Miniaturka tak przed rozdziałem,bo wena przyszła a w pracy nudno.;)
Komentujcie!
Gimnazjaliści i Gimnazjalistki trzymam kciuki!;)
Enjoy!
-Puść mnie słyszysz?!-dziewczyna szamotała się i za wszelką cenę chciała uniknąć objęć blondyna,które zwiastowały jej niechybną klęskę.
-Nie wyrywaj się Granger,to może jeszcze cię dziś nie zabiję.
-Już wolę zginąć tu na miejscu niż spędzić kolejną dobę w tym...domu -w jej ustach słowo dom zabrzmiało tak jak w jego ustach "szlama"
-Nie bądź taka wojownicza bo jak reszta zobaczy ,że się stawiasz,to mogą zechcieć cię wykorzystać...-Jego kolejne słowa troszkę zbiły ją z pantałyku.-Wiesz to są szaleńcy,jak kobieta się stawia i wierzga to ich to podnieca i robią się strasznie chętni,a tego przecież byśmy nie chcieli prawda?-Pogłaskał ją z dozą czułości po policzku,lekko rozmazując krew,która ciekła z rany przez niego zadanej.Dziewczyna na chwilę zamarła i nawet przestała oddychać.Podniosła na niego wzrok,ale umknął gdzieś w bok,ani przez chwilę nie rozluźniając uścisku w jakim ją trzymał.-Wstawaj,pójdziemy do celi,będziesz się wyrywać,czy mogę ci zaufać i pójdziesz spokojnie?-Jednym ruchem postawił ją do pionu,jednak nadal mocno trzymał ją pod ramię.
-Pójdę sama-hardo uniosła głowę,jednak kiedy zrobiła krok do przodu,zachwiała się i gdyby jej nie podtrzymał,upadłaby.
-Chyba jednak nie pójdziesz sama.-Blondyn zaśmiał się cicho i delikatnie wziął ją na ręce.Co go zdziwiło nawet nie protestowała.Widocznie była bardziej obolała i poturbowana niż myślał.Kiedy przemierzali lochy jego posiadłości znów zaczęły nękać go wyrzuty.Była tu już 2 tygodnie.
Codziennie torturowana,przesłuchiwana,ale na szczęście nie gwałcona.JESZCZE...modlił się w duchu aby to nigdy nie nastąpiło,a jeśli to żeby nie musiał na to patrzeć i mógł potem rzucić na nią obliviate. Było mu głupio przed samym sobą,że we własnym domu,pośród "rodziny",śmierciożerców i Czarnego Pana pozwolił sobie na takie błahe uczucia jak litość,żal i miłość?nie...Malfoyowie nie kochają,a już na pewno nie szlamy. Po prostu było mu żal,że dziewczyna,którą znał ze szkoły zginie niechybnie w ciągu kilku najbliższych dni i to w jego domu.Pogardzał nią,jej brudną krwią,tymi wszystko wiedzącymi choć bardzo pięknymi oczami...reprezentowała wszystko czego nienawidził,ale równocześnie była ucieleśnieniem wszystkich jego pragnień.Krucha,delikatna,smukła,piękna.Waleczna,odważna i iście gryfońska.Przez ten czas zdążyło w jego sercu zadomowić się uczucie troski i odpowiedzialności za drugiego człowieka.Kiedyś takie odczucia były mu obce i wcale by się nią nie przejął,ale kiedy zobaczył jak dzielnie przeciwstawiała się klątwom i urokom rzucanym przez jego towarzyszy,urosła w nim duma.Dlatego codziennie po skończonych torturach,biegł jak na złamanie karku,leczył ją i tulił w ramionach póki wyczerpana nie zasnęła lub nie przestała majaczyć z bólu.Za każdym razem rzucał na nią zaklęcie zapomnienia,nie chciał aby ktokolwiek dowiedział się o jego "drugiej stronie".Dawno temu ojciec podjął za niego decyzję i niestety musi być posłuszny,choć nie wie po której ze stron przyjdzie mu zginąć.Miał tylko nadzieję,że ona wyjdzie z tego cało i choć nienawidził myśli,że miałaby wyjść za tego wszawego rudzielca i urodzić mu dzieci,to chyba wolał,aby czekała ją taka przyszłość niż żadna.Wciąż nie mógł się zdecydować.Walczył z samym sobą o opamiętanie.Chciał znów jej nienawidzić,aby była mu obojętna i aby jej krzywdy tak bardzo go nie bolały.Cieszył się,że przydzielono mu "opiekę" nad nią,przynajmniej nie musiał się bardzo gimnastykować,aby jej pomóc.Była już bardzo wycieńczona i podejrzewał,że jak ten pożal się boże Zakon się nie pospieszy,to ona mu umrze w ramionach. Bądź co bądź była tylko kobietą i choć dostrzegał jej wewnętrzną siłę wiedział też,że każdy człowiek ma limit przeżytych cruciatusów i jej właśnie się zbliżał.Gdyby tylko mógł sam by ją uratował,jednak bez narażania się na gniew ojca i Czarnego Pana oraz bez pomocy z zewnątrz nie mógł tego zrobić.
W końcu jednak po długich 3 tygodniach nadarzyła się okazja.Wszyscy najlepsi śmierciożercy wyruszali na misję a Voldemort teleportował się do Doliny Godryka by czaić się na Pottera.
Draco szybko przeniósł Hermionę do swoich komnat uleczył ją tyle ile się dało i posłał patronusa do znienawidzonego Pottera.Teść była krótka i raczej oszałamiająca.Mam Granger teleportuj się sam jak najszybciej pod Malfoy Manor,to może będzie żywa.
Nie minęło pół godziny i pojawił się wybraniec.Blondyn szybko zniósł nieprzytomną gryfonkę uprzednio znów wyczyścił jej pamięć i oddał w ręce Harrego bez słowa wyjaśnienia.Chłopiec który jeszcze żyje posłał mu pytające spojrzenie,Ślizgon nawet na niego nie patrząc powiedział tylko:-Niech Snape zrobi nad nią swoje hokus-pokus,dopilnuj tego,ale dopiero po wojnie,rozumiesz?
-Ja....dziękuję...Draco.
-Podziękujesz jak ona przeżyje.Nie ważne uciekaj stąd!-Harry obrócił się z dziewczyną w rękach.-Potter?
-Tak?
-Nie daj mu się zabić,PROSZĘ.
-Wedle życzenia Malfoy.-Uśmiechnęli się do siebie słabo i oboje teleportowali w bezpieczne miejsca.
Kilka miesięcy później...
-Draconie Malfoy odbędziesz karę 3 lat w Azcabanie i jeśli nie skonasz w męczarniach odpokutujesz swoje winy.Zarzuca ci się czynną służbę w szeregach Voldemorta zamordowanie niezliczonej liczby mugoli oraz tortury na członkach Zakonu Feniksa.Czy masz coś na swoją obronę?
-Nie,mam tylko jedną prośbę...jeśli mogę.-Chłopak miał złamaną rękę podbite oko i był bardzo wymizerowany.
-Słucham?-Minister Magii popatrzył na niego pobłażliwie.
-Proszę o szybką rozmowę z Harrym Potterem.
-Czy Pan Potter przychyla się do prośby?
-Oczywiście.
Draco został poprowadzony przez dwóch aurorów do malutkiego pokoiku i zaraz dołączył do niego czarnowłosy.
-Malfoy głupku,czemu się nie bronisz?Mogę zeznawać,oczyszczą cię,życie Hermiony było zagrożone,a ty pomogłeś!Wiesz,że to cię może uratować?
-Dla śmierciożercy nie ma ratunku.Odbędę karę i zdechnę w męczarniach tak jak powinienem.Każ tylko Snape'owi sprawdzić czy nic nie zostało jej z wspomnień...sam wiesz jakich.
-Dlaczego?
-Chce aby tamten okres był dla niej niewiadomą i aby nie litowała się kiedy będę tracił życie w więzieniu.Nie chcę aby próbowała mnie ratować...
-Ja jej powiem co zrobiłeś,ona cię uratuje!Przecież nawet Ron który kocha ją nad życie nie zrobiłby dla niej tyle ile ty...
-No właśnie Ron..ona ma,wyjść za niego i być szczęśliwą żoną,matką.-Na moment jego oczy napełniły się ciepłym blaskiem,który zaraz jednak zgasł.-Pamiętaj,gdyby jednak coś pamiętała,lub kojarzyła nie możesz powiedzieć jej prawdy!Jeśli się dowiem,że ona wie,wyjdę stąd i walnę cię w twarz bardzo mocno rozumiesz?
-Taaak,ale czemu nie pozwolisz sobie pomóc?Przecież byłeś w jego szeregach nie z własnej woli,jesteś dobry,nikt do końca przesiąknięty złem,nie byłby zdolny do tak wielkiej miłości...walcz!
-Byłem jednym z jego lepszych sługusów,nienawidziłem wszystkiego co niemagiczne,czyż to nie ironia?Arystokrata kocha szlame,szlama wyjdzie za zdrajcę krwi...
-Zaczynasz bredzić..mówisz jak Zgredek..pójdę po Hermionę porozmawiasz z nią,ona cię przekona.
-NIE!dla mnie nie ma ratunku,a ja go nawet nie chce nie rozumiesz?Sprawiedliwości stanie się za dość.Po prostu dopilnuj,aby nic nie pamiętała.
Potter tylko skinął głową i cicho wyszedł. Dracon został szybko przetransportowany do więzienia gdzie na straży spokoju stali dementorzy,powoli wysysając z każdego jego życie.Jednak Malfoy trzymał się nad podziw dobrze.Każdego dnia czytał proroka codziennego,skąd dowiadywał się wiadomości ze świata,który jego jakby już nie dotyczy...
Któregoś z dni kiedy już zaczynał tracić nadzieję usłyszał szmer na korytarzu.
-Draco Malfoy masz gości!
-Gości...to jest Azcaban!Tu się nie ma gości,tu się umiera!
Jego oczom ukazał się chyba najpiękniejszy widok w życiu...Brązowowłosa,smukła i bardzo wkurzona Hermiona wkroczyła do jego celi dość bezceremonialnie.
-Draconie Malfoy!Jak śmiałeś wymazać mi pamięć?!Każdego dnia czułam taką pustkę w sercu,a sama nie wiedziałam dlaczego...miałam wyjść za Rona i zostać magomedykiem,ale nie wiedzieć czemu żadna z tych rzeczy nie doszła do skutku...jak mogłeś bez mojej wiedzy skazać mnie na takie życie?!
-Jakie życie?!Dostatnie,dobre,pozbawione trosk?
-Bez ciebie głupcze!Jak mogłeś siedzieć sobie tutaj spokojnie wiedząc,że gdzieś tam jest kobieta która nic nie wie i może się nigdy nie dowiedzieć?
-Pragnę ci przypomnieć,że siedzenie tutaj może i było porównywalne do herbatki z Czarnym Panem,ale nie było to najprzyjemniejsze co mnie spotkało...
-Sam jesteś sobie winien.-Dziewczyna prychnęła gniewnie.
-Wiem,wcale nie twierdze że nie...-nie dokończył jednak bo dziewczyna bezceremonialnie wpiła się w jego złaknione usta.Trwali w pocałunku dość długą chwilę,w końcu jednak chłopak przerwał,spojrzał jej głęboko w oczy,szepnął zaczekaj i podszedł do krat celi.
-Hej Potter!-Krzyknął do stojącego obok mężczyzny.
Kiedy dzieliło ich już najwyżej pół metra Draco zamachnął się i z całej siły dał koledze w pysk.Odrzuciło go i kiedy obaj upadli na podłogę,zaczęli się szaleńczo wręcz śmiać.Była to piękna chwila...z celi wybiegła zdziwiona Hermiona i najpierw podbiegła do blondyna co Potter przyjął dość spokojnie...
Zakochani patrzyli sobie w oczy nie mogąc się nimi nasycić.W końcu jednak trzeba było wracać do domu.
Brązowooka przytuliła blondyna i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
-Wrócisz po mnie?
-Zawsze.
Cudo ! :)
OdpowiedzUsuńWięcej nie napiszę, bo nie mam odpowiednich słów ;)
Dramione True Love <3
Ale faajna noo :) Taka słodka < 3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
L. ;*
Wspaniała miniaturka :) Pisz takich więcej :D
OdpowiedzUsuńDodaj button, jeśli mam dodać Cię do stowarzyszenia.
OdpowiedzUsuńEver
Superowa miniaturka ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się jak Draco przywalił Harremu ;p
pozdrawiam ;*
Miniaturka świetna ;) jak dla mnie najlepszy był ten paradoks i wewnętrzna walka Malfoya z samym sobą - Hermiona była zbiorowiskiem wszystkiego czego nienawidził a z drugiej strony imponowała mu jej wola walki, uroda i w ogóle ;) zabieram się teraz za drugą miniaturkę :P
OdpowiedzUsuń