." I wiesz kto się o tym dowie? Nikt! Bo już nikt nie grzebie mi w głowie, nie wysyła na misje, nie każe zabijać i patrzeć na śmierć.
- Nagle spoważniał a jego oczy zrobiły się niemal srebrne. - Ale ból nie znika..wstaję rano i widzę ich wszystkich. Nienawiść rodzi nienawiść. Oni wszyscy już nie żyją, jednak nadal mnie dręczą, a przez to ja sam nienawidzę siebie. Każdy mugol, czarodziej czy nawet niewinne dziecko oni wszyscy bezimiennie siedzą w mojej głowie i nie dają o sobie zapomnieć. To że Jego nie ma to błogosławieństwo, ale gorsza od samego bólu jest pamięć. Nigdy już nie uleczę swojej duszy, właściwie nie jestem pewien czy ją mam..
- Masz ją. Jestem pewna.
- Ehh jak zawsze chcesz widzieć dobro w każdym. Gdybym ci powiedział co najbardziej nie daje mi spokoju, oddałabyś mnie dementorom od razu. 
- Powiedz mi, może ci to pomoże?
- Mnie już nic nie pomoże, mogę jedynie modlić się, aby dementorzy nie byli zbyt napaleni i pocałunek był krótki. - Mimowolnie, nawet wbrew sobie, uśmiechnęła się. Stoi na cmentarzu, Malfoy żartuje na temat swojej śmierci a ona się z tego śmieje. Chyba naprawdę oszalała. Oszalała, umarła i trafiła do dziwnego miejsca w którym o ironio jest tylko on. Ale w sumie nie mogła sobie wyobrazić innego miejsca i innej osoby, która po cichu i tak wyrozumiale przyjęłaby do wiadomości jej cierpienie.
Nie potrzebowała jego przemiany i artykułu w proroku, aby mu zaufać. Wystarczył fakt, że stoi tu, wyciąga do niej dłoń a po chwili składając na niej pocałunek cicho szepcze. - Pomogę ci odnaleźć spokój jeśli ty coś mi obiecasz.
- Co takiego? - Patrzyła na niego. Na człowieka nienawidzonego, ironicznego, przesiąkniętego złem od kołyski, jednak to co widziała nijak się miało do tego co czuła w środku. Człowiek z krwi i kości który czuje, szlocha i łka z bólu po stracie. Taki właśnie jego obraz miała teraz i choć mógł po raz kolejny drwić z niej, czuła, że pierwszy raz jest bezgranicznie szczery.
- Obiecam.
- Obiecaj mi, że się nie zawahasz.
- Nie bardzo rozumiem?
- Kiedy przyjdzie pora zrozumiesz, a wtedy nie wahaj się.
- Mam rację myśląc, że nie powiesz mi tu i teraz o co chodzi?
- Nie, dla twojego i mojego spokoju, potrzymam cię w niepewności, a teraz chodź, mamy rodziców do odnalezienia. - Posłała mu zaskoczone zaniepokojone spojrzenie. Lekko się uśmiechnął, odwrócił i już zaczął iść do wyjścia z cmentarza. Trochę się zawahała, ale poszła za nim. Kiedy minęli bramę, bezceremonialnie złapał ją za rękę, obrócił się i teleportował ich w sobie tylko znane miejsce.
Kiedy wylądowali na piaszczystej powierzchni jej oczom ukazał się jeden z piękniejszych widoków. Mama i Tata spoczywali na leżakach pod parasolami nieopodal niej. Mieli na nosach okulary przeciwsłoneczne i nie była w stanie dostrzec wyrazu ich oczu.
- Chodź trzeba zrobić małe czary-mary póki nas nie zauważyli.
- Co ty chcesz im zrobić?!
- Przywrócę im ukochaną córeczkę, a tobie spokój duszy.
- Skąd wiedziałeś gdzie są i że mnie nie pamiętają?
- Pamiętasz zadania Voldemorta jakimi mnie obarczał? - Bez słowa skinęła.
- Odszukanie ich było jednym z nich.
- Ale...po co byli mu moi rodzice?
- Jak to? Gdyby miał ich, miałby i ciebie a tym samym mógłby łatwiej zniszczyć Harrego. - Nie uszło jej uwadze, że użył imienia a nie nazwiska jej przyjaciela, oraz, że w jego głosie nie było tej charakterystycznej nutki ironii, co więcej jego głos był ciepły i jakby spokojniejszy. - Chcesz czynić honory, czy ja mam to zrobić?
- Ty to zrób. -Ja..mogę coś sknocić.
Przez chwilę obserwowali śpiące postaci, delektując się tą chwilą. Gryfonka stała niepewnie i spoglądała raz na rodziców potem na blondyna. Jego twarz, pierwszy raz od dawna, wyglądała spokojnie, bez cienia bólu. Tak jakby dla niego ta chwila też była ukojeniem i lekarstwem na całe zło świata. Właśnie tak czuła się Hermiona. Jej największy wróg zwrócił jej życie. Oddał ukochanych rodziców, choć wcale nie musiał tego robić. Nim się spostrzegła,dwoje śpiących ludzi ocknęło się i oglądało niepewnie na boku. Wyszła zza palmy kokosowej z nieśmiałym uśmiechem na ustach.
- Mamo? Tato? - Kilka sekund później już szlochała w mamine włosy upięte w kok, a ojciec obejmował je obie tak mocno, jakby od tego zależało jego całe życie.
Ślizgon patrzył na tę scenkę z rozczuleniem i choć nie podejrzewał się o posiadanie serca, to jednak coś niebezpiecznie załomotało mu w piersi. Za taką rodzinę dałbym się pokroić. - Pomyślał z żalem. Cóż skąd wiesz co dementor nosi pod swoim wielkim płaszczem? Może to akurat tasaki?
Z uśmiechem na ustach odwrócił się i zniknął zostawiając piękną rodzinną scenkę, aby później każdego dnia do końca życia odtwarzać ją w pamięci.
Więcej go nie widziała. Zniknął ot tak. Nie podziękowała, nie rzuciła mu się na szyję nie powiedziała, że przebacza mu wszystko co złe. Miała tylko nadzieję, że to nie było ich ostatnie spotkanie.
Od tego czasu minęły dwa miesiące i gdyby ją ktoś zapytał - były to równocześnie najlepsze jak i najgorsze dni jej życia. Cały czas myślała o blondynie. O tym co robi, gdzie jest, czy myśli o niej.Żałowała też,że nie ma z nią przyjaciół jednak nie był to już ten sam żal co po bitwie. Wiedziała, że odeszli na zawsze, ale czuła ich w swoim serduszku i wiedziała, że ma dla kogo żyć. Chciała również odnaleźć Malfoya. Na jej własne nieszczęście nie musiała długo szukać.
Kiedy dostała kolejną piątą już sowę z zawiadomieniem o dacie kolejnych rozpraw przeciwko śmierciożercom, nie podejrzewała nawet, że ten dzień zapamięta na zawsze.
Za namową rodziców przyjęła tę propozycję, aby raz na zawsze rozliczyć się z przeszłością i wymierzyć choć po części sprawiedliwość. Wiedziała, że nie wróci to życia poległym, ale i tak raz na dwa tygodnie stawała na sali sądowej Ministerstwa Magii, wysłuchiwała zeznań a potem stawiała zamaszysty podpis na dokumencie zsyłającym winnych do więzienia. Czuła, że to nie w jej gestii powinno być skazanie kogoś na śmierć. Przecież tak naprawdę nie znała tych ludzi. W sumie tylko ich zbrodnie o nich świadczyły, a cała reszta była nic nie znaczącym tłem.

    Kolejny raz czekała aż pojawi się Minister Magii, a wraz z nim oskarżeni, ława przysięgłych i świadkowie. Tym razem jednak było inaczej. Bez trudu rozpoznała w grupie śmierciożerców blond grzywkę i szare smutne oczy. On również ją dostrzegł. Spojrzenie jakie jej posłał przyprawiało o drżenie serca i poczuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy. Opanowała się jednak i odwróciła wzrok.
Dał się złapać? To nie możliwe.
Był ostatnią osobą którą chciałaby zesłać na śmierć, momentalnie pożałowała, że musi w tym wszystkim uczestniczyć, ale nie było już odwrotu.
Wyrwana z myśli usłyszała znajome nazwisko.
- Dracon Malfoy oskarżony o zabicie 47 mugoli, oraz 1 czarodzieja czystej krwi. Poderwała się z miejsca i zapytała sama się dziwiąc, że głos nie odmówił jej posłuszeństwa.
- Ten czarodziej...kto to był Ministrze?
- Ronald Weasley panno Granger...- Nawet Minister wydawał się być tym faktem zrozpaczony, jednak co działo się w głowie gryfonki było nie do opisania. W momencie zrobiło jej się nie dobrze i bez sił opadła na siedzenie. To nie możliwe, oni kłamią, ktoś go wrobił. To nie mógł być on. Ledwo mu zaufała, ledwo otworzyła przed nim serce a on sam wrócił ją do świata żywych by znów tym razem trwale rozsypać jej świat jak domek z kart. Potężny szloch wstrząsnął jej ciałem. Nie była w stanie dłużej tam siedzieć. Rzuciła jedno szybkie spojrzenie na twarz chłopaka by pojąć, że to prawda.
ON, który bezinteresownie jej pomógł by zaraz potem zniknąć okazuje się być przyczyną jej złamanego serca kolejny raz. Czy może być gorzej? 
Jak w amoku opuściła swoje miejsce przekładając wydanie wyroku na dzień za dwa tygodnie. Jako Wielki Inkwizytor mogła wszystko, ale tego było dla niej za wiele. Musiała podjąć decyzję niemożliwą do podjęcia. Jak ma skazać na śmierć osobę, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń i odsłoniła wszystkie swoje słabości? I równocześnie jak może postąpić zgodnie z sercem, jeśli ten sam człowiek, zabił jedną z najbliższych jej osób? Musi wymierzyć sprawiedliwość. Nie chciała jednak robić tego patrząc na kartotekę występków, ale na człowieka...
Kiedy była już w domu i po raz kolejny próbowała podjąć decyzję, dotarło do niej. Nie zawahaj się.
On sam chciał, aby go uśmierciła? To niedorzeczne! Przecież musi chcieć żyć! Nie jest idiotą który ot tak dałby się zabić...
Bite dwa tygodnie chodziła z kąta w kąt nie wiedząc co z sobą począć i co począć z Malfoy'em. Czy jeśli go oszczędzi to czeka na niego gdzieś normalne życie? Czy może powinna wtrącić go do więzienia za śmierć jej ukochanego Rona? Nadal nie mogła pojąć jak mógł go zabić, a potem bezczelnie patrzeć jej w oczy i trzymać ją za rękę z czułością kochanka. Czy szukał odkupienia? Czy je dostanie?
Kiedy czas minął a ona znów stała w tej samej sali w tym samym miejscu zmieniły się tylko twarze zgromadzonych i ich miny. Wszystkie wyrażały nadzieję, że wygra sprawiedliwość. Spojrzała na Molly Weasley.  Czy gdy usłyszy werdykt wybaczy jej?Czy ona wybaczy samej sobie?
Rzeczona kobieta, skinieniem głowy nakazała jej wyjść na korytarz.
- Hermionko kochanie dobrze się czujesz?
- Nie Molly...ja nie wiem co mam zrobić, nie chce tu być, nie ja powinnam o tym decydować tylko Harry!
- Już dobrze kochanie, pamiętaj że Harry i Ron są tutaj. - Dotknęła jej klatki piersiowej.- Ale żałować trzeba żywych, nie umarłych.
- Czyli wybaczyła mu pani?
- Musisz zrozumieć, mój syn umarł jak bohater w walce, ale nic już mi go nie wróci i choć wiem, że do końca życia nie zasnę spokojnie, to wiem też, że śmierć Draco, tego nie zmieni. Sprawiedliwość już go dosięgła. Wygląda jak wrak człowieka, który marzy o śmierci, gdybym mogła, przywróciłabym mu chęć do życia, ale to nie moje zadanie.
- Dziękuje, bardzo mi pomogłaś.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, jesteś jak kolejna córka, zawsze mile widziana. - Ukradkiem obie otarły łzy i bez słowa wróciły na salę.
Choć słowa mamy Rona wywarły na niej wrażenie, nie mogła ot tak wejść tam i go uniewinnić. Zabijał? Zabijał. Krzywdził? Owszem.Więc dlaczego wciąż się waha?
     Czy można całe życie otaczać się ironią, sarkazmem, przepychem, zepsuciem, hedonizmem, a mimo to mieć w sobie iskierkę dobra? Umieć docenić piękno poranka, zachwycić się zachodem słońca czy widokiem wielobarwnego motyla? I równocześnie czy jest możliwe życie w zgodzie z samym sobą i innymi, pełne dobra, miłości, nadziei a jednak niepewne, złudne i tak bardzo ograniczone? Niektóre z odczuć, nawyków czy zachowań są w nas zakorzenione tak mocno i głęboko, że nie da się ich wyplenić choćbyśmy chcieli. Dotyczy to zarówno tych dobrych jak i tych złych. Kiedy masz od początku wytyczoną drogę życia i "doskonałe wzorce do naśladowania", ciężko jest się wyłamać i w tym wszystkim odnaleźć siebie.
 I wtedy już wiedziała.
Bez słowa podano jej dwie kartki. Uniewinniającą i skazującą. Wzięła obie i jakby ważąc je w dłoniach rozejrzała się po zebranych. Zobaczyła Weasleyów, Neville'a Lunę, Seamusa i pozostałych kolegów, patrzących na nią z powagą i podziwem w oczach. Podjęła decyzję. Położyła obie kartki na blacie,jeszcze raz lustrując je wzrokiem.Szybkim ruchem podpisała jedną z nich, a drugą-patrząc prosto w oczy blondyna przetargała na pół. Podeszła do chłopaka i drżącym z emocji głosem powiedziała: - Zawahałam się Draco, przepraszam. - Po czym wybuchnęła głośnym płaczem a oszołomiony chłopak tylko podszedł i przytulił ją do siebie nie bardzo wiedząc co się właściwie stało.
- Uniewinniony. - Rozległ się głos Ministra Magii.
- Hermiono.. - spojrzał jej w oczy i gdy tylko dostrzegł w nich to czego tak bardzo potrzebował, ponownie wziął ją w ramiona.








poniedziałek, 12 maja 2014

Liebster Blog Award

Jako że zostałam nominowana do Liebster Blog Awar,za co bardzo dziękuję Dramione True Love,pora odpowiedzieć na parę pytań:

1. Ulubiony zwierzak ?
2. Ulubiony przedmiot w Hogwarcie ?
3. Ulubiony parring ?
4. Co lubisz ?
5. Ulubiony program w TV ?
6. O czym marzysz ?
7. Dom w Hogwarcie ?
8. Ulubiony blog ?
9. Ulubiony/a piosenkarz/piosenkarka albo zespół ?
10. Ulubiona książka ?

Odpowiedzi:
1.Pies-najlepszy przyjaciel człowieka tak?
2.Transmutacja,ewentualnie Eliksiry.
3.Co dziwne...Sevmione na pierwszym miejscu,dramione
4.hm...Lubię czytać wszystko i zawsze,słuchać muzyki w tramwaju,mieć wolne od pracy;p
5.generalnie nie oglądam TV,ale chyba XFactor
6.Marzę o małym domku na wsi,paru koniach,ewentualnie własna księgarnia w jakiejś starej kamieniczce.
7.Slytherin.
8.ciężkie pytanie,ale chyba...http://dramione-story.blogspot.com/
9.System of a down.(forever)
10.jak w 8...każda książka jest wspaniała..wszystkie Hp,wszystkie N.Sparksa,wszystko C.Clare,wszystko J.Marsdena i wiele innych.

Z radością nominuję:

http://dramione-story.blogspot.com/
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
http://dark-family-dtb.blogspot.com/
http://wojna-tuz-tuz.blogspot.com/
http://wbrewwszystkim.blogspot.com/

Pytania:
1.Wiek?
2.Sposób spędzania wolnego czasu?
3.Ulubiona postać z HP?
4.Ulubione zaklęcie?
5.Gdybyś mogła spotkać kogoś z obsady HP,kto by to był?
6.Ulubiony kolor?
7.Wolisz lato czy zimę?
8.Jakiej słuchasz muzyki?
9.Ulubiony blog?
10.Ulubiona piosenka?

Pozdrawiam Kejtidzi.

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 10

Dziś krótko,ale w przyszłym tygodniu minaturka więc postanowiłam,że rozdział mini jeszcze dziś.
Miłego;*







-Jasne,ale bez Granger...nie chcę pobrudzić się szlamem....
-Ee dlaczego tak mówisz?-Wszyscy troje spojrzeli na niego dość zdezorientowani.
-Sam nie wiem,jakoś tak mi się powiedziało,ale w sumie to nie da się ukryć prawda?Szlama to szlama..
-Draco przestań!-Ginny krzyknęła przerażona.-Najpierw obcałowujesz się z nią a potem wyzywasz od szlam?Oszalałeś?Co ci się stało?To że nie możecie być razem nie znaczy,że musisz Hermionę wyzywać!
-Kobieto to że się całowaliśmy,to był błąd i zapewniam cię,że już się nie powtórzy,na pewno nie związałbym się z kimś takim jak ona na dłużej,zresztą z tobą mam się ożenić prawda?
-Ale...wydawało mi się,że..lubisz Hermionę...
-Lubie czy nie,z przeznaczeniem nie walczmy,zresztą to nie jest jakaś tam rywalizacja prawda?Nie będę stawiał przyjaźni na ostrzu noża przez dziewczynę,tym bardziej...mugolską...
-Co ci się stało i co zrobiłeś z moim kumplem?-Blaise aż zamrugał kilkakrotnie nie do końca wierząc,że chłopak stojący przed nim jest tym samym ślizgonem,którego zna od dziecka..zrobiło mu się głupio z dwóch powodów,po pierwsze,że zwątpił w jego przyjaźń,po drugie-znał Draco jak nikt inny,wiedział,że jest dobrym aktorem,ale żeby aż tak udawać?Jeśli naprawdę darzył dziewczynę jakimiś uczuciami,to maskował to idealnie...przeklęty amant!Tego było za wiele chyba dla nich wszystkich...Nie dość,że wmanewrowali się mimowolnie w jakiś dziwny czworokąt miłosny,w którym wszystko było na opak,to jeszcze nie mogli podążać za własnymi pragnieniami,tylko wytyczoną drogą,która zdawała się być katorgą.Przez chwilę wszyscy stali w miejscu bacznie zerkając na siebie z ukosa.W końcu ciszę przerwał blondyn.
-Kiedy się tak nam tym zastanowię,to sam nie wiem co mną kierowało Granger,bez urazy,ale nie jesteś moim ideałem,cześć.-Z tymi słowami wyminął wszystkich i wyszedł z dormitorium.
Przysłowiowy opad szczęk zaliczyli wszyscy,ale największy chyba Hermiona,która z całego tego szoku,nawet nie poczuła się urażona tym co powiedział.Dopiero po chwili dotarł do niej sens i jej serce wypełniła boleśnie pustka,jakby właśnie jakaś przepiękna bajka się skończyła.Bo niewątpliwie to co przeżyli było jak bajka-nierealne i nietrwałe...
Dziewczyna postanowiła jednak udawać że nic się nie stało i że co najmniej dziwne zachowanie chłopaka wcale nie robi na niej aż takiego wrażenia.Chciała dziarsko zagadnąć przyjaciół jednak patrząc na ich miny doszła do wniosku,że zabrzmi sztucznie i nie na miejscu.Podeszła więc do kanapy i oparła się o nią delikatnie zamykając oczy.
-Niech mi ktoś wytłumaczy co się tu właściwie wyprawia?-Ginny wreszcie zabrała głos,bo choć sytuacja dotyczyła jej w mniejszym stopniu co Miony,to i tak nie mogła jej pojąć.Po chwili widząc,że nikt nie kwapi się z odpowiedzią,kontynuowała.-Najpierw dowiadujemy się,że mamy być połączeni w pary...
-Co to ty też o tym wiesz?-Blaise krzyknął wyraźnie poruszony.Gryfonka jednak zignorowała go i mówiła dalej niezrażona.-Dumbledore łączy nas w pary,potem wszyscy nagle się zaprzyjaźniamy,mieszkamy razem,jakoś nam to idzie,potem Miona i Malfoy zaliczają buzi buzi w zakazanym lesie a potem Malfoy znów jest pieprzonym arystokratą i znów nienawidzi szlam i zrobił z Hermi pośmiewisko,omal nie rujnując waszej przyjaźni....ciekawe....czy tylko mnie coś tu śmierdzi?-Popatrzyła po pozostałych jednak żadna z twarzy nie wyrażała choćby cienia zrozumienia dla sytuacji.
-Słuchaj Ginny ja też chciałabym się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi,ale jakoś żadne racjonalne rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy...
-A może ono wcale nie musi być racjonalne?Nie wszystko da się wytłumaczyć z głową..może właśnie teraz los próbuje ci powiedzieć,że jest w tym wszystkim jakiś głębszy sens?-Uśmiechnęła się blado.
-Tak kochana jest:Malfoy to dupek ,któremu już nie zaufam,a tobie współczuje,że musisz za niego wyjść,kiedy ja stanę na ślubnym kobiercu z miłym i wiernym Blaise'm.-Z tymi słowami chwyciła go za rękę i teatralnym gestem wyciągnęła złączone dłonie do nieba jakby chcąc coś przypieczętować.
Chłopakowi z kolei nie bardzo spodobał się ten "miły i wierny", ale nie dał tego po sobie poznać,uśmiechnął się tylko pokrzepiająco.
-Taaaa to będą piękne ceremonie,lecę wybrać tren.-Panna Weasley teatralnie wywróciła oczami i wszyscy troje wymaszerowali z pomieszczenia.

                                                                        *

Dni mijały i gdyby nie to,że mieszkali razem,Hermiona mogłaby powiedzieć,że jakoś udaje jej się unikać Malfoya.Niestety praktycznie co ranek musiała stać za nim lub przed nim w kolejce do łazienki,bo Ginny uwielbiała niestety długie prysznice rano a nie jak większość normalnych czarodziejów-wieczorem.Odnosili się do siebie poprawnie,raczej bez wrogości,jednak chłodno.Rozmowy ograniczali do krótkiego "cześć,dobranoc,podaj mleko" lub okazjonalnych złośliwości które towarzyszyły im niezmiennie od początku pobytu w Hogwarcie.Teraz jednak nawet pozostali współlokatorzy zauważyli,że coś się zmieniło.Chłodne stosunki dwójki były jakby dobrze odgrywaną rolą,docinki albo słabe jak na ich możliwości,albo wtórne co sugerowało,że oboje są już zmęczeni tą ciągłą walką ale nie chcą też wyciągać ręki na zgodę.Jednak ani Blaise ani Ginny nie domyślali się nawet połowy prawdy.
Podczas jednego ze spotkań, na którym ustalali jak ma wyglądać dekoracja do balu jesiennego.
Ginny razem z Blaise'm ,z którym miała teraz o wiele lepsze stosunki niż z kimkolwiek naradzali się w sprawie "jak poinformować nauczycieli o obecności alkoholu na balu"Pozostała dwójka komitetu balowego jak lubili się nazywać stała z boku i udawała,że coś robi,byle tylko nie patrzeć na siebie.Już sam fakt,że musieli tu siedzieć,denerwował oboje.
Mionę dlatego,że wciąż nie rozpracowała,dlaczego Draco tak łatwo z niej zrezygnował...czyż nie zarzekał się,że zrobi wszystko by mogli być razem?Jego pocałunki były tak namiętne,gorące i chciwe,że aż nie mogła zrozumieć,że te same usta,które pieściły jej zmysły i duszę mogły również pokarać ją "szlamą".Myślała,że ten etap mają już za sobą i w sumie nie muszą się kochać i tak wiadomo jaki finał zgotował im Dyrektor szkoły,no ale mogli chociaż zostać kumplami.Przecież nie prosiła się o to uczucie!Spokojnie mogła być sobie z Blaisem...właśnie Blaise...choć się z nim spotykała,często rozmawiała,rozśmieszał ją i zawsze wiedział co powiedzieć,to nie było między nimi tego ognia i jak sądziła on też go nie czuł.Czasem kiedy pytał ją o czym teraz myśli bo tak pięknie błyszczą jej oczy,a ona czerwieniła się ogniście,czuła,że chłopak wie,komu poświęciła te myśl.Jednak nic z tym nie robił.Brał tylko tyle ile była w stanie mu dać i nie skarżył się.Kiedy odwracała głowę chcąc uniknąć pocałunku,lub nadstawiała policzek kiedy akurat Malfoy przechodził obok,wtedy było najgorzej.Patrzyła na ciemnoskórego i widziała w jego oczach,ból i zrozumienie dla sytuacji.Jednak potem,posyłała mu pytające spojrzenie a on tylko kwitował je słabym uśmiechem
brał ją za rękę i zmieniał temat.
Wszystkim tym sytuacją przyglądał się z daleka Albus Dumbledore ciekaw czy jego plan rozwija się w dobrym kierunku.Kiedy jednak na tydzień przed balem,między Hermioną a Draco nadal był lód postawił znów namieszać i wkroczyć do akcji.
Znalazł Ginny Weasley i polecił jej przybycie do gabinetu zaraz po kolacji.Zapytał również czy mogłaby też przyprowadzić Blaise'a.Tak więc Ruda nieświadoma,że znów ktoś się nią posługuje prawie jak Tom Riddle z dziennika,pobiegła wesoła po ślizgona i razem udali się do gabinetu głowy Hogwartu.
Zastali go nad jakimś dziwnym zielonkawym niby puddingiem,który zdawał się żyć swoim życiem w misce,która była tak bogato zdobiona,że na bank była to robota goblinów.
-Usiądźcie moi drodzy,chciałbym o czymś z wami porozmawiać.-Uśmiechnął się dobrotliwie znad swoich okularów po czym dał znak ręką,jakby samemu sobie,że ma kontynuować.Po chwili podjął.-Nie wiem czy wiecie,ale zawsze podczas przygotowań balu jesiennego w Hogwarcie dzieją się dziwne,ale i piękne rzeczy.Raz pamiętam,że 5 lub 6klasistka z Rawenclaw'u,która podkochiwała się w Charliem Weasley'u podstępem dostała się do komitetu balowego i tak bardzo zbliżyła się do pana Weasley'a,że w końcu udało jej się z nim zatańczyć na balu.Pamiętam też,że długo długo stanowili piękną parę.O tak...bal zbliża do siebie ludzi,ale tylko tych,którzy są sobie pisani.-Spojrzał na nich uważnie.-Chcę abyście jutro z samego rana wyruszyli do Londynu,do mugloskiej dzielnicy po prezent dla Minerwy Mcgonagall..nie wiem czy wiecie,ale kochana Minerwa obchodzi w dzień balu urodziny,a ja chciałbym obdarować ją czymś szczególnym,jednak nie chce opuszczać szkoły kiedy nie jest to absolutnie konieczne.-Młodzi popatrzyli po sobie zdezorientowani.
-Chce pan nas tylko we dwoje wysłać do Londynu po prezent?To jakiś żart?Próba?
-Nie panie Zabini...od tego czy wykonacie to zadanie zależy między innymi moje dobre samopoczucie.-Tu starzec pogroził im palcem.-No zmykajcie już,jutro z samego rana proszę stawić się tutaj po konkretne instrukcje.A i byłbym zapomniał,jeszcze jedno.Panie Zabini?Jak ma się sprawa umowy?-Chłopak momentalnie się wyprostował i cały zesztywniał.
-Wszystko w porządku...jesteśmy z Hermioną szczęśliwi...Ginny z Draco już trochę mniej ale się starają.
-Bardzo dobrze,bardzo dobrze...i żadne dziwne,ani niepokojące epizody nie miały miejsca?
-Nie panie profesorze.
-To dobrze..nie chciałbym usłyszeć,że np pan Malfoy jest potajemnie zakochany w pannie Granger...to ci dopiero,ale byłaby heca!-Starzeć chichotał w najlepsze,za nic mając pochmurne miny swoich towarzyszy.
-Możemy już iść?
-Tak tak zmykajcie.
-Panno Weasley?-Dodał cicho.
-Tak?
-Działaj.


                                                                   *
-Chyba mu na mózg padło!-Blaise nie dbał o to,że jest już po ciszy nocnej.-Ginny,mamy jechać do Londynu,bo on myśli,że jak jej kupi jakąś błyskotkę to może jeszcze ostatni raz przed śmiercią zaliczy.-Dziewczyna mimowolnie zachichotała,wyobrażając sobie dziwną scenę pocałunku dwojga wiekowych profesorów.
-Fuuu już wole o tym nawet nie myśleć.Po prostu to zróbmy i z głowy...
-Mogę ci się do czegoś przyznać?
-Jaaasne wal.
-Boje się,że pod naszą nieobecność coś się wydarzy.
-Mów jaśniej?
-Że Miona znów zejdzie się z Draco.
-Co?Oszalałeś?Ona nie jest taka poza tym chyba zauważyłeś jak oni się do siebie odnoszą.Znów czysta nienawiść.
-Proszę cię nie mów,że dałaś się na to nabrać?
-Tzn?
-Noo te powłóczyste spojrzenia,westchnienia...no i...głupio mi mówić o tym,ale my...się jeszcze nie całowaliśmy..nie chce jej naciskać,ale powoli zaczynam myśleć,że ten cały ślub nie dojdzie do skutku bo coś ze mną nie tak!
-Żartujesz?Jesteś wspaniały,ja...zrobiłabym wszystko,żeby móc się z Mioną zamienić.
-Cooo?Jak to?
-Sama nie wiem...lubię cię Blaise,choć wiem,że nigdy nie zmieni się to w nic więcej niż platoniczne uczucie,nie jestem Mioną...
-Jak to nie jesteś Mioną?-Chłopak przystanął i wybałuszył oczy.
-No wiesz:chodząca encyklopedia,dowcipna,piękna,zgrabna..
-Jako facet mogę cię zapewnić,że posiadasz wszystkie te cechy...ale..
-Ale nigdy cię nie pokocham tak?
-Właśnie...-wypuścił powietrze zażenowany,całą rozmową i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
-Wiem...mogę mieć do ciebie prośbę Blaise?
-Co tylko zechcesz.-Uśmiechnął się ciepło.
-Pocałuj mnie.
-Możesz powtórzyć?Wydawało mi się,że powiedziałaś:pocałuj mnie.
-Tak powiedziałam.Chcę tylko zobaczyć czy coś poczujemy,tak samo doszło do pocałunku Draco i Hermiony.Jeden całus,a potem mogę nawet przestać z tobą gadać jeśli chcesz..
-Sam nie wiem Ginny,ja nie chce rozbudzać w tobie nadziei...
-Oj przestań już.-Energicznie chwyciła go za ramiona,wspięła się na palce i złożyła na ustach ślizgona pocałunek.Ich wargi były złączone przez kilka sekund a kiedy zaczęły się odrywać chłopak nieoczekiwanie poczuł to.Poczuł,że właśnie to chce zrobić i to z tą a nie inną dziewczyną.Miał nadzieję,że ona też ma takie zdanie.Przyciągnął ją bliżej i już zatracali się w delikatnym ale namiętnym pocałunku.Gryfonka nieśmiało splotła ręce na jego karku zbyt zaskoczona takim obrotem sprawy.Nawet w najśmielszych snach nie podejrzewała,że odwzajemni.Jej serce łomotało w piersi.Oboje głośno oddychali ni to walcząc o oddech ni to wciąż i wciąż przygarniając się bliżej i bliżej.Nawet się nie spostrzegli,że scena była jak rodem z filmu dla dorosłych.Ogniście ruda dziewczyna oparta o zimną ścianę kurczowo oplatająca chłopaka nogami w pasie,a on podtrzymujący ją za pośladki,wciąż wymieniali pocałunki,co i rusz mrucząc z zadowolenia.
Gdyby ktoś zapytał ich ile czasu tak spędzili otrzymałby dwie odpowiedzi.Pierwsza,pod wpływem impulsu-"całą wieczność",druga-po chwili namysłu-"o wiele za mało"

Gdy oderwali się od siebie,byli mokrzy od potu,ciężko oddychali,jednak ich oczy śmiały się,śmiechem człowieka,który na pustyni odnalazł źródełko,lub wędrowca,który po długim czasie wrócił do domu.Żadne się jednak nie odezwało.W milczeniu szli korytarzem,jednak była to cisza słodka,jakby nabożna,celebrująca razem z nimi to co się między nimi zrodziło.
Blaise,choć sam bał się przed sobą przyznać,pragnął idącej kolo niego dziewczyny.Nie wiedział,jak to się stało,że jej pocałunek wyzwolił w nim takie uczucia,ba nawet nie wiedział,że takie uczucia ma,ale czuł że będą z tego tylko kłopoty.I mimo,że tuż pod wejściem do dormitorium podjął decyzję,że był to pierwszy i ostatni raz i musi pielęgnować w sobie uczucia do Hermiony,zdawał sobie doskonale sprawę były one tysiąc razy słabsze niż te którym przed chwilą dał upust.Ostatni raz popatrzył na stojącą obok gryfonkę i nie odezwawszy się słowem wpił się w jej wargi z impetem.Bał się,że go odtrąci jednak ona jakby tylko na to czekała.Odpowiadała z jeszcze większa zachłannością niż wcześniej,a jemu zdawało się to bardzo pasować.
Kiedy parę chwil później przekroczyli próg dormitorium,po uprzednim doprowadzeniu się do porządku zdziwili się porządnie.Ani Herm ani Malfoya nie było.
Było około północy...gdzie niby mogli się podziać?

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 9

Blaise gorączkowo myślał co powinien teraz zrobić.Przecież nie może ot tak wejść do biblioteki i wydrzeć się na Draco...
Choć niewątpliwie poczuł się oszukany,bardziej bolało go jednak to,że znów okazał się nie wystarczający...że znów w rywalizacji z kolegą,został pokonany i jeszcze poniżony...Więc jednak coś między nimi było.Czuł już wtedy w Hogsmeade,że coś jest nie tak,że coś ich ku sobie pcha..
Teraz kolejnym problemem było co zrobią z obietnicą daną Dyrektorowi.Chłopak aż nie mógł uwierzyć,że w momencie lekkiej depresji jaką właśnie złapał,może trzeźwo myśleć nad ich wspólnym problemem.
Przemierzał korytarze,ale jakby w ogóle nie zauważał co się dzieje w okół niego.Jego myśli zaprzątała tylko Hermiona,której przecież zaufał i myślał,że ona również mu ufa.Zwierzali się sobie,spędzali razem czas i miał nadzieję,że z biegiem czasu faktycznie coś się między nimi wydarzy i dojdzie do tego cholernego ślubu.A teraz,kiedy już odkrył że kłamała mówiąc,że nienawidzi Malfoya,jak niby mają się z tego wyplątać?Ona przecież nie wie,że musi się z nim związać!
Kiedy wreszcie ocknął się z rozmyślań,zorientował się,że jest już pod biblioteką.Delikatnie nacisnął klamkę i znalazł się w przestronnym wnętrzu.Od razu zauważył gryfonkę rozmawiającą z bibliotekarką.Przeszedł obok niej bez słowa.Dziewczyna zdziwiona jego zachowaniem,złapała go za rękę.
-Hej Blaise,nie poznałeś mnie?-uśmiechnęła się blado.
-Żartujesz?Jest wolne popołudnie,kto inny niby miałby tu siedzieć i zanudzać panią Pince ciągłymi pytaniami?
-yyy..czy wszystko ok?
-Wybacz mi to nie miało tak chamsko zabrzmieć.-Nic nie mógł poradzić na to,że mu zależy i nie umie się na nią gniewać..
-W porządku,usiądziesz ze mną?Ginny poszła porozmawiać z Malfoyem w sumie nie wiem o czym,ale przynajmniej mamy okazję pogadać.
-Jasne..jak tam po szlabanie u Snape'a dobrze się bawiłaś?
-Przecież wysłał nas do zakazanego lasu..nie mogłam się dobrze bawić nie sądzisz?
-Ale byłaś przecież z Draco..
-I co z tego?Gonił nas jakiś przerażający stwór,musieliśmy spać w jakimś opuszczonym szałasie i w sumie nie udało nam się skompletować składników dla profesora,więc nie było tak kolorowo jak zdajesz się myśleć...
-Ja już nic nie wiem Miona..
-Słuchaj,możemy się umówić że wieczorem porozmawiamy?chcę cię o coś zapytać i poradzić się ciebie.
-Co ty...
-Zaufaj mi ok?
-Nie jestem pewien czy mogę.
-Proszę Blaise wieczorem ci wszystko wyjaśnię.-Chłopak nadal nie wyglądał na przekonanego,ale gryfonka już wróciła do lektury opasłego tomu,który jak dla Blaise'a wyglądał na encyklopedię.
Siedzieli w ciszy pracując,jednak dziewczyna co jakiś czas rzucała ukradkowe spojrzenia lub mruczała coś niezrozumiale.Natomiast ciemnoskóry nie mógł się na niczym skupić dlatego mniej więcej po godzinie czasu dał za wygraną.
-Słuchaj...ja i tak nic już nie wymyślę,dokończę ten esej kiedy indziej,jednak widzimy się wieczorem tak?
-Tak tak jasne.-Wysłała mu pokrzepiający uśmiech,które jednak wydał się sztuczny i wymuszony.Ze zwieszoną głową chłopak opuścił bibliotekę,jednak zaraz wpadł na Ginny i Malfoya którzy szli śmiejąc się z czegoś.
-Co wam tak wesoło?-Popatrzył na nich oburzony,jakby to że ma zły dzień oznaczało że wszyscy mają pogrążyć się w żałobie nad jego życiem miłosnym.
-Draco właśnie opowiadał mi jak uciekali z Mioną przed jakimś potworem w zakazanym lesie i przypomniało mu się jak w drugiej klasie również mało się nie posikał ze strachu.-Ginny znów nie mogła powstrzymać chichotu.
-Eh to wasze gryfońskie poczucie humoru...
-My właśnie szliśmy do biblioteki ale widzę że ty już stamtąd wracasz...coś się stało?
-Nie nie po prostu twoja przyjaciółka jest tak pochłonięta pracą że nawet nie można z nią pogadać.
-Znasz Hermionę,nie przepuści żadnej okazji do zdobycia wiedzy,aż się dziwie że na szlaban nie wzięła "czegoś lekkiego do czytania"-Tu Ginny wykonała ruchy ręką sugerując że ją również śmieszy zachowanie drugiej dziewczyny.
-To może zróbmy tak,ja z Draco pójdziemy na objad a wy dziewczyny poślęczycie jeszcze nad książkami i spotkamy się później?
-Dobry pomysł-cichy do tej pory blondyn wreszcie się ożywił i wtrącił do rozmowy.
Pożegnali się i chłopcy odeszli do swojego dormitorium.

                                                                 **


-Więc..dobrze się dogadujesz z Hermioną co smoku?
-Nooo tak jesteśmy kumplami,zakopaliśmy topór wojenny i można powiedzieć,że ją lubię.Co prawda nadal
 jest kujonką,perfekcjonistką i ma burzę nieznośnych loków na głowie,ale myślę,że zaczynam dostrzegać że jest w porządku.-Chłopak kłamał jak z nut,ale nie zdawał sobie sprawy,że jego rozmówca o tym wie.
-Ale chyba dałeś sobie już spokój z tymi bezsensownymi ciągotami względem niej?
-Taaaak,dawne dzieje,nie będę psuł naszych relacji przez dziewczynę,poza tym zasługujesz na nią.
-Rety stary dzięki!-Blondyn nawet nie zdawał sobie sprawy,że jego słowa wbijały się w podświadomość kolegi jak nienawistne szpileczki,rozwalające ich relację i brnął dalej.-Poza tym Ginny to niezła laska i fajnie się z nią gada więc wiesz...nie ma tego złego.-Uśmiechnął się niby pokrzepiająco.
-Wiesz co?Dupek z ciebie!Ja doskonale wiem,że wcale sobie nie odpuściłeś i że migdalisz się z nią jak tylko odwrócę głowę.Myślałem,że jesteśmy kumplami i całe lata znajomości coś dla ciebie znaczą a ty nawet po tym wszystkim co razem przeżyliśmy nie potrafisz być ze mną szczery!Pieprzę taką przyjaźń!-Odwrócił się na pięcie i pobiegł przed siebie zostawiając osłupiałego smoka z grymasem wymalowanym na twarzy.
-No to mamy przejechane.-Powiedział do siebie po czym pobiegł do biblioteki aby powiedzieć to samo Hermionie.

Niestety nie zastał dziewczyny w bibliotece i zrozpaczony ruszył prędko do pokoju wspólnego mając na celu zapobiegnięcie katastrofie,która w jego mniemaniu była tylko jego winą.Choć w sumie nie czuł się aż tak bardzo winny jak powinien. Hermiona podobała mu się,sam nie wiedział czemu,było w niej coś zachwycającego,pociągającego,choć przecież urodą nie wyróżniała się ponad inne dziewczyny.Chodził już z tyloma,że w zasadzie kolejna jego dziewczyna musiałaby być jakąś super modelką aby przewyższyć urodą pozostałe,jednak gryfonka miała jakiś dziwny magnetyzm,że od jakiegoś czasu nie myślał już o nikim więcej.
Nie podejrzewał nawet że to wina nieszczęsnego eliksiru  pod wpływem którego nadal był bo starzec poił go nim regularnie zamiast podać tylko raz tak jak na początku planował.Nie wiedział też że dyrektor bawił się uczuciami jego i kilku innych uczniów chcąc w ten sposób ich sprawdzić.Nie wiedział też że jak na razie próbę te oblewa z kretesem...
Kiedy dotarł do dormitorium prefektów siedziała tam zapłakana Hermiona i przytulająca ją Ginny. Obie miały miny co najmniej jakby ktoś umarł więc już wiedział,że spotkały Blaise'a wcześniej..

-Co ci powiedział?-Podszedł do dziewczyny i przytulił ją.
-Że jestem fałszywa,że ukradłam mu kumpla i nic nie robię tylko mieszam,a na koniec rzucił że jesteśmy wszyscy siebie warci i że on już nie chce tu mieszkać.
-Cooo?!Rety to wszystko moja wina...ja to wszystko jakoś odkręcę.Nie chce stracić kumpla,nie w taki sposób,nie po tym wszystkim.Przykro mi ale to co jest między nami musi się skończyć,za bardzo zależy mi na Blaisie aby to zaprzepaścić,poza tym sama wiesz jaka jest prawda..
-Taaak ja też o tym myślałam,musimy z tym skończyć i pozwolić wydarzeniom biec tak jak powinny...
-Miona co chcesz przez to powiedzieć?-Ginny wyglądała na skonfundowaną.
-Chcę powiedzieć,że wyjdziesz za Draco szczęściaro,a ja postaram się uszczęśliwić Blaise'a jak tylko będę mogła...
-Ale przecież plan był inny...
-Ale plan poszedł w las..przepraszam tak mi się powiedziało.-Spojrzała na Draco czy wyłapał drobną aluzję do ich pobytu w zakazanym lesie,ale jego twarz była tak wzburzona i zrozpaczona że ciężko było stwierdzić czy zrozumiał.
-Dooobrze,więc co proponujesz?
-Pójdę teraz porozmawiać z Blaise'm,wyjaśnię wszystko i przeproszę a wy tu zacznijcie planować wspólną przyszłość.-Spojrzała pozostałej dwójce w oczy i zobaczyła w nich tyle samo bólu ile niewątpliwie miała w swoich.
                                                                 **

Znalezienie Blaise'a zajęło jej dość dużo czasu bo chłopak dosłownie zapadł się pod ziemię.Nie było go w Wielkiej Sali,na błoniach,na boisku Quiddicha,w lochach,ani bibliotece też nie.Kiedy zmierzała do Skrzydła Szpitalnego przyfrunął do niej feniks-patronus Dyrektora z wiadomością,że czeka na nią w gabinecie i aby niezwłocznie się tam udała.Tak też zrobiła.Zastała tam Blaise'a chodzącego wte i we wte oraz Dyrektora popijającego spokojnie herbatę.Kontrast w zachowaniu tych dwóch strasznie ją zdenerwował.Zapewne zaraz dostanie takie kazanie,że będzie jej się śnić po nocach...
-Panno Granger zapraszam,masz ochotę na herbatkę miętową?Przepyszna!
-Nie dziękuję..chciał mnie pan widzieć?
-A tak...obecny tutaj ślizgon przyszedł do mnie z prośbą,a ja niestety nie mogę jej spełnić bez uprzedniego poznania przyczyny,ale pan Zabini nie chce jej podać,dlatego stwierdziłem,że możesz być przydatna.
-Jaką prośbą?Blaise chodź stąd musimy porozmawiać,nie musisz się wyprowadzać!
-Aaaa czyli się nie pomyliłem,wie Pani o co chodzi!-Dumbledore klasnął w dłonie i uśmiechnął się znad swoich okularów-połówek.
-Oczywiście,że wie,przecież to jej wina.-Chłopak posłał jej wrogie spojrzenie.
-To nie tak jak myślisz ok?Pozwól mi to wyjaśnić..
-Co tu jest do wyjaśniania?Za moimi plecami romansowałaś z Draco dając mi nadzieje że coś z tego będzie!To jest przyjaciółka?Zwierzałem ci się,otworzyłem swoją duszę,a ty tak po prostu wybrałaś jego!Jak zawsze ja muszę być tym przegranym,tym który musi cieszyć się nagrodą pocieszenia...
-To wcale tak nie jest..ja wcale nie chciałam czuć niczego do Draco,ty mi się podobałeś,a to jakoś tak samo wyszło...
-Samo wyszło?czy ty się słyszysz?Obiecywaliście,że nic między wami nie ma a chwile później obściskiwałaś się z nim w zakazanym lesie!Jak mogłaś?
-Ja nie wiem co mam ci powiedzieć..
-Może prawdę,chociaż raz w życiu?Dobrze,ale nie tutaj ok?-Dziewczyna dobrze wiedziała że nie może przed Dyrektorem zdradzić szczegółów planu,ani tego że wie o obietnicy ślizgonów..
-Ah wiedziałem,że gryfonka zażegna kryzys lepiej niż ja sam!-Mężczyzna wstał i rzucił jeszcze przez ramię-Rozumiem że możemy Pańską prośbę uznać za niebyłą Panie Zabini?
-Tak Dyrektorze-Odpowiedział chłopak niepewnie,ale nie miał szans niczego dodać bo Hermiona już ciągnęła go na korytarz nawet się nie pożegnawszy.

-Posłuchaj Blaise to może być dla ciebie szok,ale ja wiem,że muszę za ciebie wyjść a Ginny za Draco..on mi to powiedział kiedyś przypadkiem...nie bądz zły..ja zrobię wszystko abyś był szczęśliwy i nie będę więcej spotykała się z Draco i pomogę wam naprawić relacje.
-Co?Jak to...ja nie chcę niczego naprawiać,Draconowi na mnie nie zależy..gdybyśmy byli prawdziwymi kumplami to nie wyciąłby mi takiego numeru tylko przyszedł i powiedział prawdę...zresztą pójdę do Dumbledore'a i powiem mu że zrywam umowę,nie będę stał wam na drodze do szczęścia..
-Nie możesz tego zrobić!Nie widzisz że on tylko na to czeka?Przemiana musi się wypełnić!Weźmiemy ślub i będziemy starali się zbudować swoje szczęście...no chyba że nie chcesz?
-Chce ale nie wiem czy mogę ci ufać...
-Więc dajmy temu czas a ja udowodnię ci szczerość moich zamiarów.
-Ok masz czas do balu jesiennego.
-W porządku,dziękuję.
Ruszyli ramię w ramię do swojego dormitorium i zastali tam blondyna ze szklaneczką ognistej w ręce.
-Hej Draco możemy porozmawiać?
-Jasne,ale bez Granger...nie chcę pobrudzić się szlamem....